[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłem wraz z panem Knoxemw poczekalni dworca lotniczego, gdy dostrzegł on i rozpoznał swą żonę.Zaniemówiłwówczas ze zdumienia i nie mógł odzyskać równowagi przez dłuższą chwilę.Jej obec-ność w tym mieście była dla niego prawdziwym zaskoczeniem.A ponieważ wiem z jejksiążeczki biletowej, że i pani Knox nie zmieniła dnia odlotu, aby znalezć się w jego to-warzystwie, mogłem więc z góry odrzucić ewentualność zaplanowanego morderstwai ukrycia przez panią Knox sztyletu, którym miała zamiar je wykonać.A jak powiedzia-łem, nie jest to mały sztylecik cacko, który można ukryć w torebce damskiej, lecz so-lidny, długi obosieczny nóż, jeden z tych, które sprzedaje się turystom jako broń uży-waną przez myśliwych podczas safari w buszu.Nie mogłem sobie wyobrazić, aby paniKnox mogła nosić tego rodzaju rzecz przy sobie bez powodu! A gdyby nawet wiozła jądla kogoś jako pamiątkę, nie znajdowałaby się ona przecież ukryta w zupełnie niejasnydla mnie sposób, na jej osobie, ale na dnie walizki.Poza tym jak mogła pani Knox, zo-baczywszy po latach swego męża w poczekalni dworca lotniczego, wiedzieć, że a) będąlecieli jednym samolotem, b) że samolot ten będzie niemal pusty, c) że uda jej się jed-nym uderzeniem zabić śpiącego człowieka tak, aby nawet nie krzyknął czy nie wydałz siebie głośnego jęku? Mógłbym mnożyć tego rodzaju znaki zapytania.W sumie myślo tym, że pani Knox, choć nie mogła zaplanować tego mordu i leciała dokładnie w tymsamym czasie, w jakim postanowiła lecieć niemal miesiąc wcześniej, mogła zaopatrzyćsię w magiczny sposób w narzędzie zbrodni tych rozmiarów, przewidzieć okoliczności,w jakich dokona zbrodni, i dokonać jej wreszcie z tak zadziwiającą sprawnością, wy-dała mi się absurdalna.Wystarczyło przecież, aby Knox krzyknął, a wówczas na pewnoktoś z nas obudziłby się, a może nawet zerwalibyśmy się wszyscy.Morderca zostałby na-tychmiast rozpoznany, bo gdzie mógłby ukryć się w samolocie? Nie, pani Knox w zbytwielu punktach nie pasowała do tej zbrodni.Jakkolwiek próbowałbym szeregować jejmożliwości i postępki, nie pasowały one do siebie i nie układały się w logiczny łańcuch.Z jednej strony wiedziałem, że nie mogła zaplanować z góry tego morderstwa, a z dru-giej miałem pewność, że jeśliby go nie zaplanowała, nie mogła go dokonać i nie mia-łaby czym go dokonać.Postanowiłem więc skoncentrować się na osobie, która miałabyo wiele większe szanse zabicia Knoxa, miałaby silny motyw zabójstwa i przeciwko któ-rej dowody gromadziłyby się nieustannie, piętrząc niemal w miarę, jak z koniecznościmusiałem eliminować kolejno obecne tu osoby jedną po drugiej& Ale, jak powiedzia-82łem już, w pierwszej chwili nie mogłem mieć absolutnej pewności, kto jest mordercą,choć wszystko wskazywało na to, że jest to zbrodnia dokładnie obmyślona i precyzyj-nie zaplanowana& Jak to? powiedział profesor Barclay. Przed paru minutami powiedział pan,że trzeba wykluczyć tę ewentualność wobec nas wszystkich, dla takich czy innych po-wodów.A członkowie załogi gotowi są zeznać pod przysięgą, że nie opuszczali w nocyswego pomieszczenia i nie tracili się nawzajem z oczu. Tak, przypominam sobie dokładnie, że właśnie to powiedziałem.Ale w tym, copan powiedział, tak jak i w moim rozumowaniu, nie mieszczą się dwie osoby& Co? powiedział mały człowieczek. Więc pan myśli, że na pokładzie jest jesz-cze ktoś ukryty?! Ależ nie Alex uśmiechnął się lekko. Co prawda jestem autorem powieścisensacyjnych, ale nie oznacza to, że mam umiejętności wyciągania z rękawa dodatko-wych dramatis personae, które, beż najmniejszego wysiłku z naszej strony, wypełznąspod foteli i przyznają się do winy, pozwalając nam kontynuować podróż z uczuciem,że choć przez godzinę czy dwie podejrzewaliśmy wszystkich naszych towarzyszy po-dróży, to jednak okazali się oni lepsi, niż przypuszczaliśmy.Niestety, prawda nie jest anitak prosta, ani tak miła, jeśli wolno mi użyć tego określenia.Ale proszę już nie przery-wać.Zaraz spróbujemy rozstrzygnąć całą sprawę.Otóż, jak powiedziałem, doszedłem do wniosku, że mord ten nie mógł być wynikiemspontanicznego działania.Zwiadczyło o tym narzędzie zbrodni: przedmiot, którego niktnormalny i rozsądny nie wozi z sobą w podręcznej torbie czy neseserze, nie przewidu-jąc z góry, do czego będzie potrzebny.Ale ważniejsze było co innego:to, że zbrodnia się udała.A przecież jeśli którykolwiek z pasażerów znajdujących się w kabinie zapragnąłbydokonać tego morderstwa, byłby już od pierwszej sekundy narażony na olbrzymie trud-ności mogące w każdej chwili przemienić jego czyn w katastrofę, śmiercionośną w rów-nym stopniu dla mordercy, jak dla zamordowanego.Człowiek, który chciałby zamordo-wać Knoxa, musiałby wstać, podejść do niego, rozpoznać w ciemności położenie ciałai zadać cios z absolutną pewnością, że zabije od razu, tak szybko, by ofiara nie mogławydobyć głosu.Gdyby Knox został tylko zraniony lub gdyby żył nawet kilkanaście se-kund, zbrodnia dokonana w tak małym pomieszczeniu, wobec tylu świadków, zakoń-czyłaby się tragicznie dla mordercy.Przecież morderca ów nie mógł mieć nawet pew-ności, że wszyscy śpią! Fakt, że nie paliły się lampki, nie dawał przecież przeświadcze-nia, że tak jest.A jeśli choćby jeden z pasażerów nie mógł usnąć! Ten pasażer mógł ranoprzypomnieć sobie, ba, musiałby sobie przypomnieć, który z towarzyszy podróży wstałw nocy, by skradając się ruszyć wzdłuż przejścia.A jak mógł morderca sprawdzić, czywszyscy śpią? Nie mógł przecież przejść całej kabiny, zatrzymując się nad każdym z nas83i nasłuchując, aby pózniej spokojnie podejść do Knoxa i zabić go precyzyjnie, jednymuderzeniem! A jednak tak się stało i nikt z nas nie wiedział rano o niczym, nawet ja,który byłem tak blisko, bliżej niż ktokolwiek inny.A więc kto mógł być tym mordercą? Morderstwo wykonane w tak trudnych wa-runkach musi być wynikiem potężnego odruchu woli.W końcu każdy, kto zabija, wie,co go czeka, jeśli zostanie schwytany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]