[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy zachodzi ta druga możliwość, racz pan spuścić z tonu i przyjąć postawę szlachcica.Wrzeszczysz pan na kobietę; nigdy nie przestałam nią być.Osadziła mnie.Zasłużyłem.— Czyżbym była twoim wrogiem? — zapytała z prawdziwym smutkiem.— Dlaczego na mnie krzyczysz, co zrobiłam?— Właśnie nic — odrzekłem z wysiłkiem.— Jesteś taka sama jak dawniej.Przyniosłaś ze sobą to wszystko, o czym chciałem zapomnieć.Nie, Renato, nie mówię o tobie, lecz o sprawie, której służysz.Twoja przyjaźń.gdyby mogła zaistnieć w oderwaniu od.— Lecz nie może.Zamilkłem.— Więc nie mówmy już o tym — rzekłem po długiej chwili.Rozumiem, że przysłano cię tutaj, byś zgładziła kogoś, kogo znam?— Tylko uwiodła.— Kogo i w jakim celu?— W celu pozyskania tej osoby dla sprawy.Jeśli człowiek ten zgodzi się wypełnić pewną misje.— O jaką misję chodzi?— No, o jaką?— Nie wiem, skąd mógłbym wiedzieć?— Del Wares, jesteś obłudnikiem.— Obłudnikiem?— Tak.Uwierzę we wszystko, nawet w to, żeś się ożenił, spłodził synów i odbywasz piesze spacery w słomianym kapeluszu na głowie, doglądając prac polowych w swoich dobrach.Nie uwierzę tylko, żeś ogłuchł, oślepł i zgłupiał.Powiedz jeszcze, żeś zaniechał pojedynków.— Nie ożeniłem się, gdy zaś chodzi o płodzenie synów albo córek, to doprawdy, nie umiem zaręczyć.Prac polowych istotnie doglądam, skoro zaś doglądam, to znaczy, że nie oślepłem.Pojedynki? Owszem, już się nie biję.Król widuje mnie zbyt często, bym mógł lekce sobie ważyć jego rozporządzenia.— I nie bijesz się?— Nie, nie biję.— I nie strzelasz się na pistolety?— Nie strzelam.— Del Wares, przecież tyś całkiem skapcaniał.— Za pozwoleniem, codziennie mam w ręku floret, gdy zaś chodzi o celność strzału.— Tyś skapcaniał, mówię, bo myślisz, że uwierzę w te łgarstwa.Wzruszyłem ramionami, potem odszedłem kilka kroków i podjąłem z ziemi kapelusz.Oczyściłem go z grubsza rękawem.Patrząc na mnie, uczyniła gest w stronę opuszczonego domu, pokazując, że gotowa jest tam wrócić.Poszliśmy.Przytrzymałem drzwi, puszczając przodem swoją towarzyszkę, po czym przekroczyłem próg izby w ślad za nią.— Dobrze, baronowo — rzekłem.— Pokonałaś mnie, albowiem na tym polu nie masz sobie równych; to zupełnie oczywiste, że zdołasz zatruć mi życie swą wymową.Powiedz, proszę, co.a raczej kto cię tu sprowadza.Rozumiem, że znam tę osobę, bo inaczej nasze spotkanie byłoby całkiem zbędne.I oświeć mię co do owej tajemniczej misji, bo przysięgam, że nie wiem, o czym mówisz.— I nie domyślasz się nawet? Na litość, Del Wares, przecież nie mówimy o kłopotach krawców albo kupców! Co w tej chwili jest na tyle ważne, by Egaheer poczuła się zaniepokojona?Wzruszyłem ramionami.— Valaquet.— Proszę bardzo! — rzekła, szczerze uradowana, — No, to teraz opowiedz mi resztę.Hm?‘- Pani Dorota Atheves? Zdaje się, że kiedyś Egaheer nosiła się z zamiarem pozyskania jej.A może nawet wejścia w jej skórę.Uniosła brwi, lecz nie wiedziałem, czy to wyraz uznania, czy raczej powątpiewania.Znowu wzruszyłem ramionami.— Jeśli chodzi o panią Atheves, to nie wiem, co miałbym powiedzieć.Król posłał ją tam po to, by nie pozwoliła zgasnąć wojnie domowej.Wbrew oczekiwaniom chyba jej się udało.Za pół roku, na wiosnę, wojska królewskie wejdą do Valaquet, bo o ile mi wiadomo, nie ma tam już armii, które mogłyby temu przeszkodzić.Przede wszystkim zaś nie ma jedynego człowieka, który mógłby poprowadzić resztki wojsk do bitwy.Doszły mnie słuchy, że generał hrabia Se Rhame Sar nie żyje.— Co z tego wynika? — pytała dalej, najwyraźniej doskonale bawiąc się owym dziwacznym egzaminem.— Właśnie nie wiem.Pozyskanie Doroty Atheves dla sprawy twojej pani jest zupełnie zbędne, skoro służąc tylko królowi, poradziła sobie lepiej, niż tego oczekiwano.Ale jest tam jeszcze samozwańcza pani Se Rhame Sar, która przywłaszczyła sobie schedę po swym bracie, a mogła to bezkarnie uczynić, albowiem.trzyma w ręku lodową potęgę tego kraju, najsilniejszą starą magię, o jakiej słyszałem.Wszystko tam dzieje się za pozwoleniem tej kobiety.Widać chce, by wiosną wojska króla weszły w granice prowincji.Więc wejdą.Zdaje się, że na własną zgubę; tutaj nikt nie wierzy w magię, która może pokonać całe armie.Rozumiem, że to właśnie jest problem? Egaheer pragnie przecież, by powiodły się zamiary króla? Czy też może ma nowy kaprys, jak to bywa u niej w zwyczaju? Ale jeśli chce, dla odmiany,’by król poniósł klęskę, to nie ma powodu do zmartwień.— Król musi wygrać.Nic się nie zmieniło.— A więc Egaheer musi wesprzeć go w walce z całą starą magią Valaquet.Czy to jest owo zadanie? Ale nie dla człowieka.Jaki śmiertelnik mógłby się pokusić o zabicie dostojnej Anny Jaseny hrabiny Se Rhame Sar? Egaheer będzie musiała sama udać się do Valaquet.Nie męcz mnie już, baronowo, powiedziałem wszystko, co wiem.Mniemam, iż misja, o której wspomniałaś, wiąże się z Valaquet.Ale nie znam zamierzeń twojej pani.— Bo pominąłeś kilka istotnych szczegółów.Pokazałeś mi.obraz prawdziwy, lecz niepełny.— Słucham cię.— Krążą różne pogłoski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]