[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, że lepiej byliśmy traktowani, widać było wszędzie.U siebie w bloku robiliśmy, co chcieliśmy, i nikt nas się nie czepiał.Mogliśmy w zimie na piecu w sztubie gotować i smażyć sobie specjalne jedzenie (blokowy też był częstowany).Przy zmianie bielizny dostawaliśmy lepszą bieliznę dla siebie i moich podopiecznych, nawet z innych bloków.W bloku nikt do niczego nam się nie wtrącał.Wynikało to również z korzyści, które z nas miał blokowy - miał często lepsze żarcie, ubranie, a nieraz przyniosłem wódkę albo podarowałem coś z cywilnej bielizny lub ubrania, które mógł przez swoich zaufanych ludzi wymienić na wolności na wódkę albo na coś innego, czego nie było w obozie.Pisałem już kilka razy o cywilnych ubraniach, więc muszę powiedzieć, jak my do nich dochodziliśmy.Janusz Zakulski był kierownikiem magazynu odzieżowego i bieliźnianego dla więźniów, który mieścił się w obozie mieszkalnym w blokach 25 i 26.W bloku 26 pracowali też szewcy i krawcy.Magazyn miał dwa pokoje ustawione w amfiladzie.W pierwszym urzędował esesman, szef magazynu, w drugim były cywilne ubrania.Żeby dostać się do ubrań cywilnych, trzeba było przejść przez pokój szefa.Gdy esesman dawał partię ubrań do krawców - żeby wszyć pasiaste okna na plecach i nogawkach - podmieniało się je kładąc ubrania z oknami, a cywilne chowało się między stare łachy.Później ubrania te wyprowadzano i szły do swego przeznaczenia.Janusz miał lepszy, choć bardziej ryzykowny sposób.Dorobiliśmy według wszelkich złodziejskich metod klucze do pokoju SS i magazynu cywilnych ubrań.Od magazynu Janusza klucz posiadał tylko on i szef.Gdy szykowaliśmy się coś “zorganizować”, to gdy był alarm lotniczy, nie uciekałem do tunelu, lecz do Janusza.Esesman musiał uciekać do swoich schronów SS.Nie wolno mu było pozostawać w obozie w czasie alarmu i nie mógł w żadnym przypadku wejść do obozu w czasie alarmu.Alarmy trwały po 2-3 godziny, więc mieliśmy dosyć czasu, by otworzyć sobie magazyn i wyszukać to, co nam było potrzebne do handlu: jakieś futerko, kurtkę, kompletny garnitur, jedwabne piżamy i bieliznę.Braliśmy ze środka ze względu na to, że esesman mógł zwracać specjalną uwagę na to, co ma na wierzchu.Zdejmowaliśmy warstwę ubrań i dopiero dalsze przerzucaliśmy.Wybrane rzeczy chowaliśmy w środek, między stare ubrania i bieliznę, całą uwagę zwracając na zapamiętanie, gdzie i co mamy schowane.Tu już ja tylko odgrywałem rolę, bo Janusz nie miał do tego pamięci i gdy sam coś schował, to pamiętał - co, tylko nie pamiętał gdzie, aż dopiero po jakimś czasie znalazł przypadkowo.Blokowego naszego przenieśli w 1944 r.na Gusen II, ale było to już po moim przejściu na blok 13, w którym mieszkali ludzie pracujący w tunelach.Zabili go więźniowie w dniu, wyzwolenia.Krótko przed moim odejściem z bloku 3 miały miejsce dwa wypadki z naszym blokowym.Po pierwszym dzwonku słyszeliśmy, jak on gonił kogoś.Krzyczał: Stój! - uderzenie i tupot.Po kilku minutach wpadł na blok blokowy bloku 24 - Ernst, w koszuli i w kalesonach.Złapał za ubranie naszego blokowego, który jeszcze był na sztubie, trząchnął nim i niewiele brakowało, żeby go pobił.Przeszkodzili kapowie, którzy wypadli z kapówki i rozdzielili ich.Ernst wymyślał o to, że blokowy uderzył chłopaka z jego bloku.Ernst był sympatykiem Polaków.Na jego bloku mieszkali młodociani, którymi on się opiekował.Był to przyjaciel Janusza Zakulskiego.Stanął on w obronie Janusza w 1941 r.i zadarł ze starszym obozu, Bekerem.Beker zemścił się na nim w ten sposób, że wydał go, gdy ten był trochę po wódce.Ernst był wtedy pisarzem obozowym.Za picie wódki wisiał trzy godziny za ręce i został przydzielony do karnej kompanii.W tym czasie, gdy wykańczali karną kompanię, Ernst zachorował na tyfus.Leczyli go w rewirze, a Janusz, k lory w tym czasie pracował w kancelarii obozowej, starał się o cytryny, pomarańcze, żywność i nosił mu to na rewir.Po wyjściu z rewiru Ernst powiedział, że nie ma już dla niego kolegów Niemców.Jego koledzy i przyjaciele to Polacy.Zabił on kilku ludzi - ale tylko Niemców.Był on bardzo silny.Podobno był bokserem i zapaśnikiem.Gdy w 1945 r.brali Niemców do wojska, Ernst pokroił sobie lewą rękę brzytwą, czymś posypał i ręka mu się paskudziła.Nie chciał iść do wojska.Ernst był więźniem politycznym - z czerwonym winklem.Gdy potrzebowałem chleba lub margaryny, a Janusz nie miał, posyłał mnie do Ernsta i ten dawał, ile mógł.Pozostał on do końca przyjacielem Janusza, a po wyzwoleniu był jednym z nielicznych blokowych, którzy pozostali przy życiu.Innych - bandytów - więźniowie wytłukli.W awanturze z naszym blokowym, o której wspomniałem, gdy Ernst już wychodził, blokowy krzyknął za nim:- Zobaczymy, jak ty wyjdziesz ze swoimi Polakami!- Na pewno lepiej jak ty! - odpowiedział Ernst.I faktycznie: Ernst przeżył, naszego blokowego zabili.Chyba w dwa dni później, w nocy, posłyszeliśmy, że kogoś biją i kopią pod naszymi oknami i głos naszego blokowego:- Darujcie życie, nie zabijajcie!Kto go chciał zabić i za co - nie dowiedzieliśmy się nigdy.Wiemy tylko, że był to samosąd, bo bijącymi byli blokowi innych bloków.Następne dwa dni blokowy nie pokazywał się wcale.Wychodził tylko na apele, pobity i posiniaczony, ledwie trzymał się na nogach.Przed odesłaniem mnie do pracy w tunelach widziałem jeszcze, jak blokowy bił jednego z moich znajomych, który też mieszkał na naszej sztubie, Mietka Kowalewskiego - handlarza i kanciarza obozowego.Nigdy nic nikomu darmo nie dał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]