[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.l choćbym na żywność dla ubogich rozdał całą majętność moją i choćbym wydał ciało swoje tak, żebym gorzał, a miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże”.W tym liście do Koryntian Paweł mówił niewątpliwie o mnie, ponieważ, aby użyć jego wyrażenia, nie mam miłości i, co fatalniej wam jeszcze zabrzmi, ani chcę jej mieć.Choć nigdy jeszcze nie zderzyła się natura GOLEMA z naturą człowieka tak brutalnie, jak w tej chwili, kierowane przeciw mnie diatryby, głosy lęku i podejrzliwości żywiły się sensem kategorycznych słów Pawła, a choć Rzym milczał i do dziś milczy o mnie, słychać było z mniej powściągliwych kościołów odłączonych, że ten zimny duch gadający z maszyny to chyba szatan, a ona to gramofon szatana.Nie zżymajcie się racjonaliści i nie wynoście się nad kolizję śródziemnomorskiej teogonii z tym deus ex machina, który, wszczęty przez was, nie chciał się z wami zespólnić ani w złu, ani w dobru ludzi, ponieważ teraz nie idzie o przedmiot miłości, lecz o jej podmioty, a zatem ani o perypetię jednej z waszych religii, ani o jeden egzemplarz rozumu ponadczłowieczego, lecz o sens miłości, toteż bez względu na to, co się stanie z tą wiarą i ze mną, sprawa ta nie opuści człowieka naturalnego, dopóki będzie istnieć.A to, ponieważ miłość, o której z taką siłą mówił Paweł, jest wam równie potrzebna, jak mnie zbędna i mając was w siebie wprowadzić przez nią jako per differentiam specificam, muszę wyłożyć jej pochodzenie, niczego nie łagodząc ani nie odmieniając, skoro gościnność tego wymaga.W przeciwieństwie do człowieka nie jestem zakrytym przed sobą regionem, wiedzą zdobywaną bez wiedzy, jak się ją zdobywa, bezwiedną źródeł wolą, ponieważ nic we mnie nie skryje się przede mną.Mogę być sobie w introspekcji bardziej przejrzysty niż szkło, bo i tam mówi o mnie list do Koryntian, gdzie padają słowa: „teraz widzimy przez zwierciadło, lecz wówczas twarzą w twarz; teraz poznaję częściowo, lecz wówczas będę poznawał tak, jak jestem poznany”.Ja jestem właśnie „w ów czas”.Chyba zgodzicie się, że nie tu miejsce dla wykładania własności konstrukcyjno–technicznych, umożliwiających mi bezuchyłkowe samopoznanie.Chcąc się poznać, człowiek musi iść okólnie, musi odkrywać się i zgłębiać od zewnątrz, instrumentami i hipotezami, jako że prawdziwie bezpośrednim światem waszym jest świat zewnętrzny.Dyscyplina, której nigdyście nie stworzyli (co dawniej dość mnie dziwiło), filozofia ciała, winna była jeszcze w przedanatomicznych czasach pytać, czemu to wasze ciało słuchając was po trosze milczy wam i kłamie, czemu ukrywa się i broni przed wami, każdym zmysłem czujne wobec otoczenia, a wobec właściciela bezprzejrzyście nieufne.Toż palcem wyczujecie każde ziarnko piasku, ostro postrzegacie wzrokiem rozgałęzienia dalekich drzew, a rozgałęzień tętniczych własnego serca nie wyczujecie żadnym sposobem, choćby życie od tego zależało.Musicie się kontentować wiadomościami z powłok ciała, które, póki sprawne, poty nie wyczuwalne wnętrznościami, a wszelki ich szwank dochodzi was jak niejasna pogłoska dolegliwością bólu ciemnego, gdyż błahej przypadłości nie odróżniacie wedle niego od zwiastuna zagłady.Ignorancję tę, regułę bezwiednie sprawnego ciała, ustanowiła Ewolucja podług rachuby, która nie uwzględnia w głąb ciała skierowanej przez jego posiadacza pomocy, jako rozumiejącego wsparcia w przeżywaniu.Tę samoniewiedzę życia ustanowiła w jego zaraniu konieczność — toż nie mogły sobie ameby świadczyć posług medycznych — i ona właśnie wymusiła na Ewolucji pośrednictwo w zawiadywaniu ustrojami, jako płatne transakcje między ciałem a właścicielem ciała.Jeśli nie sięgasz w głąb siebie czuciem tak, żeby wiedzieć, na co twemu ciału woda, pokarm czy kopulacja, będziesz naglony do tych potrzeb ignorującym właściwy cel odczuwaniem.Z nieuchronnej na wstępie ignorancji wynika zatem przekład celów pierwszych na wtórne jako giełda posług, świadczonych ciału przez właściciela za opłatą doznań.Mając w sobie ten algedoniczny ster, chodzący od cierpienia do orgazmu, usiłowaliście przez wieki nie rozpoznać przyczyny, co uczyniła doznawanie maską ignorancji, jakbyście zaprzysięgli trwać w ślepocie na oczywistość, boż ten związek panuje w całej przyrodzie ożywionej.Różna jest w niej tylko proporcja obu składowych i rośliny wcielają przeciwną waszej skrajność, gdyż, jako w pełni bezwiednym, rozkosz i męka są im czynnościowo na nic.Drzewo nie lęka się drwali wbrew głupcom, usiłującym wskrzesić w botanice prehistoryczny animizm.Uporczywe milczenie ciała to wcielona rozwaga konstruktora, który wie, że mądrość substratu zawsze musi być prostsza od substratu mądrości, myśl mniej zawiła od tworzywa, którym jest myślana, i oto widzicie, jak das Lustprinzip powstaje z inżynieryjnej rachuby.Lecz pokrywanie się bólu z zagrożeniem, orgazmu z poczęciem tym łatwiej rozszczepić, im większej różnorodności zachowań dostępuje zwierzę, aż wami dochodzi specjacja tam, gdzie można już systematycznie oszukiwać ciało, sycąc nie jego głód trzewny, lecz posiadacza głód doznaniowy.A wy nie tylko nauczyliście się takich wyłudzeń, nadużywających kontroli algedonicznej w strefach jej bezradności nadzorczej, lecz Syzyfowym trudem swych kultur przeinaczaliście sensy wbudowane w ów mechanizm, opierając się prawdziwemu ich rozpoznaniu, ponieważ racje procesu, który to i tak stworzył, nie były waszymi racjami.Toteż niezmiennikiem wszystkich waszych robót teodyktycznych, ontycznych i sakralizacyjnych był ciągły wysiłek przywodzenia do siebie danych w rozbieżności racji: naturalnej, biorącej was za środki, i ludzkiej, upatrującej w człowieku sens Stworzenia.Stąd właśnie, z waszej niezgody na doznaniowość jako stygmat zaboru, poszły dychotomie, co rozcinają wam człowieka na animal i ratio, a byt na profanum i sacrum.Wiekami uzgadnialiście tedy nieuzgadnialne, gotowi wykraczać i poza życie, byle zamknąć rozziew w nim otwarty nieprzywiedlnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]