[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopcy z City lubią zarabiać pieniądze i zażywać narkotyki obie te rzeczy w dużych ilościach i czasem jednocześnie.Clement zawsze chętnie pomagałrealizować ambicje swoich klientów na obu tych polach.Młody panicz Hawley przed ponad piętnastoma laty ukończył szkołę średnią dlachłopców sir Johna Lyndona w Canterbury, potem przez jakiś czas wałęsał się po plażachTajlandii i Goa, by w końcu trafić do rozkwitającego sektora usług finansowych w Londynie.Tutaj, w jasnym, lśniącym, neutralnym, krótkoterminowym i zapatrzonym w siebie świeciefinansów odnalazł wreszcie swoje powołanie.Zajął się handlem walutami i wypełnił niszęrynkową, jaką był obrót egzotycznymi jednostkami w rodzaju tureckich lir, libańskich funtów iizraelskich szekli.Kursy tych walut zmieniały się gwałtownie po każdym zamachu bombowymlub nalocie na Bliskim Wschodzie, a tych, jak wiadomo, nie brakuje.Nie liczyło się, co idzie wgórę, a co w dół dopóki cokolwiek się działo, można było handlować, a tym samym zarabiać, ito głównie na cudzych pieniądzach.Handel na Foreksie przynosił całkiem przyzwoite zyski, ale znacznie mniejsze niż handelnarkotykami.Hawley sprzedawał głównie trawę, ecstasy i kokainę kilkudziesięciu bliższym idalszym znajomym.Przestrzegał jednak pewnych zasad: nie handlował crackiem, ulubionymnarkotykiem prawdziwych degeneratów, ani nie sprzedawał niczego osobom spoza kręguznajomych albo takim, którzy nie mieli rekomendacji któregoś z jego obecnych klientów.Ogólnie rzecz biorąc, był to bardzo lukratywny układ, a Clement bez trudu zgarniał rocznietrzysta tysięcy funtów.Po dodaniu zysków z handlu walutami suma ta sięgała niemal półmiliona.W Londynie pracowało mnóstwo dilerów pokroju Clementa.Policja traktowaławiększość jak swoich sprzymierzeńców, z którymi należało raczej wymieniać się informacjami,a nie ich zamykać.Aresztowanie nie miałoby większego sensu, bo natychmiast znalazłby sięktoś na ich miejsce.Lepiej było wykorzystywać ich do pracy w terenie.Clement został aresztowany tylko dwa razy, raz za pijaństwo i agresywne zachowanie, adrugi raz za posiadanie.Przy tej pierwszej okazji, trzy lata temu, trafił do Charing Cross, gdzieCarlyle, po krótkiej, ale szczerej rozmowie dotyczącej ecstasy o wartości tysiąca funtów,znalezionej w jego kieszeniach, wypuścił go na wolność bez żadnych zarzutów (ale i beznarkotyków).Gdy osiem miesięcy pózniej aresztowano go w Camden Town, Hawley skorzystałz prawa do jednego telefonu i natychmiast zadzwonił po inspektora.Carlyle uważał, żezgromadził wystarczający kredyt w Banku Hawleya.Teraz nadszedł czas na małą wypłatę.Ulubionym miejscem Hawleya była Brick Lane, w centrum podupadłej częściwschodniego Londynu, na wschód od Spitalfields Market i niecałe pięć minut marszu od biurBanku Australii przy Liverpool Street, gdzie pracował.Była to jedna z najbiedniejszych dzielnicw kraju, znana głównie z tego, że gościła kolejne fale imigrantów przybywających do WielkiejBrytanii Hugenotów, Irlandczyków i %7łydów.Tutaj też miało miejsce drobne, ale istotnewydarzenie w historii Wielkiej Brytanii, tak zwana bitwa na Cable Street, czyli starciebrytyjskich antynazistów z Brytyjską Unią Faszystów, do którego doszło w 1936 roku.Wostatnich latach dzielnica została zdominowana przez imigrantów z Bangladeszu i zasłynęła zhinduskich restauracji.Carlyle nie znał dobrze tej okolicy, ale tak typowe dla niej nieustannezmiany, krzątanina i rozgardiasz były właśnie tym, co czyniło z Londynu prawdziwą metropolię.Jako londyńczyk inspektor uważał więc, że ma z nią wiele wspólnego.Przy Brick Lane działało niegdyś ponad dwadzieścia pubów.Lokale o nazwach takichjak Duke s Motto, Jolly Butchers, Seven Stars, Monkey s Tackle[3] rywalizowały o kilkabrzęczących funtów z robotniczej kieszeni.Teraz, gdy kilka drinków kosztowało dobrze ponadtrzydzieści funtów, utrzymał się tylko jeden z nich, Frying Pan[4].Pozostałe zamieniono wbardziej dochodowe interesy: chińskie i hinduskie restauracje, kawiarnię, salon fryzjerski, baryszybkiej obsługi, sklep ze sprzętem kajakarskim (kto pływa kajakiem w centrum Londynu?),kantor i świątynię jakiejś religii, o której Carlyle nigdy nawet nie słyszał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]