[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziękuję! - odparł Ketling przyciskając do ust jej rękę.- Ha! mróz na dworze, a Kupido golec: wszelako tak myślę, że bylesię tu dostał, to w tym domu nie zmarznie! - zakrzyknął Zagłoba.- Daj waćpan spokój ! - rzekła Krzysia.- A widzę już: od samych wzdychań odliga będzie! Nic! tylko odwzdychań!.- Dziękuję Bogu, żeś waćpan jowialnego humoru nie utracił -rzekł Ketling - bo wesołość znak zdrowia.- I czystego sumienia, i czystego sumienia! - odparł Zagłoba.-Mędrzec pański powiada: Ten się drapie, kogo swędzi , a mnienic nie swędzi; przetom wesół!! Jak się masz Ketling! O! do stubisurmanów! co to ja widzę? Wszakżem to ciebie po polsku wi-dział, w rysim kołpaczku i przy szabli, a teraześ się znowu najakowegoś Angielczyka przemienił i na cienkich nogach nibyżuraw chodzisz?- Bom w Kurlandii długi czas siedział, gdzie polskiego strojunie zażywają, a teraz dwa dni spędziłem u angielskiego rezydentaw Warszawie.- To z Kurlandii wracasz?- Tak jest.Przybrany rodzic mój zmarł i tamże mi majętnośćdrugą zostawił.- Wieczny mu spokój! Katolik-że on był?- Tak jest.- To przynajmniej masz pociechę.A nie porzuciszże ty nas dlaowej kurlandzkiej substancji?- Tu mi żyć i umierać! - odrzekł spojrzawszy na Krzysię Ketling.A ona spuściła zaraz swe długie rzęsy na oczy.116Pan WołodyjowskiPani Makowiecka nadjechała o zupełnym już mroku, a Ketlingwyszedł aż przed bramę na jej spotkanie i prowadził ją do domuz takim uszanowaniem, jakby księżnę udzielną.Chciała, było, zarazna drugi dzień szukać sobie innej gospody w samym mieście, alena nic się nie przydał jej opór.Młody rycerz póty błagał, póty sięna swoje braterstwo z Wołodyjowskim powoływał, póty klękał, ażzgodziła się i nadal u niego zamieszkać.Ułożono tylko, że i panZagłoba czas jakiś jeszcze zostanie, aby swą powagą i wiekiemniewiasty od złych języków zasłonić.On zgodził się chętnie, bodo hajduczka niezmiernie się przywiązał, a przy tym zaczął sobiepewne plany w głowie układać, które koniecznie jego obecnościwymagały.Dziewczyny obie były rade, a Basia od razu otwarcie postronie Ketlinga wystąpiła.- Dziś i tak się nie wyniesiem - rzekła do wahającej się pani stolniko-wej - a pózniej czy jedna doba, czy dwadzieścia, to już wszystko jedno!Ketling podobał się jej, zarówno jak Krzysi, bo on się wszyst-kim niewiastom podobał; Basia przy tym nigdy dotąd nie widziałazagranicznego kawalera prócz oficerów cudzoziemskiej piechoty,ludzi mniejszej szarży i dość prostych; więc obchodziła go wkoło,potrząsając czupryną, rozdymając chrapki i przypatrując mu sięz dziecinną ciekawością tak natarczywą, że aż usłyszała cichą naga-nę od pani Makowieckiej.Ale mimo nagany nie przestała go badaćoczyma, jakby chcąc jego wartość żołnierską ocenić, a wreszciepoczęła wypytywać o niego pana Zagłobę.- Wielkiż to żołnierz? - spytała po cichu starego szlachcica.- %7łe i znamienitszy być nie może.Widzisz, eksperiencję ma nie-zmierną, bo od czternastego roku życia przeciw Angielczykom ro-koszanom służył, przy prawdziwej wierze stając.Szlachcic też to jestwysokiego rodu, co i po jego obyczajności snadnie poznać możesz.