[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety, jak wie-lu kandydatów, których nie zatwierdzono, potrafił zastanawiać się tylko nadmotywami osób, które wyszperały informacje na temat tych wizyt.A terazmuszę ponownie cię przeprosić.Przyszedłeś tu, abym rozproszył twoje wąt-pliwości, a ja wygłosiłem przemówienie, i to takie bolesne.- Nie, nie szkodzi.Wiem, że ojciec kłamał.- Przerywam.- Jest jednarzecz, której nie rozumiem.Skoro pan wiedział o Jacku Zieglerze wówczas,gdy te zdarzenia miały miejsce, to dlaczego nic pan nie powiedział, kiedy tasprawa wypłynęła podczas przesłuchań w Senacie?Odpowiada tak szybko, że musiał przewidzieć to pytanie.- Nikt mnie oto nie pytał.FBI nie przyszło przesłuchiwać innych sędziów.- Mógł pan dobrowolnie zgłosić się z tymi informacjami.Zaoszczędzi-łoby to Gregowi Haramoto tylu cierpień.- No, wiesz, Misha.Jeden sędzia zdradzający drugiego.Nie do pomy-ślenia.Tego po prostu się nie robi.Nie jest to również w duchu Konstytucji.O przydatności kandydata na sędziego decydują organy władzy ustawodaw-czej.Nie byłoby to w porządku z mojej strony, gdybym jako przedstawicielwładzy sądowniczej próbował w jakikolwiek sposób wpływać na przesłu-chania zatwierdzające.Lubię Wallace'a Wainwrighta, być może dlatego, że lubił go mój ojciec,ale zdumiewa mnie jego zadufanie w sobie, zarówno w postępowaniu, jak iw poglądach, z których wynika, że jeśli jakieś przepisy prawne mu nie od-powiadają, to muszą być niekonstytucyjne.- Doceniam to - mówię niezbyt szczerze po dłuższej chwili.Zastana-wiam się, czy Wainwright trzymał się z dala od skandalu ojca, żeby nie za-przepaścić własnych szans.Nie wiem, czy to rzeczywiście nie do pomyśle-nia, żeby jeden sędzia wydał drugiego, ale z pewnością nie pomogłoby mu todostać się do Sądu Najwyższego.- Jednak chciałbym zrozumieć coś jeszcze.- Oczywiście - odpowiada, tłumiąc zniecierpliwienie.- Kiedy mój ojciec.kiedy spotkał się z Jackiem Zieglerem.To byłowieczorem.- Tak.Dość pózno, jak mówiłem.- Nie było w tym nic niezwykłego, prawda? W tym, że ojciec o tak póz-nej porze był w sądzie?- Niezwykłego? - Uśmiecha się.- Nie, Misha, zupełnie nic.Ja pracowa-łem do pózna, ale nie tak długo, jak Oliver.Musisz pamiętać, jakim typemczłowieka był twój ojciec, i jakim sędzią.O takich ludziach mówiło się.znaszto stare powiedzenie.że to pies na szczegóły.Pamiętam pewną dyskusjępodczas apelacji w sprawie kryminalnej.Adwokat skazanego popełnił wów-czas błąd i chcąc się odwołać do próżności twojego ojca, zacytował kilka jegoodrębnych opinii z początków pracy w sądzie.Twój ojciec spytał go wówczas: Czy obrońca wie, ile razy ta kwestia wypływała przed tym sądem, od kiedynapisałem te słowa? Biedny człowiek nie wiedział.Twój ojciec stwierdził: Siedemnaście razy.Czy wie pan, ile razy sąd odrzucił takie podejście? Sie-demnaście razy.A czy wie pan, ile z tych opinii ja napisałem? Wówczas tenadwokat zrobił coś, czego już studenci pierwszego roku uczą się nie robić.Zgadywał: Siedemnaście, Wysoki Sądzie? Wpadł w ten sposób prosto wpułapkę.Twój ojciec odpowiedział: %7ładnej.Nadal wyznaję poglądy, którepan zacytował , po czym cały sąd wybuchnął śmiechem.Nie śmiał się praw-nik ani twój ojciec.On wcale nie żartował, tylko dawał mu nauczkę.Nie po-trafił się powstrzymać także przed następnym ciosem: Moje poglądy niemają tu nic do rzeczy.W federalnym sądzie apelacyjnym należy się powoły-wać na prawo danego obwodu, a nie poglądy poszczególnych sędziów.Byćmoże przypomina pan to sobie ze szkoły prawniczej.Przymykam na chwilę oczy.Z łatwością potrafię sobie wyobrazić Sędzie-go tak złośliwie wykorzystującego swoją inteligencję, gdyż miał zwyczajstale to robić.Wainwright jeszcze nie skończył.- Jednak zazwyczaj to jego zamiłowanie do szczegółów nie było tak bo-lesne dla innych.Na przykład, jeśli przychodziła do nas sprawa mającazwiązek z normami Agencji Ochrony Zrodowiska, to sam czytał wszystkiemateriały dotyczące orzecznictwa w tego rodzaju sprawach, zamiast zlecaćto swoim aplikantom, jak robiła większość z nas.A pamiętaj, że mowa jest oarchiwach liczących sobie nieraz ponad dwadzieścia tysięcy stron.Jednaktwój ojciec twierdził, że skoro potrafi czytać Trollope'a, to poradzi sobie i ztaką lekturą.Albo sprawa, w której jedna ze stron wyraznie robiła wrażeniefikcyjnej spółki zarejestrowanej powiedzmy na Kajmanach lub AntylachHolenderskich.Twój ojciec zażądał, żeby spółka dostarczyła, oczywiście podprzysięgą, listę swoich rzeczywistych właścicieli, a nie tylko figurantów, zaktórymi się kryją.Albo wezmy grupy interesu publicznego.Domagał się odnich listy darczyńców.Muszę przyznać, że jestem tym, wbrew sobie, zafascynowany.- Jak mógłtego dokonać?- No, oczywiście nie osobiście.Wymagało to nakazu składu orzekające-go w danej sprawie.Ponieważ było to trzech sędziów, potrzebna była zgodadwóch z nich.Jednak decyzja była zawsze jednogłośna, przynajmniej wsprawach, które pamiętam.Przypuszczam, że to kwestia solidarności sę-dziowskiej.- A czy taka korporacja lub organizacja dostarczała potem żądane do-kumenty?- Nie mieli wyboru.Co mogli zrobić? Złożyć apelację do Sądu Najwyż-szego? Zakładając nawet, że w Sądzie Najwyższym zwrócono by uwagę naprośbę o wstrzymanie postępowania wykonawczego oraz zakładając, żeudzielono by odroczenia tego postępowania, co jest jeszcze mniej prawdo-podobne, to co w istocie osiągnęłaby taka spółka? Powiem ci.Z pewnościąwkurzyłaby co najmniej jednego sędziego, a może wszystkich trzech.Owszem, w razie wstrzymania postępowania nie musiałaby ujawniać do-kumentów, ale i tak musiałaby stanąć przed tym samym składem sędziow-skim w celu rozpatrzenia tej pierwotnej apelacji.A kto chciałby, żeby jegosprawę rozpatrywali sędziowie, których porządnie rozgniewał, odwołującsię od ich zupełnie, zdawałoby się, niewinnego nakazu? - Chichocze cichopod wpływem tych zabawnych wspomnień.- Och, ileż to było śmiechu ztwoim ojcem za stołem sędziowskim! I jaki to był doskonały sędzia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]