[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.7 II 1930 r.NIKOTYNALew Tołstoj twierdził podobno, że człowiek, który nigdy w życiu swym nie zapalił papierosa, nie zdolnym jest do prawdziwej zbrodni w całym znaczeniu tego słowa.Jest w tym zdaniu pewna przesada, bo wiadomo, że np.w Europie choćby na długo przed wprowadzeniem tytoniu ludzie mordowali się niezgorzej.Może dopomagał im w tym alkohol — czort wie — nie moim zadaniem jest pisać historię narkotyków całego świata.Zresztą — kiedyś nie było też alkoholu.Ale jak tylko daleko sięgnie się w dzieje ludzkie, zawsze na jakieś “omany narkotyczne” natrafić można.Widocznie świadomość doprowadzona do pewnego stopnia wyostrzenia nie mogła wprost znieść samej siebie wśród metafizycznej potworności Istnienia i czymś musiała łagodzić swą własną perspikację.Używanie narkotyków połączone było zawsze z obrzędami religijnymi, było częścią integralną różnych kultów.Religia i sztuka też były przecież kiedyś zasłonami dla zbyt okropnie jaskrawo świecącej z czarnej otchłani Bytu — Wiecznej Tajemnicy.Dopiero począwszy od Grecji, rozpoczyna się pojęciowa walka z tajemnicą tą — walka, która musi skończyć się oczywiście porażką.My żyjemy w epoce wielkiego przełomu.Wszystkie elementy przeszłości i zarysowującej się przyszłości są w naszych czasach pomięszane.Sądzę, że na tle społecznego uspokojenia, do którego zdążamy, zbliża się czas końca wszelkich omanów, a z nim także końca narkotyków.Dzisiejsza klęska narkomanii jest też ich ostatnim przedśmiertnym podrygiem na tle pomięszania przeszłości z przyszłością.Ponieważ lepiej jest, aby coś już zgangrenowanego i niezdolnego do życia odpadło prędzej, chcemy niniejszą pracą przyczynić się do przyspieszenia tego procesu.Co dawniej było na miejscu, było czymś twórczym, dziś może być balastem utrudniającym skonsolidowanie się przyszłego ustroju ludzkości.Do takich balastów należą bezwzględnie narkotyki, jakkolwiek rola niektórych (nikotyny i alkoholu) może wydawać się pewnym ludziom na razie społecznie dodatnią.Mimo przesady w rzekomym zdaniu Tołstoja twierdzę, że nikotyna może być doskonałym wstępem do alkoholizmu i wszelakiego omamienia: stwarza pewien typ mechanizmu psychicznego, który daje się zastosować do każdego innego nałogu.Człowiek palący znajduje się już na tej równi pochyłej, z której w dowolną przepaść stoczyć się można, a na dnie której może znaleźć się i zbrodnia, nawet jeśli ku niej żadnych specjalnych predyspozycji nie było.Mało jest notorycznych pijaków, którzy by wcale nie palili.Pod pojęciem prawdziwego pijaka rozumiem kogoś stale, codziennie używającego alkoholu do końca życia — chyba jeśli strach przed śmiercią zabronił mu już w ostatniej nieomal chwili przed wypełnieniem się jego życia używać zabójczego płynu i przedłużyć trochę w ten sposób zmarnowane w ogóle istnienie.Ludzie niepalący, a pijący, co — jak twierdzę — rzadko stosunkowo się zdarza, przestają zwykle pić w porę, przed czasem krytycznym, mniej więcej koło czterdziestki, i są w stanie dokończyć swych istnień we względnej jasności ducha.Przykładem klasycznym tego typu jest Boy, który przecie pisał kiedyś hymny pochwalne na cześć alkoholu, a teraz używa go czasem jedynie, w wypadkach prawdziwie wielkich uroczystości.Dlatego wydajność jego nie słabnie i ma on możność rozwoju wewnętrznego aż do końca dni swoich.Jest w człowieku pewne nienasycenie istnieniem samym, nienasycenie pierwotne, związane z samym faktem koniecznym istnienia osobowości, które nazywam metafizycznym i które, o ile nie jest zabite nasycaniem nadmiernym uczuć życiowych, pracą, wykonywaniem władzy, twórczością itp., może być złagodzone jedynie przy pomocy narkotyków.“Fur elende Mussigganger ist Opium geschaffen” — powiedział zdaje się ktoś.Pozorna sprzeczność, tego twierdzenia z następnymi wywodami na temat “społeczności” nikotyny i alkoholu (o ile są używane w dawkach nie przekraczających pewnych granic) w związku ze społeczną mechanizacją będzie wyjaśniona w dalszym ciągu.W ogóle dzielę narkotyki na pozornie społeczne i wyraźnie aspołeczne, ale — o tym później.Otóż nienasycenie to, o którym była mowa wyżej, a które polega na ograniczoności każdego indywiduum w Czasie i Przestrzeni i na przeciwstawieniu się jego nieskończonej całości Istnienia, nazwałem kiedyś uczuciem metafizycznym.Występuje ono w najrozmaitszych związkach z innymi stanami i uczuciami, tworząc różne z nimi amalgamaty, a opiera się o bezpośrednio daną jedność naszego “ja”, naszej osobowości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]