- Waćpan go widział w ogniu?- Tysiąc razy! Będzie ci stał ani się zmarszczy; konia czasem pokarku poklepie i o afektach gotów gadać.117Henryk Sienkiewicz- Zali moda o afektach wtedy rozmawiać? Co?- Moda wszystko czynić, przez co się kontempt dla kul okazuje.- No, a wręcz, w pojedynkę, równie on wielki?- Ba, ba! szerszeń jest, nie ma co gadać!- A panu Michałowi by wytrzymał?- A! Michałowi by nie wytrzymał!- Ha! - zawołała z radosną dumą Basia - wiedziałam, że nie wy-trzyma! Zaraz pomyślałam, że nie wytrzyma!I poczęła w ręce klaskać.- Także to przy Michale się oponujesz? - spytał Zagłoba.Basia potrząsnęła czupryną i umilkła; po chwili dopiero cichewestchnienie podniosło jej pierś.- E! co tam! Radam, bo nasz!- Ale to sobie zauważ i zakonotuj, hajduczku - rzekł Zagłoba - iżjeśli na polu bitwy trudno o lepszego niż Ketling, tedy dla niewiastjeszcze on bardziej periculosus, które się w nim dla jego urody za-pamiętale kochają!Praktyk też to i w amorach znakomity!- Powiedz to waćpan Krzysi, bo mnie amory nie w głowie - rzekłaBasia i zwróciwszy się ku Drohojowskiej, poczęła wołać: - Krzysiu!Krzysiu! Chodz jeno na słowo!- Jestem - rzekła panna Drohojowska.- Pan Zagłoba powiada, że żadna panna nie spojrzy na Ketlinga,żeby się zaraz w nim nie rozkochała.- Ja już go obejrzałam zewszystkich stron i jakoś mi nic, a ty zali już co czujesz?- Baśka! Baśka! - rzekła tonem perswazji Krzysia.- Spodobał ci się, co?- Daj spokój! statkuj! Moja Basiu, nie powiadaj byle czego, bowłaśnie pan Ketling się przybliża.Jakoż Krzysia nie zdołała jeszcze usiąść, gdy Ketling zbliżył się i spytał:- Wolno się do kompanii przyłączyć?- Wdzięcznie prosim! - odpowiedziała Jeziorkowska.118Pan Wołodyjowski- Więc śmielej już spytam, o czym była rozmowa?- O amorach! - wykrzyknęła bez namysłu Basia.Ketling usiadł przy Krzysi.Przez chwilę milczeli, bo Krzysia,zwykle przytomna i władnąca sobą, dziwnie jakoś stawała się nie-śmiałą wobec tego kawalera, więc on pierwszy spytał:- Zali w istocie o tak wdzięcznym obiekcie była narada?.- Tak! - odrzekła półgłosem panna Drohojowska.- Rad bym nad wszystko usłyszeć waćpanny mniemanie.- Wybacz waćpan, bo i śmiałości brak mi, i dowcipu, tak teżmyślę, że ja bym to raczej od waćpana coś nowego usłyszeć mogła.- Krzysia ma rację! - wtrącił Zagłoba.- Słuchamy!.- Pytaj pani! - odpowiedział Ketling.I podniósłszy oczy nieco w górę, zamyślił się, następnie zaś, choći nie pytany, począł mówić jakoby do siebie:- Kochanie to niedola ciężka, bo przez nie człek wolny niewol-nikiem się staje.Równie jak ptak, z łuku ustrzelon, spada pod nogimyśliwca, tak i człek, miłością porażon, nie ma już mocy odleciećod nóg kochanych.Kochanie to kalectwo, bo człek, jak ślepy, świata za swoim ko-chaniem nie widzi.Kochanie to smutek, bo kiedyż więcej łez płynie, kiedyż więcejwzdychań boki wydają? Kto pokocha, temu już nie w głowie nistroje, ni tańce, ni kości, ni łowy; siedzieć on gotów, kolana własnedłońmi objąwszy, tak tęskniąc rzewliwie, jako ów, który kogoś bli-skiego postradał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]