[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazało się, że najbardziej dogadza im woda o temperaturze 85 stopni zawierająca żelazo i wanad.Nie są chorobotwórcze, wyjątkowo odporne na promieniowanie jonizujące i znoszą bez szkody gotowanie, nawet przez dłuższy czas.— Co one robią w takich warunkach?— Nie znam ich roli w łańcuchach biocenotycznych.Zresztą w tak nie­typowej niszy ekologicznej mogą również być zdane tylko na siebie.Ale nie o to chodzi.Ast poprosiła Włada o dokładniejsze zbadanie stopnia geoter­micznego w obrębie Dwójki.Już po kilku odwiertach wybuchła sensacja, którą potwierdziły uzupełniające sondowania.Trudno to pojąć, lecz na terenie Dwójki o stopniu geotermicznym jako takim można mówić sensownie dopiero od głębokości stu metrów.Powyżej panuje zupełny chaos.— To znaczy?— Jak wiesz, stopniem geotermicznym nazywamy odległość w metrach, mierzoną pionowo w głąb planety, odpowiadającą wzrostowi temperatury skał o jeden stopień.Na Temie — podobnie zresztą jak na Ziemi— waha się on przeważnie w granicach od dwudziestu do stu metrów.Tymczasem w Dwójce podłoże jest tak ciepłe, jakby pełniło rolę kaloryferów.Mało tego! W kilku przypadkach wykres wykazywał raptowny krótkotrwały skok temperatury kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią, a dalej równie gwałtowny jej spadek.Dopiero poniżej stu do stu kilkunastu metrów wszystkie te anomalie ustają i odtąd ciepłota skał podnosi się wraz z głębokością normalnie, bez żadnych sensacji.— Jak duże były te skoki temperatury? — spytała Zoe.— Zależnie od miejsca sondowania, to fantastyczne ostrze w obrazie wykresu podnosiło się do siedemdziesięciu, czasami stu stopni, a w jednym przy­padku osiągnęło aż 346°C.— Zjawisko może mieć charakter wulkaniczny, i wtedy jest całkiem zrozu­miałe — wtrącił Renę.— Bardzo wątpliwe — odparła Mary.— Chyba nawet wykluczone.Dwójka spoczywa na starej płycie kontynentalnej.Jest to obszar wybitnie asejsmiczny.— Jakie wnioski wyciągnięto z odkrycia? — zapaliła się Zoe.— Hans i Wład są ostrożni.Sondy wyposażone w niezbędne urządzenia pomiarowe, wraz z czerpakami próbek skalnych, zbierają dane dla wyjaśnienia tej zagadki.— Znowu drążenia, rozbijania.— powiedziała Zoe z niesmakiem.Deszcz ustał.Słabnące porywy wiatru mieszały się od czasu do czasu z głu­chym podziemnym dudnieniem albo leciutkimi wstrząsami, przypominając, że Tema przechodzi najbliżej Proximy.Był wieczór, kiedy Allan dziwnie podekscytowany wrócił z laboratorium.— Wychodzę.Muszę uzupełnić wyniki dzisiejszych badań.— Teraz? — zdziwiła się Mary.— Dziś noc zapadnie wyjątkowo szybko, jesteśmy w periastronie.Mógłbyś poczekać do rana.— Ależ, mamo, przecież nie zabłądzę w puszczy.Wezmę silny reflektor, bo noktowizor mi nie wystarczy.Chodzi o naturalne barwy, a do tego potrzebne dobre światło.— Życzę ci, aby TY-112 skręcił kark.Na całej planecie! — zawołał Renę za odchodzącym.