[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jesteśmy u kresu - zawołał Greifer walcząc zaciekle o ostat­nie chwile.- A to dlatego, że zbyt wielu spośród nas zawiodło pokładane w nich nadzieje.Dlatego, że twierdzenia jakiegoś osz­czercy, który przypadkowo, dzięki pomyślnym okolicznościom, awansował na oficera, zostały wzięte na serio! Dlatego, że ze­znania jakiejś dziwki mają większą wagę od zeznań zasłużonych żołnierzy, dlatego, że daje się wiarę dezerterom, buntownikom i dekownikom!Major Horn zerwał się, jak by zamierzał rzucić się na Grei­fera.Generał-major Luschke dotknął lekko jego ramienia i major znowu usiadł na swym miejscu.- Podczas gdy zdrajcy i świntuchy wzbogacali się - wołał Greifer z nieposkromioną emfazą - my walczyliśmy do ostat­niego tchnienia.Wiedzieliśmy zawsze, czym jest obowiązek, nigdy nie kapitulowaliśmy jak tchórze.Te stare cnoty żołnierskie, któ­rym jesteśmy wierni, przeszkadzają teraz rabusiom, tchórzom i spekulantom wojennym.Stąd próby obwiniania nas o morder­stwo, oto dlaczego chcą nas zlikwidować.Miało się wrażenie, że siedzący w pokoju, nie robiąc ani kro­ku, cofają się.Mizerne światełko zaczęło dygotać, okna trzęsły się jak w gorączce, a generał uśmiechał się jak nieboszczyk.- Nie jesteśmy - ryczał Greifer - zdrajcami ojczyzny.Są nimi, ci, którzy chcą nam założyć stryczek.Mieliśmy wykonać tajne polecenie, decydujące o dalszym przebiegu wojny, ale wy­konanie go spotkało się z sabotażem.Z sabotażem szubrawców, którzy opuścili ojczyznę, będącą w śmiertelnym niebezpieczeń­stwie, którzy zdradzili Niemcy!Greifer ciężko dyszał.Zebrani w pokoju milczeli.Warkot silników stawał się coraz mocniejszy.Nagle umilkł.W pokoju za­panowała dręcząca cisza.Generał Luschke powiedział: - Powiesić!W dziesięć minut później porucznik Greifer wisiał na placu ćwiczeń koszar artyleryjskich.Amerykanie wkroczyli do miasta.Z licznych okien zwisały białe chorągwie, jak gdyby cała ludność wywiesiła bieliznę do wysuszenia.Zaczęli się ukazywać pojedynczy przechodnie.Uśmiechali się z ulgą bądź ze strachem, z oddaniem bądź z apa­tią, ufnością bądź z pogardą, przyjaźnie bądź tchórzliwie.Ktoś zawołał: "Nareszcie oswobodziliście nas!" Ktoś inny uzu­pełnił z zapałem: "Nareszcie oswobodziliście nas od hitlerow­ców!"Amerykanie, na szczęście nie władający językiem niemieckim, siedzieli w swych pojazdach z obojętnymi minami.Przybrali zwycięski wyraz twarzy, ale nietrudno było zauważyć, że nie są wolni od strachu.Wietrzyli wszędzie hitlerowskie bestie i mor­derców z obozów koncentracyjnych, bo przecież ich gazety woj­skowe uporczywie i dlatego z powodzeniem wmawiały w nich, że innych Niemców nie ma.Znalazłszy się za miastem kapitan Schulz zarządził zbiórkę po­zostałych pod jego rozkazami żołnierzy, którzy składali się z bez­radnych niedołęgów przydzielonych do Komendantury oraz z nie orientujących się w niczym volkssturmowców.Ustawił ich w sze­regu i oddał się wraz z nimi w niewolę zdumionym Ameryka­nom.Z wysoko podniesioną głową, napompowany świadomością, że aż do ostatniego tchu spełnił swoją powinność, pomaszerował na czele swoich żołnierzy do niewoli.Za nim dreptał Heini opła­kując żałośnie i rozdzierająco swe utracone bohaterstwo.- Heini - powiedział Schulz iście po męsku - przestańże wreszcie ryczeć! Prawdziwy żołnierz nie płacze!- Tak jest, panie kapitanie - załkał Heini z pokorą.- Żeby zmienić bieg twoich myśli - oświadczył wojak Schulz - pozwalam ci nieść mój bagaż.Heini z zapałem zastosował się do tej propozycji.Dowódca zwycięskich oddziałów zdobył miasto, a wraz z nim koszary artylerii za pomocą dwudziestu czterech czołgów typu Sherman oraz licznej piechoty.Zwycięzcy butnie przemierzali puste korytarze.Pociskami z pistoletów maszynowych rozbijano dekoracje ścian.Nad bramą kołysał się jeden z orłów.Siedzący nieruchomo za swym biurkiem generał-major Lusch­ke został wzięty do niewoli przez jednego kapitana, dwóch podporuczników i trzydziestu sześciu uzbrojonych po zęby żołnierzy.Obok niego stał, również nieruchomo, szef jego sztabu.Był jedy­nym człowiekiem, który wbrew kilkakrotnie przez Luschkego po­wtarzanemu rozkazowi niezmiennie opierał się temu, by rozstać się ze swoim generałem.Żołnierze wysunęli naprzód poruczników, porucznicy zaś kapi­tana, który powiedział: - Panie generale, jest pan jeńcem.Generał-major Luschke podniósł się bez słowa, poprawił na sobie mundur i wyszedł eskortowany przez trzydziestu sześciu żołnierzy, dwóch podporuczników i jednego kapitana.Inny spośród zwycięzców wydał polecenie, żeby na plac ćwi­czeń zajechały dwa jeepy i jeden wóz z eskortą.Dwanaście ref­lektorów obrzuciło jaskrawym światłem wiszącego na stryczku porucznika Greifera.Zdumieni żołnierze amerykańscy obstąpili wisielca.- Oficer ten - powiedział jeden z nich, wychowany na licz­nych komentarzach radiowych - był bojownikiem ruchu oporu.Hitlerowcy załatwili się z nim jeszcze w ostatniej chwili.Bezpośrednio za tak zwanymi oddziałami bojowymi przybył do miasta CIC [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl