[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Popaloną ogniem.nawet wampir we mnie był poparzony, obity i posiniaczony.Cały ten długi okres rekonwalescencji spędziłem w niedostępnym górskim ustroniu, cały czas pod opieką moich Cyganów, ich synów i ich słodkich, piersiastych córek także.Powoli mój wampir wykurował się.Aż nadszedł właściwy czas, by opuścić me gniazdo i poczynić plany co do dalszego życia.Świat, w którym się znalazłem okazał się straszny, wszędzie wojny, wielkie cierpienia, głód i zarazy, ale czułem się tam wyśmienicie, gdyż byłem wampirem.Na granicy z Wołoszczyzną odkryłem ruiny domostwa i ze zwalonych głazów zbudowałem sobie mały zamek.Przyprowadziłem Cyganów, Węgrów i Wołochów, osiedliłem ich i płaciłem dobre pieniądze, tak że szybko zostałem zaakceptowany jako posiadacz ziemski i władca.W ten sposób stworzyłem małe imperium na tamtym terenie.Co zaś do Wołoszy, w zasadzie unikałem wyprawiania się tam, gdyż był tam już jeden, którego siła i okrucieństwo odbijały się głośnym echem: zaciężny wojewoda o imieniu Tibor, który walczył dla książąt wołoskich.Nie życzyłem sobie spotkania z nim, gdyż prawdopodobnie nie byłbym w stanie się opanować, co mogłoby mieć fatalne skutki, jako że wyrósł na potęgę nieporównanie większą niż ja.Nie, moja zemsta musiała czekać.czymże w końcu jest czas dla wampira, co? Zacząłem popadać w marazm, zżerała mnie nuda.Stałem się niespokojny, spętany, przytłoczony.Taki byłem, pożądliwy, silny, o niejasnej władzy i bez żadnej możliwości ukierunkowania mojej energii.Zbliżał się dzień, by iść dalej.I wtedy, w roku 1178, nastąpił zwrot.Od kilku już lat słyszałem opowieści o kobiecie, która była prawdziwą obserwatorką czasu, co znaczy, że miała władzę przepowiadania przyszłości.Wreszcie moja ciekawość sięgnęła szczytu i postanowiłem spotkać się z nią.Nie należała do grupy moich Cyganów, więc musiałem czekać, aż wyprawi się w górskie rejony znajdujące się pod moją kontrolą.Chcąc skierować jej wędrówki na właściwe szlaki, wysłałem posłańców, którzy mieli opisać, z jaką gościnnością spotka się ona i jej grupa w moich posiadłościach.Przyjęci zostaną z najwyższym szacunkiem i dobrze opłaceni za wszelkie usługi, jakie zechcą mi wyświadczyć.A kiedy czekałem na przybycie tej domniemanej wyroczni, postanowiłem wypróbować niewielki talent jaki posiadłem, i wyczytać z przyszłości jakieś nikłe ślady moich własnych dróg.Zmieszałem i spaliłem tajemne zioła, po czym wdychając ich wyziewy zapadłem w sen i starałem się wyśledzić, co zdarzy się między mną a tą oszukańczą wiedźmą, Marileną.Takie było jej imię.Miałem słuszne powody, by interesować się utalentowanymi ludźmi i odnajdywać ich, skoro tylko nadarzała się sposobność.Mój syn Tibor przebywał nie opodal już od kilku ludzkich pokoleń i mógł przyczynić się do powstania wszelkiego rodzaju anomalii.Poszukiwałem więc wszelkich odstępstw od normy i pochlebiałem sobie, że odkryłem niemało szarlatanów.Ale gdybym napotkał prawdziwy talent, a w jego żyłach pulsowałaby krew wampira, wówczas ktoś taki byłby zgubiony! Dla stworzenia takiego jak ja, krew to życie, ale najsłodszym nektarem jest ten sączony na ołtarzu niemartwego