[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wiemy, że Ganimedejczycy wyemigrowali z Minerwy na Thurien około dwudziestu pięciu milionów lat temu.Wiemy również, że do tego czasu zdobyli wiele okazów ziemskiej fauny, łącznie z naczelnymi na ówczesnym etapie ewolucji.Sami odkryliśmy niektóre z nich na odkopanym na Ganimedesie statku, który – jak mamy podstawy sądzić – brał udział w tej właśnie migracji.– Umilkł na chwilę, jak gdyby wątpił, czy potrzebne są dalsze wyjaśnienia, a potem kontynuował.– Najwidoczniej zabrali ze sobą przedstawicieli wczesnych hominidów, których potomkowie od tamtego czasu rozmnożyli się i wyewoluowali w ludzką populację cieszącą się pełnymi prawami w społeczeństwie Thurien, o czym świadczy fakt, że VISAR obsługuje zarówno ich, jak i Ganimedejczyków.– Danchekker opuścił ręce, splótł je za plecami i z wyraźnym zadowoleniem wysunął podbródek.– I to, doktorze Hunt, okaże się tym prostym i oczywistym czynnikiem, który przeoczyłeś – zakończył.Rozdział osiemnastyNorman Pacey uniósł rękę w ostrzegawczym geście i zamknął drzwi prowadzące do sekretariatu, gdzie dwaj pracownicy UNSA ładowali pudła na wózek.Janet siedziała na krześle, które wcześniej oczyściła ze sterty papierów i teczek z dokumentami, gotowymi do zapakowania przed odlotem delegacji z Bruno.– Zacznij jeszcze raz – powiedział, wracając od drzwi.– To było zeszłej nocy, a może wcześnie rano.nie jestem pewna.– Janet nerwowo bawiła się guzikiem od laboratoryjnego kitla.– Niels odebrał telefon – chyba od tego Europejczyka, Daldaniera – że muszą natychmiast coś omówić.Zaczął opowiadać o kimś, kto nazywa się Verikoff, czy jakoś podobnie, ale Niels mu przerwał i powiedział, że zaraz przyjdzie do jego pokoju.Udawałam, że śpię.Niels ubrał się i wyszedł.a raczej wymknął się, bo bardzo starał się mnie nie obudzić.– W porządku.– Pacey skinął głową.– I co potem?– Cóż.pamiętałam, że wcześniej przeglądał jakieś papiery, kiedy weszłam.Odłożył je do szafki, ale jej nie zamknął.Więc postanowiłam zaryzykować i do nich zajrzeć.Pacey zacisnął zęby, żeby nie okazać swoich uczuć.Właśnie takich rzeczy jej zabronił.Ale jednocześnie ciekawił go rezultat.– I.– ponaglił ją.Na twarzy Janet pojawił się tajemniczy wyraz.– W środku znajdowała się teczka, różowa z jasnoczerwonym brzegiem.Zwróciłam na nią uwagę, ponieważ było na niej pańskie nazwisko.Słysząc to, Pacey uniósł brwi.Z opisu Janet wynikało, że chodzi o teczkę na ściśle tajne dokumenty standardowego, ONZ-owskiego formatu.– Zajrzałaś do niej?Janet potwierdziła.– Był tam dziwny.raport krytykujący sposób, w jaki pan tamował prace delegacji, zakończony wnioskiem, że delegacja zrobiłaby większe postępy, gdyby Stany Zjednoczone okazały większą chęć współpracy.To wcale do pana niepodobne i dlatego pomyślałam, że dokument jest podejrzany.– Pacey wpatrywał się w Janet bez słowa.Zanim zdobył się na odpowiedź, dziewczyna potrząsnęła głową, jak gdyby czuła potrzebę zrzucenia z siebie odpowiedzialności za to, co zamierzała powiedzieć.– I był też fragment o panu i.Karen Heller.Mówił, że wy oboje.– Janet zawahała się, a potem uniosła rękę ze splecionymi palcami wskazującym i serdecznym –.właśnie tak i że podobne – jak to brzmiało?: „rażące i nierozważne prowadzenie się było niestosowne dla tego rodzaju misji i być może miało związek z mało konstruktywnym wkładem Stanów Zjednoczonych w obrady”.– Wyprostowała się na krześle i ponownie potrząsnęła głową.– Wiem, że raport nie mówi prawdy.Więc przyszłam.– nie dokończyła zdania.Pacey przysiadł na brzegu do połowy zapakowanego pudła i popatrzył na Janet niedowierzająco.Minęło kilka sekund, zanim odzyskał głos.– Naprawdę to wszystko widziałaś? – zapytał w końcu.– Tak.Nie mogę panu przytoczyć każdego słowa, ale właśnie tak było napisane.– Zawahała się.– Wiem, że to bzdury, jeśli to pana pocieszy.– Czy Sverenssen wie, że widziałaś raport?– Nie wiem, jak miałby się dowiedzieć? Odłożyłam teczkę dokładnie w to samo miejsce.Sądzę, że mogłabym przeczytać więcej, ale nie wiedziałam, ile Nielsa nie będzie.Jak się okazało, wrócił wkrótce.– W porządku.Dobrze zrobiłaś, nie ryzykując.– Pacey przez chwilę wpatrywał się w podłogę, czując zamęt w głowie.Potem podniósł wzrok i zapytał: – A co z tobą? Nie zachowywał się dziwnie z powodu wyjazdu? Żadnych.pogróżek?– Ma pan na myśli groźne ostrzeżenie, żebym trzymała język za zębami?– Hmm.tak, może.– Pacey spojrzał na nią z ciekawością.Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się słabo.– Wprost przeciwnie.Był bardzo dżentelmeński.Napomknął nawet, że moglibyśmy się spotykać od czasu do czasu na Ziemi.że mógłby mi załatwić jakąś lepiej płatną pracę, kontakty z ciekawymi ludźmi.i takie rzeczy.Sprytne posunięcie, pomyślał Pacey.Rozbudzone nadzieje i zdrada nigdy nie idą w parze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]