[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawiał się ponuro, jak wiele kombinacji różnych kolorów można by utworzyć.Odkąd obca wola zmuszająca go do działania znikła, czuł się koszmarnie zmęczony i tak głodny, że bolał go żołądek.Jeśli nie zdoła zmusić tej skrzynki do ujawnienia swego sekretu, może pozostać tu uwięziony na wieki.Ile czasu trzeba, by człowiek umarł z głodu?Uparcie odmawiał przegrania właśnie teraz.Jeśli przejście przez tę ścianę leżało w gestii tej maszyny, to zamierzał za jej pomocą tego dokonać!Rozpoczął od pierwszego rzędu — potem drugi, następnie jednoczesne naciskanie guzików w tych dwóch rzędach, we wszystkich możliwych kombinacjach, jakie przychodziły mu do głowy.Z kolei wypróbował rzędy trzeci i czwarty.Nie dopuszczał do siebie potwornej myśli, że jego wysiłki mogą spełznąć na niczym.Usadowił się na jednym ze stołków i pochylił do przodu, naciskając z całej siły palcem wskazującym pierwszy przycisk w czerwonym rzędzie.Był w połowie rzędu, gdy nastąpiła reakcja.Nie było to jednak to, czego oczekiwał.Żadna ściana nie przesunęła się w bok, nie uniosła w górę ani nie zapadła w podłogę.Za to naciśnięty guzik pstryknął i zablokował się, nie wyskakując na powrót.Sander patrzył z nadzieją na osaczające go ściany, odwróciwszy uwagę od samej skrzynki.Dopiero odgłos brzęknięcia przyciągnął na nowo jego wzrok.W jednym końcu skrzynki znajdował się otwór, z którego wyślizgnął się brązowy kwadracik, a potem jeszcze jeden, oba długości mniej więcej jego małego palca.Teraz przycisk zamigotał i wystrzelił do góry, zrównując się ponownie z pozostałymi, a Sander wpatrywał się pytająco w dwa leżące na stole przedmioty.To wydzielany przez nie zapach zaskoczył go najbardziej.Zapach mięsa smażonego i obracanego nad ogniem pod okiem wyśmienitego kucharza.Ale skąd… co… jak?Delikatnie chwycił leżący bliżej kwadracik.Był ciepły — przypominał doskonale zrumienioną kromkę chleba.Nie mógł się dłużej oprzeć aromatowi i wbił łapczywie zęby w ten herbatnikopodobny specjał.Gdy już chrupał mu między zębami, starał się go nazwać, lecz tak naprawdę nie potrafił.Jakiś rodzaj chleba? Nie, ponieważ jego smak odpowiadał zapachowi dobrze wypieczonego mięsa.A jednak, wbrew smakowi i aromatowi, nie było to pieczyste.I choć mogło być nafaszerowane jakimś narkotykiem lub trującymi ziołami, Sander nie mógł po tym pierwszym kęsie odmówić sobie zjedzenia reszty, co zresztą usprawiedliwione było stanem skrajnego wygłodzenia.Dokończył „herbatnik” dwoma kęsami i chciwie wgryzł się w drugi.Co dziwne, choć były niewielkie, już dwa zaspokoiły głód, powodując uczucie sytości, jednocześnie jednak wzmagając pragnienie.Popatrzył na pozostałe, nie wypróbowane jeszcze guziki, zastanawiając się, czy skrzynka zaspokoi także i tę potrzebę.Podszedł do sprawy metodycznie.Kolejny czerwony guzik dostarczył mu ciemnobrązową pałeczkę o prawie takiej samej konsystencji jak kwadracik, pachnącą jak pieczona ryba.Linia zielona produkowała trzy rodzaje wafli, różniące się odcieniami.Odłożył je na bok razem z rybną pałeczką.W żółtej linii działał tylko jeden przycisk.Nacisnął go i ze skrzynki wyjechała mała filiżanka z cienkiego, błyszczącego tworzywa, wypełniona po brzegi na pół płynną, bladokremową substancją.Dotknięcie językiem poinformowało go, że jest słodka.Ostatni rząd.Wduszenie przedostatniego guzika spowodowało, iż w jego nadstawioną dłoń wsunął się nieco większy kubeczek, z zamykającym go szczelnie wieczkiem z tego samego tworzywa.Kiedy je zdjął, trzymał w ręku pojemnik nie z wodą, lecz z aromatycznym płynem o nieznanym, aczkolwiek nęcącym zapachu.Przełknął go pospiesznie, choć niemal parzył w usta.Podobnie jak tamta kremowa rzecz, był osłodzony do smaku, ale gasił pragnienie.Ostrożnie włożył rybną pałeczkę i wafle za pazuchę.Kremową substancję, z braku łyżeczki, wylizał do czysta z pojemnika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]