[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nazwisko w Dartanie, wrażliwym na tytuły i rangę urodzenia, dałobymu stanowisko u boku Przedstawiciela.Zamilkli obaj, zbyt zdumieni, by dalej rozmawiać.Potem im przeszkodzono,a jeszcze pózniej zabrakło okazji, by podjąć temat.Jednak to, co powiedział Davaroden, kazało Raladanowi tym bardziej żało-wać, że los nie pozwolił już nigdy Wężowi Morskiemu na zawinięcie do Londu.Tak czy inaczej, pomijając nawet zniknięcie Kragdoba, o którym mówił kusz-nik, teraz nie mieliby czasu na szukanie kogokolwiek gdzieś w Grombelardzie. Seila i jej załoga były zdane na własne siły.I największym problemem Rala-dana były wcale nie losy górskich rozbójników, lecz znalezienie Kuli Ferenu.A nie było żadnej pewności, że znajdzie ten akurat Przedmiot w tak krótkim cza-sie, jakim dysponował. Znajdę obiecał, myśląc o tej, którą musiał oddać we wrogie ręce, a któ-ra znaczyła dlań więcej niż cokolwiek na świecie. Znajdę, pani, bądz pewnai zaufaj mi.Przebacz, że musiałem zostawić cię bez opieki.Ale nie na zawsze.48Ta, do której kierował swoje zapewnienia, była znacznie bliżej niż sądził.W Rollaynie, stolicy Dartanu, ledwie dwieście mil od wód nazywanych MorzemPustym.Największe, najpiękniejsze, najbogatsze miasto Szereru było jednocześniemiejscem nieskończenie zepsutym.Człowiek nigdzie nie znaczył mniej niż w Rol-laynie.Tu wagę miały tylko nazwiska, tytuły, pałace i złoto.Wokół dworu KsięciaPrzedstawiciela krążyły wszystkie inne dwory, wokół tych z kolei domy świet-nych rodzin.Pławiono się w zbytku i bogactwie, handlując powszechnie tym,co w Rollaynie miało jakąś wartość: mężczyzni sprzedawali swe nazwiska, bio-rąc za nie urodę kobiet; kobiety sprzedawały urodę za pałace; pałace oddawano zatytuły, te zaś za złoto.Cały Dartan pracował na lśnienie tego miasta, właścicielewsi rozrzuconych po całej prowincji najwspanialsze swe rezydencje mieli właśniew Rollaynie.Przybywali tu ludzie ze wszystkich krain Szereru, i to przeróżni: mistrzowiemiecza na turnieje; kupcy z towarem, osiągającym tu ceny niesłychane; rozmaicinowobogaccy, pragnący zbliżyć się do wielkich tego świata; najemnicy, szukającyokazji, by wstąpić do Gwardii Dartańskiej najbardziej rozpróżniaczonej, naj-piękniejszej i najlepiej opłacanej formacji imperium; wreszcie prostytutki i zło-dzieje.W takim mieście znalazła się Ridareta.Jej niezwykła uroda, połączona z widocznym kalectwem, nawet tu zwracałauwagę; mniej przecież niż w jakimkolwiek innym zakątku Wiecznego Cesarstwa.Pięknych kobiet w Rollaynie było dużo, nie bez powodu Dartanki słynęły z urody(ale także, niestety, z przykrego usposobienia).Również obłęd dziewczyny nikogospecjalnie nie obchodził, trudno było czerpać z niego pieniądz lub użyć do karie-ry.Przedmieście dartańskiej stolicy nie miało nic wspólnego z przedmieściemtakiej garyjskiej Dorony czy Bagby, nie mówiąc już o Dranie.Któż tu mógł do-ciekać, czy jednooka piękność to magnatka, która uciekła z kochankiem? Takichmagnatek przedmieście widziało dziesięć każdej nocy.Gdzieś przecież musiałyzdobywać stanowiska dla mężów.Miały może to robić we własnych komnatach?296Kupiec, właściciel domu, w którym Ridareta i jej opiekunowie zajęli całe pię-tro, nie miał wcale ochoty pytać o cokolwiek.Aatwo poznał, że przybysze nie sąmieszkańcami Dartanu.Ot, kolejni, chcący znalezć szczęście w Rollaynie.Wziąłpieniądze za pół roku z góry, i to niemało.Bardzo tych pieniędzy potrzebował,interesy zimą poszły gorzej.Ridareta rzadko opuszczała swój pokój.Nie dlatego, by jej zabraniano.Se-mena mówiła prawdę Raladanowi (choć niecałą prawdę, oczywiście.): trzejmężczyzni, którzy zabrali Ridaretę z Dorony, bardziej byli jej opiekunami nizlistrażnikami.Zawsze towarzyszył jej któryś, ale to było jedyne, co musiała znosić.Czego nie domyślił się Raladan, to tego, że Semena, tak naprawdę świetniewiedziała, gdzie w razie potrzeby szukać zakładniczki.Ridareta nie opuszczała pokoju, bo wolała patrzeć w zwierciadło.Była znowu piękniejsza.Ale też bez reszty już obłąkana.Nie przemówiła odmiesiąca.Czasem tylko szeptała coś swemu odbiciu w kryształowej tafli.Gdy niepatrzyła w lustro leżała w mięciutkiej, dartańskiej pościeli, gapiąc się w ścianęlub sufit.Był to jednak spokój zwodniczy.W środku bowiem trwała wojna.Przegranawojna.Mająca się ku końcowi.Trzej mężczyzni, wiodący żywot zaiste próżniaczy, nie mogli o tym wiedzieć.Dawno już przestali zwracać uwagę na swą podopieczną.Dbali tylko, by nie zby-wało jej na niczym.Przed wyjazdem z Dorony tak właśnie im przykazano.* * *Semena uniosła głowę, odwracając ją nieco w bok.Zwierciadło odpowiedzia-ło tak jak zawsze od trzech z górą miesięcy: blizna od miecza, choć dobrze zago-jona, była jednak widoczna.Dotknęła dłonią szyi, zagryzając usta.Wtedy, zatrzaskując olbrzymie zasuwy, nie myślała o takich głupstwach.W rozdartym gardle, pomimo bólu, rzęził pryskający krwią śmiech.Wiedziałatylko jedno: ten człowieku umrze.Z głodu, ale prędzej z braku powietrza.Przyciskając rękę do rany, zataczając się, weszła po schodach i z hukiem opu-ściła wielką klapę.Z głodu.Znów śmiech zabulgotał we krwi.Z głodu chyba nie.Zostawiłamu dosyć mięsa pod sufitem.Osłabiona, oparła się o ścianę i zsunęła po niej plecami.Taka rana nie by-ła grozna.Ale kosztowała dużo bólu i nie znikała natychmiast.Zamknęła oczy;otwarła je po chwili na powrót i oddarła od skraju sukni dość długi, niezbyt szerokipas.Owinęła szyję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]