[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Woła za nią.Astarte ogląda się i macha mu z pewnym wahaniem.- Star, wróciłaś!- Oczywiście, cheri.Jak widzisz.W ciągu lata dorobiła się dziwacznego akcentu.W miejsce burzy włosów pojawiła się surowa, geometryczna fryzurka.Star jest doskonale zharmonizowana.Nawet jej buty są bladożółte.- Cudownie! Dobrze się bawiłaś?Star wzdycha i przewraca oczami, jakby chciała pokazać niemożliwość wyrażenia słowami radości trzech ostatnich miesięcy.Wyobraźnia podsuwa Jonathanowi przykry obraz młodego Musketta.- Byłaś w Paryżu?- Oni, clieri - Star śmieje się melodyjnie.- Przepraszam.Odzwyczaiłam się od mówienia po angielsku.Byłam.Było bosko.- Nie pojechałaś na południe?- Och, pojechałam.Na parę tygodni.Zatrzymałam się u Freddiego.- Ach tak.- Wyobraźnia Jonathana podsuwa mu pastelową impresję jej nagiej sylwetki nad brzegiem morza, lecz on natychmiast odsuwa od siebie ten obraz.Star rozgląda się wokół niecierpliwie, jakby szukała znajomych, z którymi jeszcze się nie witała.Potem wzdycha.- Więc jak, cheri, przyjdziesz?- Gdzie?- Na wykład mojego ojca.Będzie mówił o swoich Afrykanach.Oczywiście, że Jonathan przyjdzie.Star idzie obok niego, prowadząc rower po chodniku.Rozmawiają o pracy profesora Chapela z ludem Fotse, który zamieszkuje odległe i trudno dostępne rejony Afryki Zachodniej.- Muszą być cudownie prymitywni.- Tak, co za wstyd.Biedacy.Większość z nich nawet nie nosi ubrań, chyba że gdzieś się wybierają.Tylko mnóstwo koralików i te cudowne bransoletki.- Star porusza rękami.Bransoletki wydają dźwięk, który tak kocha.- A ja myślałem, że lubisz prymitywizm.- Dziwny z ciebie chłopak! Fotse to dzikusy! W życiu nie widzieli wanny.Tata musi brać składaną, gdy do nich jedzie.Traktują go jak wielkiego wodza.Widocznie robi na nich wrażenie.Przez resztę drogi do auli rozmawiają o szczególnej roli Fotse w życiu profesora Chapela.Profesor musi być popularnym wykładowcą.Sala jest nabita młodymi antropologami.Ci, dla których nie starczyło miejsc, obsiedli przejścia i parapety.Star ma efektowne wejście.Ze wszystkich stron spada na nią deszcz powitań, a na Jonathana grad zazdrosnych spojrzeń.Jonathan siada obok niej w pierwszym rzędzie na krześle, które ze smętnym uśmiechem zwalnia dla niego jakiś młody wykładowca.Przez chwilę czuje, że życie wynagradza mu lato spędzone w firmie Spavin & Muskett.Sadowiąc się wygodnie, zakłada nogę na nogę i wyrównuje szwy spodni, po czym rzuca ukradkowe spojrzenia na Star.jej oczy obrysowane są czarną obwódką jak u Tutenchamona.Star prezentuje jeszcze większy estetyzm, niż to Jonathan zapamiętał; bardziej wyrafinowany i świadomy.Jonathan opędza się od natrętnych myśli o południu Francji.Gdy Jonathan pogrąża się w bolesnej zadumie o Cap d’Antibes, drzwi się otwierają i do auli wpada profesor Chapel.Klucząc między słuchaczami, zmierza ku podium dla mówcy.Star macha ręką i szepcze: „Cześć, tato”.Profesor okazuje się człowiekiem o imponującej posturze.Nie jest wysoki, lecz masywny, z szeroką klatką piersiową i wydatnym brzuchem, rozsadzającym wygniecioną tweedową marynarkę.Całość wieńczy potężna głowa o wyrazistych rysach i zdecydowanej minie.Profesor wita córkę ojcowskim uśmiechem i rzuca Jonathanowi groźne spojrzenie, usiłując go sobie przypomnieć.Potem grzebie w teczce w poszukiwaniu notatek, wydaje z siebie głośne: „Aha!”, gdy je wreszcie znajduje, wyciąga grzebień, wyczesuje parę jasnych włosów z łysiejącej czaszki, bębni palcami w pulpit i zaczyna.Społeczne zwyczaje ludu Fotse są złożone i niejasne.Fotse hodują kozy w suchym i górzystym regionie, a ponieważ ich ziemia leży z dala od tradycyjnych szlaków handlowych, prawie nie mają kontaktu ze światem zewnętrznym.Zachowali, co