[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie uszedł zresztą daleko, szybko opadła na niego ciemność góry, ognie pochodni skurczyły się, zbłękitniały, przybladły, by w końcu utonąć w czerni.Przerwał milczenie dopiero w swojej izbie, kiedy leżąc z zabandażowanym od barku po nadgarstek ra­mieniem, obserwował skupioną, zachwyconą twarz Berego szkicującego ryty zdobiące klingę miecza.Na jego prośbę Bere sprowadził Detha i Danana.Morgon, nie pomijając żadnego szczegółu, opowiedział im bez­namiętnym tonem wszystko, co chcieli wiedzieć.- Dzieci.? - wyszeptał Danan.- Kiedy Yrth mnie tam zaprowadził, widziałem tylko kamienie.Skąd wie­dział, czym są?- Zapytam go.- Yrtha? Myślisz, że on żyje?- Jeśli żyje, odnajdę go.- Morgon umilkł na chwilę.Oczy miał puste, nieprzystępne.- W tę grę, poza Za­łożycielem i zmiennokształtnymi, zaangażowany jest ktoś jeszcze - podjął.- Wymieniali obce mi imiona - Edolen, Sec, jakiś Pan Wiatrów.Może mieli na myśli Najwyższego.- Zerknął na Detha.- Czy Najwyższy jest również Panem Wiatrów?- Tak.- I jest jeszcze jakiś Pan Ciemności, który ujawni się bez wątpienia, kiedy będzie do tego gotowy.Era Naj­wyższego ma się ku końcowi.- Jak to możliwe? - zaprotestował Danin.- Jeśli za­braknie Najwyższego, nasze ziemie obumrą.- Nie wiem, jak to możliwe.Ale dotknąłem twarzy syna Pana Wiatrów, kiedy do mnie mówił, i ta twarz była z kamienia.Myślę, że to możliwe, wszystko jest możliwe, z zagładą królestwa włącznie.To nie jest na­sza wojna.my jej nie rozpętaliśmy, nie możemy jej zakończyć, nie możemy jej uniknąć.Nie ma wyboru.Danan chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił.Piórko Berego znieruchomiało.Chłopiec odwrócił się do nich.- Koniec ery.- zaczął w końcu Danan.- Jak moż­na położyć kres górze? Możesz się mylić, Morgonie.Ci, którzy wszczęli przed tysiącami lat tę wojnę, nie wiedzieli, że będą się musieli liczyć z ludźmi nie wa­hającymi się walczyć o to, co kochają.Tych zmienno­kształtnych można pokonać; sam tego dowiodłeś.- Tak.Dowiodłem.Ale oni nie muszą wcale z na­mi walczyć.Wystarczy, że zgładzą Najwyższego, a bę­dziemy zgubieni.- To dlaczego próbują zabić ciebie? Dlaczego ata­kują ciebie, a nie Najwyższego? To nie ma sensu.- Owszem, ma.Każda zagadka ma swoje rozwią­zanie.W miarę, jak będę gromadził odpowiedzi na pytania, które sam muszę zadać, zacznie się z nich wy­łaniać odpowiedź na twoje pytanie.Danan pokręcił głową.- Jak chcesz się do tego zabrać? Nawet czarodzie­jom się to nie udało.- Dokonam tego.Nie mam wyboru.Deth niewiele się odzywał.Kiedy wyszli, zabiera­jąc ze sobą Berego, Morgon, zacinając z bólu zęby, wstał z łóżka i podszedł do okna.Zapadał zmierzch, błękitno-białe zbocza góry czekały w bezruchu na nad­ciągającą noc.Morgon stał i patrzył, jak wielkie drze­wa wtapiają się w mrok.Cały świat zamarł, nic się nie poruszało, ani zwierzę, ani obciążona śniegiem gałąź, a tymczasem biała głowa Isig coraz wyraźniej rysowa­ła się na tle czarnego, bezgwiezdnego nieba.Usłyszał kroki na schodach, rozchyliła się kotara.- Kiedy ruszamy do góry Erlenstar? - zapytał Mor­gon, nie odwracając się od okna.- Morgonie.Dopiero teraz się obejrzał.- Rzadko słyszę w twoim głosie ten ton.To protest.Stoimy na progu góry Erlenstar, a ja mam tysiąc py­tań do zadania.- Góra Erlenstar to tylko góra Erlenstar - powiedział cicho Deth.- Miejsce, gdzie możesz, ale wcale nie musisz znaleźć odpowiedzi, na których tak ci zależy.Cierpliwości.Wiatry, które dmą od północnych rubie­ży przez Przełęcz Isig, są w środku zimy bezlitosne.