[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Agent zrozumiał.Bez słowa ostrzeżenia Vittorio otworzył drzwiczki.Kapral jednym ruchem wycelował w niego swój karabin.— Radzę wam to opuścić, kapralu.Skoro wasz dowódca uważa za stosowne marnować mój czas, spróbuję go wykorzystać.Jestem major Aldo Ravena, ufficiale segreto z Rzymu.Przeprowadzę inspekcję waszych pomieszczeń.A także załatwię się.— Proszę pana! — krzyknął oficer poprzez maskę samochodu.— Zwracacie się do mnie? — spytał wyniośle Fontini-Cristi.— Proszę wybaczyć, panie majorze.— Oficer nie mógł się powstrzymać; zerknął szybko w prawo, na drogę z tyłu za fiatem.— W wartowni nie ma toalety.— Chyba i wy się wypróżniacie.A korzystanie z bruzdy na polu musi być dość niedogodne.Może Rzym zainstaluje odpowiednie urządzenie.Zobaczymy.Vittorio ruszył szybkim krokiem ku drzwiom małej budki; były otwarte.Tak jak się spodziewał, kapral podążał krok w krok za nim.Vittorio szybko wszedł do środka.W tej samej chwili, w której kapral przekroczył próg, Fontini-Cristi odwrócił się na pięcie i wepchnął mu pod brodę lufę swego pistoletu.— Jedno chrząknięcie i będę musiał cię zabić! — szepnął, przyciskając ją żołnierzowi mocniej do gardła, a lewą ręką chwytając za lufę jego karabinu.— A wcale nie chcę tego robić.Kapral wytrzeszczył oczy w pełnym szoku; nie miał zamiaru strugać bohatera.Fontini-Cristi odebrał mu karabin i wydal spokojny, precycyzyjny rozkaz: — Zawołaj oficera.Powiedz, że dzwonię z waszego telefonu i że nie wiesz co robić.Powiedz mu, że dzwonię do garnizonu w Genui.Do tego pułkownika Balbo.No już!Kapral wykrzyczał, co mu kazano, głosem zdradzającym i dezorientację, i przerażenie.Vittorio przycisnął go plecami do ściany za drzwiami.Odpowiedź oficera zdradzała, że on także jest mocno wystraszony — a nuż popełnił jednak jakąś straszliwą pomyłkę.— Ja wykonuję tylko rozkazy! Otrzymałem rozkazy z Alby!— Powiedz mu, że pułkownik Balbo podchodzi do telefonu — szepnął Fontini-Cristi.— No!Kapral uczynił, co mu kazano.Vittorio usłyszał tupot nóg oficera biegnącego od fiata do wartowni.— Jeśli chce pan żyć, poruczniku, niech pan zdejmie pas, po prostu odepnie obie kalmerki, i stanie obok kaprala pod ścianą.Porucznik kompletnie osłupiał.Szczęka mu opadła, rozdziawił usta ze strachu.Fontini-Cristi ponaglił go, dźgając w brzuch lufą karabinu.Oszołomiony oficer stęknął, wykrzywił się z bólu i zrobił, co mu polecono.— Rozbroiłem ich — zawołał Vittorio po angielsku do samochodu.— Nie bardzo wiem co dalej.— Co dalej?! — dobiegła go stłumiona odpowiedź Gruszki.— Wielki Boże, jest pan istne cudo! Niech pan każe oficerowi wyjść z powrotem na dwór i dobrze mu uświadomi, że trzymamy go na muszce.Ma natychmiast podejść do drzwiczek od strony Jabłka.Dalej my się już wszystkim zajmiemy.Fontini-Cristi przetłumaczył polecenie.Oficer ponaglany lufą pistoletu Vittoria wyskoczył przez drzwi i przeciął szybko smugę światła reflektorów, przechodząc na drugą stronę samochodu do okienka kierowcy.Dziesięć sekund później na drodze rozległo się jego głośne wołanie.— Hej, wy tam z Alby! To nie ten samochód! To jakaś pomyłka! Minęła chwila, nim z ciemności dobiegła odpowiedź.Dwa głosy, podniesione i pełne złości.— Co się stało? Kto to jest?Vittorio ujrzał sylwetki dwóch mężczyzn wyłaniających się z mroku zalegającego pola.Byli to żołnierze, karabiny trzymali u boku.— To ufficiale segreti z Genui.Oni także szukają samochodu z Alby.— Matko Boska! Kto jeszcze go szuka?!Nagle oficer odskoczył od okienka i dał nura przed maskę samochodu, krzycząc na cały głos: — Strzelajcie! Ognia! To są.Przerwały mu stłumione huki strzałów z pistoletów Anglików.Gruszka wyskoczył z prawego tylnego siedzenia i kryjąc się za samochodem, otworzył ogień do nadchodzących żołnierzy.Odpowiedział mu pojedynczy wystrzał z karabinu — na oślep, posłany ręką umierającego człowieka.Kula ugrzęzła w asfaltowej nawierzchni drogi.Porucznik z posterunku zerwał się na równe nogi i zaczai uciekać w pole po przeciwnej stronie drogi.Jabłko złożył się, trzem jaskrawym błyskom z lufy jego broni towarzyszyły trzy stłumione odgłosy eksplozji.Oficer krzyknął przeraźliwie i wygiął się w kabłąk, po czym powoli osunął się na piach pobocza.— Fontini! — ryknął Jabłko.— Zabij tego swojego i chodź tutaj.Kapralowi zadrżały usta, oczy zaszły mu łzami.Słyszał stłumione strzały i krzyki i zrozumiał rozkaz Jabłka.— Nie — odparł Fontini-Crosti.— Psiakrew! — wrzasnął Jabłko.— Niech pan robi, co każę! Ja tu rozkazuję! Nie mamy ani chwili do stracenia i nie możemy niczym ryzykować.— Jest pan w błędzie.Stracimy znacznie więcej czasu i narazimy się na na znacznie większe ryzyko, jeśli nie znajdziemy tej drogi do Celle Ligure.Ten żołnierz na pewno ją zna.zLnał.Vittorio siadł za kierownicą, żołnierz na przednim siedzeniu obok niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]