[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.u diabła, mogą się z tym pogodzić?Gordon uniósł swą pustą szklankę:- Tak jak ty musisz sobie z tym poradzić: ucząc się nie zważać na idiotyczne przesądy reszty świata.przynajmniej tak długo, jak ci jest to potrzebne, by przekonać się we własnej duszy, że to, co się stało, było aktem przemocy i całkowicie nie do uniknięcia, czymś, za co w żaden sposób nie możesz być obwiniany.Pogodzenie się z tym, drogi Stanleyu, zaczyna się tutaj, we własnym umyśle.Miej najpierw siebie na względzie, o resztę martw się później.No, a teraz, masz ochotę na frytki?- Frytki? Oczywiście.Polanę sosem worcester, jeśli go mają.Stanley, czekając, aż Gordon przyniesie piwo, obserwował ruch na rzece i słuchał strzępów bzdurnych weekendowych rozmów.- Dennis pozrywał tapety i strzeliliśmy sobie ściany w brzoskwini - wyjaśniała młoda kobieta w opasce na głowie.- No cóż, my już nie malujemy ścian - odparła druga w ogromnych błyszczących w słońcu kolczykach.- To takie staroświeckie.-.przyłożyłem się.Ustawiłem gaźnik, wzmocniłem tylne zawieszenie i teraz chodzi absolutnie bombowo - grzmiał za Stanleyem dobrze zbudowany młodzieniec w panterce.Na rzece płynął powoli statek turystyczny.Wszyscy na pokładzie machali w kierunku nabrzeża, chociaż nikt na zewnątrz pubu ,,Bull's Head” nie odkiwnął im ani nawet na nich nie spojrzał.Stanley zastanawiał się, po co oni machają.By pokazać, że się cieszą, chociaż się nie cieszyli? By się upewnić, że naprawdę istnieją? Nie machaliby, gdyby zwyczajnie spacerowali.Prawdę mówiąc, odwróciliby się wówczas.Chciałby móc powstrzymać podobne myśli.Ale było coś w Anglii, co mu je bezustannie nasuwało.Ciągle miał wrażenie, jakby wszyscy wokoło grali w jakiejś sztuce.Nadal patrzył na statek turystyczny, gdy nagle zauważył kogoś, kto stał na drugim brzegu rzeki, ponad ćwierć mili od niego.Po drugiej stronie rosły ciemne, wysokie, ponure topole.Rodzaj drzew, który kojarzył się Stanleyowi z cmentarzem albo budynkami komunalnymi.Nie był pewien, co sprawiło, że spojrzał na tę postać.Może to, że stała tam bez ruchu, blisko połamanej barierki i hangaru na łodzie.Była zbyt daleko, by mógł dojrzeć szczegóły, ale kiedy wytężył wzrok, zdołał zobaczyć, że ma na sobie szary płaszcz i coś w rodzaju szarego kapelusza.Owładnęło nim przerażające uczucie zimna.Nie mógł tego stwierdzić na pewno, ale coś mówiło mu, że to Kaptur.Wyglądał jak Kaptur, stojąc tak bez ruchu.Jego twarz była biała - jak chustka do nosa - ale nic więcej nie potrafił dojrzeć.Może powinien wezwać policję, chociaż nie jest na sto procent pewien, że to Kaptur? O Boże, a jeśli Kaptur go obserwuje? A jeśli Kaptur chce się znów do niego dobrać?Rozejrzał się nerwowo za Gordonem, ale pub był zatłoczony aż do samych drzwi i Gordon na pewno nie został jeszcze obsłużony.Wtedy dostrzegł na stoliku przed pubem lornetkę w futerale ze świńskiej skóry.Przecisnął się tam i uniósł ją.- Przepraszam! - wykrzyknął, trzymając ją nad głową.- Czyje to jest?- Moje, jakby co.Bądź tak dobry i odłóż to na swoje miejsce - odparł młodzieniec w panterce.- To Zeiss.- Czy mógłbym pożyczyć dosłownie na minutę?- Wykluczone, staruszku, z zasady nic nie pożyczam.Nawet moich dziewczyn.Jego kumple ryknęli ze śmiechu.- Posłuchaj, postawię wam wszystkim kolejkę - zaproponował Stanley.Zerknął szybko z powrotem na drugi brzeg.Postać stała ciągle na miejscu, nieporuszona.- No zgódź się, Alex, to uczciwy interes - wykrzyknął jeden z jego kumpli.- Dalej, Alex, na co czekasz?- No, dobra - rzekł Alex.- Tylko, na miłość boską, nie upuść jej.Stanley wziął lornetkę i przecisnął się z powrotem do ogrodzenia.Jego miejsce było już zajęte przez wysoką dziewczynę z prostymi blond włosami i papierosem w ustach, która nie miała najmniejszej ochoty się przesunąć.- Przepraszam - zwrócił się do niej.Spojrzała na niego wyniośle i przesunęła się może o parę centymetrów.Stanley uniósł lornetkę i skierował ją na drugi brzeg.Odszukał hangar na łodzie i połamane barierki.Przesunął lornetkę trochę w lewo, gdzie stała przed chwilą postać, ale niestety zniknęła.Natychmiast skierował lornetkę w prawo, ale i tam jej nie było.Opuścił lornetkę i spojrzał na rzekę, osłaniając ręką oczy od słońca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]