wampirzego ciała.Możesz sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy onejromancja w końcu przyniosła efekty i śniłem o mrocznym aniele miast o wiedźmie, której się spodziewałem.Widziałem ją w snach: śliczne dziecko, niewinne, jak myślałem, lecz jak bardzo się myliłem.Przyszła do mnie naga, cudownie kobieca, bez skazy.Miała ciemne oczy i ciemne, lśniące włosy.Wargi czerwone jak wiśnie.Dwa wieki minęły od czasu, gdy Tibor zniszczył mój zamek, zgwałcił moje wampirze kobiety i posłał je do piachu.Ostatnimi laty smakowałem miękkich ciał Cyganek, spuszczając się w takie cygańskie odaliski, na jakie miałem ochotę.Nie było w tym nic z “miłości”, to słowo można było stosować do innych, nigdy nie do mnie.Ale teraz.? Była we mnie też ludzka strona i od czasu do czasu ona brała górę w moich snach.Patrzyłem na tę słodką, zmysłową Księżniczkę Podróżniczego Ludu oczami zamglonymi ludzką słabością.Drżenie w moich lędźwiach nie było wściekłą pożądliwością wampira.I, co za wstyd, moje sny były wilgotne, a ja leżałem w pościeli rozanielony jak chłopak głaszczący piersi swej pierwszej dziewczyny!Niestety nie wiedziałem, czy jest to prawdziwe i wiarygodne przewidywanie przyszłości, czy jedynie sen? Z tego powodu, aby upewnić się co do efektów moich poszukiwań, noc za nocą zastawała mnie palącego zioła i układającego się do wybiegających w przyszłość marzeń.Były zawsze takie same, tyle tylko, że im lepiej się poznawaliśmy, Marilena i ja, tym więcej rozkoszy sprawiała nam gra miłosna, a ja stawałem się co raz bardziej zakochany; aż wreszcie zrozumiałem, że zamiast ulotnego snu muszę mieć prawdziwą kobietę, inaczej zwariuję.I właśnie wtedy przyszła do mnie.Należała do szczepu Grigora Zirry, zwanego “królem” Zirra.W istocie Marilena była córką Grigora.Miałem więc rację, nazywając ją “księżniczką” Podróżniczego Ludu.Nadeszli zimową porą, pod koniec stycznia.Jak sięgam pamięcią, nie przypominam sobie równie wściekłego mrozu.Moi Cyganie ustawili wozy w ciasnych skupiskach blisko moich murów, otoczyli je wielkimi blokami śniegu pokrytego połyskliwą powierzchnią lodu, rozbili namioty i trzymali w nich zwierzęta, dla ciepła bijącego z ich ciał.Oni wcześniej wiedzieli, że zima będzie ciężka, to mądrzy ludzie! Pracowali długo i ciężko, magazynując w jaskiniach karmę dla zwierząt.Ale ludziom i ich zwierzętom trudno byłoby przetrzymać tę zimę bez opieki bojara.Drzwi mojego zamku stały dla nich otworem, a sienie dobrze opalałem.Mój grog i cierpkie czerwone wino, dawałem na każdą ich prośbę, jak i ziarno do pieczenia chleba.Nie kosztowało mnie to nic.Te rzeczy tak czy inaczej należały do Cyganów, gdyż w porach urodzajów oddawali je mi, a ja ich przecież nie potrzebowałem.Pewnego przedpołudnia przyszedł do mnie jakiś człowiek.Polował w górach, w moich górach.Nie odmawiałem Cyganom tego przywileju, z trzech dzików czy bekasów, jakie ustrzelili, jedna sztuka należała do mnie, i tak dalej.Ów nieznajomy powiedział mi o szczepie Zirra, że zostali w pobliżu pochwyceni przez lawinę, która porwała ich wozy! Tylko garstka przeżyła rozproszona po zwałowisku.Wiedziałem, że to prawda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]