— Skłonny jestem uwierzyć w twoją dobrą wróżbę!Młody botanik nieprzypadkowo podążył do lasu z takim pośpiechem.Ana­liza porostów, jakie zebrał, dawała dużo do myślenia.Wszystkie miały normalny kolor i zdrowy wygląd.Nadto ani jeden preparat mikroskopowy nie ujawniał zainfekowania „beczułek" zarazą, która jeszcze poprzedniego dnia rozprzestrzeniała się w takim tempie, że niszczycielski bakteriofag był wszechobecny w badanym materiale.Allan pragnął teraz zdobyć próbki z jak najliczniejszych miejsc, by móc zawierzyć średniej statystycznej analiz.Chodziło nie tylko o porosty.Wczo­rajsze odkrycie dodatkowego zakażenia mchów napawało go najgorszymi przeczuciami przerzutu epidemii także na rośliny wyższe.Wprawdzie dzisiaj nigdzie w puszczy nie znalazł potwierdzenia tamtej obserwacji, a nawet porosty przyniesione do bazy wyglądały tak, jakby ozdrowiały bądź nigdy nie zetknęły się z TY-112, lecz dane te mogły stanowić szczególny zbieg okoliczności i nie chciał pochopnie wyciągać optymistycznych wniosków.Umysł badacza nakazywał nie wierzyć, aby destrukcyjne zmiany w roślinach, sięgające w głąb komórek, mogły się cofnąć nawet przy najskuteczniejszych przeciwdziałaniach.A przecież nie zastosował środków zaradczych, bo ich nie wynalazł.Samoobrona flory, tak szybka i radykalna, też wydawała się wyklu­czona.Nie chciał jednak poprzestać na teoretyzowaniu, tym bardziej że była to wiedza biologiczna wysnuta ze znajomości innej biosfery.Na Temie pewne procesy mogły przebiegać odmiennie.Jedynym niepodważalnym sprawdzianem byłoby dotarcie do miejsca, gdzie zerwał storczykowaty kwiat dla Zoe.Obficie rosnące tam chorobliwie pozie­leniałe mchy mogły dać natychmiastową odpowiedź, czy stan ich pogorszył się czy też polepszył, przez porównanie wyników analizy wczorajszych i dzi­siejszych próbek.Nie trafił tam jednak, mimo usilnych starań.Allan wrócił w porze kolacji.Tak bardzo spieszył się do laboratorium, że nawet Mary, przestrzegająca zasady wspólnego spożywania posiłków, nie zatrzy­mywała go.— Jak zgłodniejesz, przyjdź — powiedziała serdecznie.— Dobrze, mamo.Ale nie odwołujcie mnie stamtąd.Kiedy ukończę analizy, wszystko opowiem.Puściwszy w,ruch analizatory, botanik dość szybko uporał się ze swym zada­niem.Gdy wrócił, minę miał skupioną, lecz z oczu jego biła radość.Renę, Ingrid i Mary spostrzegli to od razu.— Masz jakieś rewelacje? — zapytała Zoe.— Mam.Kwarantanna skończona.— Jak to?! — Renę i Mary wykrzyknęli równocześnie.— TY-112 przestał zagrażać.— A więc sama przyroda uporała się z tą zarazą — stwierdziła Mary z sa­tysfakcją.— Przewidziałaś, mamo, że tak będzie — odparł Allan z uznaniem.·— Cie­kawe.Bo mnie się to wydawało wykluczone.— Czy ustaliłeś mechanizmy samego procesu? — spytała Ingrid.— Jeszcze nie.Uruchomiłem wszelkie możliwe analizy komputerowe i cze­kam z niecierpliwością na wyniki.— Można rzec: płonę z ciekawości — powiedział Renę z błyskiem w oczach.— Bo na Ziemi uznalibyśmy to za niemożliwe.Czyżby tak zwane wielkie prawa życia, uznawane za równie powszechne jak grawitacja i promieniotwórczość, okazały się tylko zaściankowymi regułami dla jednej planety?— Czy rzeczywiście — zapytała Ingrid — teraz możemy poruszać się po całej Temie bez obawy zakażenia nowych obszarów?— Myślę, że tak.— Przyznam, że w roli „trędowatej" czułam się jak więźniarka.Nerwowo szukając na swym ekranie Allana, Zoe spytała chcąc się jeszcze upewnić:— Powiedz, Al, czy teraz będę mogła odwiedzić Dwójkę?— Bez przeszkód, jeśli nie zajdą jakieś niespodzianki.Na razie niebezpie­czeństwo dla roślin wydaje się zażegnane.—To bardzo pilne — podjęła Zoe, jak gdyby tłumacząc się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl