[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogarnęły go sprzeczne uczucia: rozpacz, ulga i lęk.Wilk odszedł, by ocalićJackowi \ycie - tak nale\ało tłumaczyć jego zniknięcie.Gdy tylko Jack ruszył doDaleville, jego partner bryknął.Uciekł na tych niezmordowanych nogach, a terazznajdował się o wiele mil stąd i czekał na wschód księ\yca.Do tej pory Wilk mógłdotrzeć wszędzie.Uświadomienie sobie tego faktu w części tłumaczyło lęk Jacka.Wilk pewniezagłębił się w las, widoczny za długim polem, do którego przylegał jar.Pewnieopychał się królikami, myszami polnymi i wszystkimi innymi stworzeniami, jakie tam\yły - kretami, świstakami i bohaterami O czym szumią wierzby.Samo to byłobycacy.Wilk mógł jednak zwietrzyć bydło i narazić się na prawdziweniebezpieczeństwo.Mógł równie\, uświadomił sobie Jack, zwietrzyć jakiegoś farmeraz rodziną.Albo jeszcze gorzej, mógł dotrzeć pod jedno z miasteczek na północy.Jacknie miał pewności, ale uwa\ał, \e przeistoczony Wilk potrafi zamordować conajmniej tuzin ludzi, nim ktoś go wreszcie zabije.- Cholera, cholera, cholera - rzucił Jack i zaczął wspinać się po przeciwległymstoku jaru.W gruncie rzeczy nie miał nadziei, \e jeszcze zobaczy Wilka - zrozumiał, \epewnie ju\ nigdy się nie spotkają.Za kilka dni natrafi po drodze w jakiejśmałomiasteczkowej gazecie na pełen zgrozy opis rzezi, urządzonej przez olbrzymiegowilka, który zaplątał się na ulicę Główną, najwidoczniej w poszukiwaniu \ywności.Będą temu towarzyszyć kolejne nazwiska.Kolejne nazwiska w rodzaju: Thielke,Heidel, Hagen.Początkowo Jack oglądał się w stronę drogi, mając nadzieję, \e mimowszystko zobaczy przemykającą na wschód olbrzymią postać - jego towarzysz pewnienie chciał natknąć się na wracającego z Daleville chłopca.Długi odcinek drogi byłjednak opustoszały tak samo jak szopa.Oczywiście.Słońce, równie pewny zegar jak ten, który Jack nosił na nadgarstku, zni\yłosię nad horyzont.Jack odwrócił się z rozpaczą w stronę szerokiego pola i lasu za nim.Nieporuszało się nic oprócz wierzchołków ścierni, gnących się pod chłodnym,wędrującym tu i tam powiewem.TRWA OBAAWA NA WILKA-MORDERC, taki nagłówek pewnieprzeczyta za kilka dni.Po chwili wielki, brązowy głaz na skraju lasu poruszył się, a Jack zorientowałsię, \e to Wilk.Jego towarzysz przykucnął na piętach i wpatrywał się w niego.- Och, ty denerwujący sukinsynu - powiedział Jack i mimo ulgi zdał sobiesprawę, \e odczuwa w głębi duszy radość na widok Wilka.Ruszył w jego stronę.Wilk ani drgnął, lecz był jakby bardziej spięty,podminowany i czujny.Zrobienie drugiego kroku wymagało od Jacka ju\ pewnejodwagi.Dwadzieścia jardów dalej spostrzegł, \e w Wilku następowały nowe zmiany.Jego owłosienie stało się jeszcze gęstsze i bujniejsze, jak by je umył i wysuszyłsuszarką; broda naprawdę zaczynała się tu\ pod oczyma.Całe ciało, chocia\zgarbione, wydawało się szersze i potę\niejsze.Oczy, pełne płynnego ognia, jaśniałyna pomarańczowo jak dynie w Halloween.Jack zmusił się, by podejść jeszcze bli\ej.Prawie stanął, gdy zobaczył, \eWilk ma łapy zamiast rąk, ale chwilę pózniej zorientował się, \e to jedynie dłonie ipalce pokrywa strzecha grubych, ciemnych włosów.Wilk nadal wpatrywał się wniego gorejącymi oczami.Jack zmniejszył jeszcze o połowę dzielący ich dystans, poczym przystanął.Po raz pierwszy, od kiedy spotkał Wilka przy doglądaniu stada nadstrumieniem w Terytoriach, nie potrafił nic wyczytać z wyrazu jego twarzy.Mo\eWilk stał się zanadto obcy, a mo\e po prostu włosy zakrywały za du\ą część twarzy.Tak czy inaczej, Jack był pewny, \e Wilkiem targa jakieś silne uczucie.Tuzin stóp od niego zatrzymał się na dobre i zmusił się do spojrzenia w oczywilkołaka.- Ju\ wkrótce, Jacky - powiedział Wilk i jego usta rozchyliły się w strasznejparodii uśmiechu.- Myślałem, \e uciekłeś - odparł Jack.- Siedziałem tutaj, \eby widzieć, jak wracasz.Wilk!Jack nie wiedział, jak sobie wytłumaczyć to oświadczenie.Przypominało muono niejasno bajkę o Czerwonym Kapturku.Zęby Wilka wyglądały na wyjątkowoostre, silne i było ich naprawdę du\o.- Mam kłódkę - powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]