[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym jest by-stry.Chyba nawet bardziej niż Duncan w tym wieku.A już na pewno bystrzejszyod Kennetha.Macfarlane natychmiast odsuwa od siebie tę nielojalną myśl.Lepiej nie my-śleć o tym wcale niż w taki sposób.Postanawia, że będzie, jak jest.Chłopieczostanie, nawet jeśli to tylko mieszaniec. Dobrze.Dzisiaj nie ma już czasu na lekcje.Możesz odejść.Jutro przepy-tam cię z Eneidy i listu świętego Pawła do Koryntian.Jeśli będziesz mówił z mojążoną, przypomnij jej, że kategorycznie zabraniam wszelkich kontaktów z tą Pere-irą.Chyba wybiera się do niej dziś wieczorem.Liczę, że do tego nie dopuścisz.Rozumiesz? Tak, wielebny Macfarlane.Robert rusza w dół po schodach, przeskakując po dwa stopnie naraz.Równieszybko przeskakuje mur i wbiega do domu po drugiej stronie dziedzińca.W nie-wielkim saloniku udekorowanym rycinami i wazonami kwiatów natyka się na El-speth Macfarlane, która kroi warzywa ze służącą imieniem Shobha.Obie kobietypodnoszą wzrok, gdy Robert wpada do środka. Wychodzisz, Czandra? pyta Elspeth. Tak, proszę pani. Tylko nie na długo.Będziesz mi potrzebny.O ósmej odprowadzisz mniedo pani Pereiry. Wielebny powiedział. Wiem, co powiedział.Jak twoja czaszka? Bardzo dobrze, Amba.to znaczy pani Mac.Bardzo dobrze.Jestemprawie Anglikiem.Elspeth piorunuje go wzrokiem. To znaczy Szkotem. Moim zdaniem, powinieneś być zadowolony, że jesteś Hindusem.W końcuw mniejszym lub większym stopniu nim jesteś.To bardzo wzniosłe.Z wiarygod-nego zródła wiem, że prawie we wszystkich poprzednich wcieleniach byłeś Hin-dusem.Tylko raz byłeś Egipcjaninem i raz mieszkańcem Merkurego.Pamiętaj, żemasz wrócić przed ósmą. Tak, Ambaji.147Czandra-Robert znika w swoim pokoju.To niewielka mansarda obwieszonazdjęciami z ilustrowanych magazynów.Amerykańskie gwiazdy filmowe, polity-cy, żołnierze, dżokeje, znani pisarze i artyści, artystki kabaretowe, damy z towa-rzystwa i gracze w krykieta przemieszani z obrazkami o tematyce religijnej.Gana-pati, Vivekananda, święty Franciszek, Budda, Siwa Nataradża.Wokół umywalkiwiszą pocztówki z brytyjskimi widokami.Hyde Park Corner, jezioro Winderme-re, popołudnie w New Forest, Balmoral z lotu ptaka.Gdzieś spomiędzy natłokutwarzy wygląda zbiorowa fotografia wycięta z periodyku The Harvest , przed-stawiająca misjonarską herbatkę w Hampstead Heath.Pan i pani Macfarlane sąledwo widoczni między postaciami w półtonach.Stoją z tyłu, trzymając w dło-niach filiżanki na spodeczkach.Przez kilka minut Robert leży na wznak z rękami pod głową i wpatruje sięw swój gwiazdozbiór.Kiedyś wymyślił sobie zabawę.Mruży oczy albo otwieraje i zamyka bardzo szybko, a wtedy twarze z fotografii zamazują się i nakładająna siebie, dając początek twarzom nowym, jeszcze ciekawszym, jeszcze bardziejfascynującym.Zaczyna się bawić, ale po chwili przypomina sobie, że jeśli dziśchce trochę zarobić i wrócić punktualnie na ósmą, musi zaraz wyjść.Podrywasię z łóżka, staje przed prostokątem lustra zawieszonego na drzwiach i starannieprzyczesuje gęste włosy.Potem nakłada na palce odrobinę wosku, przesuwa dłoń-mi po włosach i znów sięga po grzebień.Gdy odwraca głowę, promień światławydobywa z lśniącej czerni delikatny miedziany poblask.Robert zrzuca sandały,wkłada skarpetki w romby, spod łóżka wyciąga parę czarnych skórzanych butów.To ciężkie, starannie wykonane buty, rzadko widywane na hinduskich stopach,a już nadzwyczaj rzadko na stopach przedstawicieli niższych klas.Zastanawia sięnad krawatem i kołnierzykiem, ale że czas nagli, rezygnuje z tego pomysłu.Zbie-ga ze schodów i śmiga do wyjścia, odprowadzany karcącym spojrzeniem kobietw saloniku.Na ulicy przystaje jeszcze przed podwójnymi drzwiami kościoła, nad którymiwidnieje łuszczący się napis:NIEZALE%7łNA SZKOCKA MISJA DLA POGANFalkland Rd.Bombaj.Indie Pastor wielebny A.J.Macfarlane Czyż pozwolimy im umrzeć w ciemności, skoro samipoznaliśmy światło Boga?Część tekstu jest nieczytelna, zapaćkana czerwoną i żółtą farbą, pozostało-ściami po ubiegłorocznym święcie Holi, kiedy to rozbawieni Hindusi omal niewzięli misji szturmem (w nastroju zabawy, ma się rozumieć).Robert wyjmuje coś148z kieszeni.Zegarek na rękę z brązowym skórzanym paskiem.Ukradkiem spoglą-da przez ramię, by się przekonać, czy żadne z Macfarlane ów nie wyszło za nim,zakłada zegarek na przegub, chucha na tarczę i poleruje ją o spodnie.Teraz jestgotów.Jego wyjściowy wizerunek jest kompletny.Młody, elegancki mężczyznawkracza na swoje terytorium.Bobby Piękniś, książę najbardziej znanej spośróddzielnic czerwonych latarni, bagna moralnego Indii: Falkland Road.Falkland Road przechodzi wieczorną transformację od chaosu dnia do chaosunocy.Zmiana rytmu jest subtelna, być może nawet niewyczuwalna dla postronne-go obserwatora.Uliczni przekupnie ciągle odbywają swój mozolny marsz w góręi w dół ulicy, oferując lodowatą wodę, owoce, przekąski i bidi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]