- Miałem już z tymi wiatrami do czynienia i nie zro­biły na mnie wrażenia.- Wiem.Ale jeśli wyruszysz w drogę nie dość sil­ny, by stawić czoło zimie, nie przeżyjesz dwóch dni po­za Kyrth.- Przeżyję - warknął Morgon.- Akurat w tym jestem najlepszy - w wychodzeniu cało z każdej opresji bez przebierania w środkach, wszelkimi dostępnymi spo­sobami.Mam wielkie talenty, niezwyczajne u księcia Hed.Widziałeś miny górników, kiedy weszli do gro­ty i znaleźli tam nas wszystkich? Tylu tu kupców.Jak myślisz, ile trzeba czasu, żeby wieść o tym dotarła na Hed? Jestem nie tylko biegły w zabijaniu, ale mam do tej roboty miecz noszący moje imię, przekazany mi przez dziecko o kamiennej twarzy na polecenie czaro­dzieja, który wykuł go, zakładając, że człowiek o imie­niu, które oręż ten nosi, przyjmie narzuconą mu misję.Nie mam wyjścia.Jeśli nie pozostaje mi nic innego, jak tylko robić, czego się ode mnie oczekuje, to zrobię to od razu, najszybciej, jak to możliwe.Jest bezwietrznie; gdybym ruszył dziś wieczorem, za trzy dni byłbym pod górą Erlenstar.- Za pięć - poprawił go Deth.- Nawet vesty muszą kiedyś spać.- Podszedł do kominka, sięgnął po pola­no.Podsycony ogień buchnął z nową energią i oświet­lił jego twarz.Harfista policzki miał zapadnięte, pożło­bione cienkimi zmarszczkami, których wcześniej tam nie było.- Poza tym, jak daleko ujdziesz z kontuzjo­waną nogą?- Mam tu, według ciebie, czekać, aż mnie zabiją? - Zmiennokształtni wystąpili tu już przeciwko tobie i ponieśli klęskę.Teraz, kiedy przebywasz w silnie strzeżonym domu Danana, masz ten miecz i na razie żadnych szans na znalezienie odpowiedzi na pytania, które zrodziły się po spotkaniu z kamiennolicymi dzieć­mi, będą może woleli zaczekać na twój następny ruch.- A jeśli go nie wykonam?- Wykonasz.Wiesz przecież.- Wiem - szepnął Morgon.Odwrócił się gwałtow­nie od okna.- Jak możesz być tak spokojny? Nigdy nie okazujesz leku, nic cię nigdy nie zaskakuje.Od ty­siąca lat chodzisz po tym świecie, zdobyłeś Czerń Mi­strzostwa.W jakim stopniu przewidziałeś to, co się te­raz dzieje? To ty nadałeś mi imię w Herun.- Zauwa­żył błysk czujności w oczach harfisty, i to jeszcze bardziej go sprowokowało.- Czego się po mnie spodzie­wałeś? Że pochłonięty tą grą nie będę niczego i niko­go kwestionował? Znałeś Sutha.Czy wyjawił ci znane sobie zagadki związane z tymi gwiazdkami? Znałeś Yrtha.Podobno byłeś w Isig, kiedy on pracował nad mo­ją harfą.Czy powiedział ci, co widział w Grocie Zgu­bionych? Urodziłeś się w Lungold czy byłeś tam, kie­dy zamykano Szkołę Czarodziejów? Studiowałeś w niej? Deth wyprostował się i spojrzał Morgonowi w oczy.- Nie jestem czarodziejem z Lungold.Nigdy nie służyłem nikomu prócz Najwyższego.Studiowałem przez jakiś czas w Szkole Czarodziejów, bo, widząc, że płyną lata, a ja się nie starzeję, zacząłem podejrze­wać, że moim ojcem mógł być czarodziej.Kiedy oka­zało się, że nie mam żadnych specjalnych uzdolnień w tym kierunku, przerwałem naukę.To tyle, jeśli cho­dzi o moje związki z czarodziejami z Lungold.Szuka­łem cię w Ymris przez pięć tygodni; dwa miesiące cze­kałem na ciebie w Kyrth, nie dotykając swojej harfy w obawie, że ktoś domyśli się, kim jestem i na kogo czekam.Szukałem cię z górnikami Danana pod górą Isig: widziałem twoją twarz, kiedy cię znaleźli.Myślisz, że mógłbym zrobić dla ciebie coś więcej?- Tak myślę.- W izbie zapadła cisza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl