[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc jesteśmy zgodni.Odmarsz za trzy godziny.- Jeżeli o mnie chodzi, możemy ruszyć zaraz - powiedział James I przeświadczony, że jest uosobieniem przedsiębiorczości."Oto - mówił sobie - iście amerykański duch pionierski dwudziestego wieku."- Co zamierza pan robić do czasu wymarszu? - zapytał zaciekawiony kapitan Ted Boernes.- Zastanawiać się nad tym, czy pytanie pańskie jest uzasadnione - odpowiedział James I z uśmiechem.- A czy pana również dręczą podobne problemy?- Ja - odrzekł James II - zdrzemnę się na zapas.- A ja, jeżeli oczywiście pan się zgodzi - oświadczył uprzejmie Hinrichsen - spróbuję zakończyć przesłuchanie.- Jakie?- Przesłuchanie owego porucznika, który był w Grafenbergu.- Co pan sobie po tym obiecuje?- Nie mogę na to dokładnie odpowiedzieć - oświadczył ostrożnie Hinrichsen.- Mam jednak wrażenie, że człowiekowi temu wiadome jest coś, co mogłoby być interesujące.- Interesujące? Dla kogo?- To się dopiero pokaże - rzekł Hinrichsen z nieprzyjemnym grymasem na twarzy.Hinrichsen udał się do pustej, zimnej sali, w której zwykle odbywały się przesłuchiwania.Rozsiadł się tutaj za jednym ze stołów i kazał sobie przyprowadzić porucznika z Grafenbergu.Ten wśliznął się z miną usłużnego fryzjerczyka, zaczął przygotowywać się do ukłonu, jak gdyby miał zatańczyć menueta.Otworzył nawet usta, by szybciej odpowiadać, gdyby go chciano o coś pytać.Ale Hinrichsen pozwolił mu na razie stać nie mówiąc doń ani słowa.Przerzucał nie wypełnione kwestionariusze udając wedle wypróbowanej metody koncentrację.Milczał uporczywie, ale ruchy jego rąk zdradzały zdenerwowanie.Po jakimś czasie ręce te nagle się uspokoiły.Leżały teraz nieruchomo obok siebie na kwestionariuszach, wyglądały jak olbrzymie łopaty; kto te ręce widział, bynajmniej nie pragnął się w nie dostać, Hinrichsen podniósł w pewnej chwili mocno osadzoną głowę W oczach jego było tyle lodowatego chłodu i zdecydowania, że porucznikowi zaczęły ledwie widocznie dygotać kolana.- Obydwaj - zaczął Hinrichsen półgłosem, nasrożony jak buldog - mamy wspólnego znajomego, niejakiego pułkownika Hauka.Porucznik z Grafenbergu pobladł tak szybko i całkowicie, jak gdyby łagodne światło oświetlającego go reflektora zostało gwałtownie wzmocnione.- Nie wiem.- wykrztusił z trudem.- Wie pan dokładnie, co mam na myśli.- Musi mi pan wierzyć.- Niech pan posłucha, mój przyjacielu - powiedział brutalnie Hinrichsen.- W ten sposób daleko nie zajdziemy.Jestem najgłębiej przekonany, że pewne sprawy są panu wiadome.Kiedy bowiem zapytałem pana dziś rano o Hauka, odpowiedział pan przecząco zbyt szybko ł nerwowo.I zaprzeczył pan dwukrotnie.Jeżeli człowiek nie upadł na głowę i słuchał tego choćby jednym uchem, musiało to wywołać nieufność.Porucznik z Grafenbergu tracił coraz bardziej kontenans.Nad jego górną wargą wystąpiły krople potu.Poruszał kurczowo rękami, miało się wrażenie, że zacznie się wić jak robak.- Niech pan da spokój tym komediom - powiedział Hinrichsen.- Z papierów pańskich wynika, że ukończył pan kurs w Grafenbergu.Wiemy dokładnie, co się tam odbywało, mój wojowniczy kandydacie na sędziego sądu doraźnego.- Sir! - zawołał porucznik z Grafenbergu uderzając w błagalnie sentymentalny ton skazańców.Przysięgam panu, że działalność moja była natury drugorzędnej.Pełniłem jedynie drugorzędną funkcję asesora, nie miałem nic do powiedzenia, nic do decydowania poza prowadzeniem protokołu.Wyroki wydawał sam przewodniczący.- W to wszystko - oświadczył Hinrichsen wyczuwając, że lody zaczynają pękać - skłonny jestem uwierzyć.Nie jestem małostkowy.Wiem, że przewodniczący lotnych sądów doraźnych byli przeważnie oficerami starszymi, co najmniej w stopniu kapitana.Na nich ciążyła wyłączna odpowiedzialność za wyroki.- Tak było, sir - zapewnił porucznik, jak gdyby składał przysięgę.- Dokładnie tak.- Były oczywiście również wyjątki - odparł Hinrichsen i obrzucił swą ofiarę hipnotyzującym wzrokiem węża boa.- Pełnomocnictwa specjalne, wyjątkowe sytuacje.Może w działalności pańskiej bywały takie wyjątki? Można by, gdyby się tego chciało, zbadać dokładnie te rzeczy.Ale nie chcę tego wcale.Pan osobiście nie interesuje mnie właściwie, chciałbym natomiast dowiedzieć się jak najwięcej o tym pułkowniku Hauku.Porucznik z Grafenbergu oddychał ciężko i milczał.Patrzył wyblakłymi oczyma na Hinrichsena, wzrok jego był tak bezradny i błagalny, jak gdyby na jezdni wśród największego ruchu zgubił okulary i czuł się bet nich niepewny i zdany na łaskę innych.- Może pan teraz wybierać - oświadczył Hinrichsen bezlitośnie.- Albo w pełni zbadam i wyświetlę pański przypadek, albo też powie mi pan wszystko, co panu jest wiadome o pułkowniku Hauku.Żeby pan mnie zrozumiał całkowicie, panie poruczniku, powtarzam raz jeszcze: osobiście mało mnie pan interesuje.- Tak - rzekł porucznik i odetchnął głęboko.- Pułkownik Hauk był przewodniczącym owych sądów doraźnych, które otrzymywały rozkazy bezpośrednio z Kwatery Führera.Po doświadczeniach z okresu odwrotu w Rosji przeniesiono je na zachodni front inwazyjny.- Zanim będziemy mówić dalej na ten temat - oświadczył Hinrichsen - zaznaczam, że chciałbym wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko.Gdyby pan nie mógł ominąć wydarzeń, w których brał pan bezpośredni udział, to proszę w tym specjalnym wypadku uważać się za świadka koronnego w myśl prawa brytyjskiego.Stawia się pan do dyspozycji sądownictwa i zeznaje; to chroni pana przed jakimkolwiek oskarżeniem i gwarantuje bezkarność.Gdyby pan tego nie chciał.- Powiem wszystko, co wiem, sir przyrzekł porucznik z Grafenbergu, obrzucając Hinrichsena baranim wzrokiem.Hinrichsen przysunął blok, parsknął z zadowolenia i powiedział: - Słucham
[ Pobierz całość w formacie PDF ]