profesor podkreśla z niekłamaną satysfakcją, niemal całą swoją pierwotność.Fotse żyją w osobnych domostwach składających się ze stożkowatych chat.Każde z podwórek otaczają małe spichlerze i spiżarnie.Nagromadzenie spiczastych dachów czyni z siedzib Fotse glinianą, krytą strzechą afrykańską wersję zamków nad Loarą.Profesor odbył trzy podróże do kraju Fotse i za każdym razem ten widok sprawiał mu wiele przyjemności.Wokół domostw rozciągają się najpierw pola prosa, za nimi o wiele rozleglejsze tereny pastwisk i zagrody, do których zagania się na noc kozy, główne źródło bogactwa Fotse.U Fotse panuje matriarchat.Miody wojownik dziedziczy po braciach matki.W zależności od tego, do której z czterech męskich społeczności należy spokrewniony mężczyzna (pełnią one ważną, choć nie do końca jasną rolę w kulturze Fotse), ziemia lub kozy mogą być przekazywane między mężczyznami nie połączonymi więzami krwi.Czasem Fotse dziedziczą po młodszej siostrze ojca, choć nadal nie wiadomo, w jakich okolicznościach.Możliwe, że ta informacja jest przykładem poczucia humoru Fotse, którzy zabawili się kosztem badacza zbierającego dane.Profesor raz po raz podkreśla, że jego opis jest dalece uproszczony.Mimo intensywnych studiów nad systemem dziedziczenia u Fotse, ciągle nie daje się go rozszyfrować.Sedno problemu tkwi w pojęciu „Fo”, kluczowym dla zrozumienia sposobu, w jaki Fotse postrzegają świat.Samo słowo „Fotse” jest połączeniem „Fo” i „Tse” i oznacza: „ludzie, którzy mówią/praktykują Fo”.Choć Fotse używają słowa „Fo” dla określenia swojego języka, powszechnie odnosi się ono do handlu wymiennego i negocjacji, odbywających się po śmierci jednego z członków społeczności.Zgodnie ze zwyczajem, kozy, ziemię i dobytek zmarłego Fotse rozdziela się między dwunastu bliskich krewnych.Podział traktowany jest z najwyższą powagą.Część przypadającą każdemu spadkobiercy wylicza się bardzo dokładnie (przodkowie Fotse zostawili wskazówki co do wielkości udziałów).Przy obowiązujących zasadach zdarza się, że beneficjanci otrzymują abstrakcyjne ilości dóbr, na przykład trzy czwarte byka albo jedną trzecią żony.Przez wieki ziemia Fotse, zwłaszcza ta, na której stoją ich domostwa, była dzielona tyle razy, że pojedyncze parcele zajmują nie więcej niż dwie-trzy stopy kwadratowe.To samo dotyczy innych dóbr.Zwyczaj Fo nakazuje łączyć te maleńkie cząstki w rozmiary bardziej użyteczne: całe żony, pola, które da się orać, i tak dalej, na drodze negocjacji.Ponieważ na spadkobiercach zmarłego Fotse mogą ciążyć zobowiązania podzielenia się zyskiem z własnymi krewnymi, którzy również mają jakieś zobowiązania, negocjacje stają się piekielnie skomplikowane.Dodatkową komplikacją jest zamiłowanie Fotse do spekulacji.W trakcie Fo (które w praktyce trwa nieprzerwanie, gdyż większość spraw spadkowych ciągnie się ponad rok, a poszczególni Fotse są zazwyczaj uwikłani w kilka równoległych negocjacji) dopuszczalne jest wszczęcie „Gofo” - „przyszłego Fo”.To system zakładów opartych na spodziewanych efektach przyszłych Fo i składanie obietnic zamiany jakiegoś kawałka ziemi czy określonej liczby kóz.Jeśli jakiś Fotse przypuszcza, że po upływie trzech pór deszczowych jego sąsiad odziedziczy kawałek ziemi, którym on sam jest zainteresowany, w zamian za nią może zaoferować określoną lub nieokreśloną liczbę kóz (abstrakcyjne części kóz bądź ich ekwiwalent w towarach również wchodzi w rachubę), w zależności od wysokości plonów prosa lub z zastrzeżeniem, że na mocy innej transakcji Fo nie będzie musiał pozbywać się kawałka ziemi, do którego zamierza przyłączyć grunt będący przedmiotem transakcji Gofo.Same przyrzeczenia Gofo również podlegają wymianie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]