[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do tej pory takie połączenie anonimowości z ostrożnością nigdy gonie zawiodło.Nie figurował w kartotekach ani Interpolu, ani FBI, aniSarete, ani Scotland Yardu bądz żadnego wydziału policji na świecie na-wet za tak drobne przewinienie, jak złe parkowanie.Obdarzony fotograficzną pamięcią, nigdy nie zostawiał śladów, byłmistrzem w praniu pieniędzy i właścicielem setek milionów dolarów,przezornie ulokowanych w złocie, brylantach i aktywach należących do wielu fikcyjnych firm, powiązanych ze sobą, lecz niemożliwych do wy-śledzenia, które genialnie inwestowały walory, oraz umieszczonych nalicznych kontach bankowych w Lichtensteinie, na Wielkich Kajmanach iwyspie Jersey.Nie trzeba dodawać, że już dawno mógł przejść na emeryturę i żyć wniewyobrażalnym luksusie.Jedynym powodem dla którego nadal pra-cował, było to, że naprawdę lubił mijać się z prawem.Teraz, w środku planowanego występu na bis - swego największego inajśmielszego skoku - największą wagę przywiązywał do tego, by w kro-nikach dziejów nie zapisał się on jedynie jako przestępstwo roku czydziesięciolecia.Nie, to musi być przynajmniej skok stulecia, ukoronowanie całej dzia-łalności kryminalnej; jego chwalebny łabędzi śpiew, nim odejdzie w stanspoczynku i dołączy do świata praworządnych obywateli.Ale najlepsze to, że będzie mógł żyć spokojnie, jako ktoś poza wszel-kimi podejrzeniami, i przyglądać się, jak policja szuka wokoło, nada-remnie próbując złapać nieuchwytnego organizatora.Nigdy nie trafią najego ślad - z tej prostej przyczyny, że nie istniał, przynajmniej jako kry-minalista.A to, pomyślał z satysfakcją kogoś, kto poświęcił całe życie na mierze-nie się z facetami w białych kapeluszach, to szczyt dobrego smaku. 9.Kenzie mieszkała w budynku bez windy przy Wschodniej Osiemdzie-siątej Pierwszej Ulicy, gdzie zajmowała lokal od podwórka na drugiejkondygnacji czteropiętrowej, ongiś jednorodzinnej kamienicy z pia-skowca, w której już dawno temu wydzielono dziesięć mieszkań do wy-najęcia.Kuchnia, mniej więcej z lat dwudziestych, była malutka, wyposażonaw mikroskopijną kuchenkę gazową, piekarnik, gdzie ledwo mieściły siędwa kurczaki, plus staruteńką lodówkę z zamrażarką, mniej więcej wtym samym wieku, co tydzień wymagającą odmrażania.Ale Kenzie tonie przeszkadzało.W pokoju miała czynny kominek, który starannie oczyściła ze stulet-niej warstwy farby, dwa okna wychodzące na podwórko i stosunkowowysoki sufit.Na dodatek ściany były grube, sąsiedzi spokojni, a wmieszkaniu znajdowały się jeszcze dwie malutkie sypialnie - rzadkość naManhattanie - wszystko to przy miesięcznym stałym czynszu wynoszą-cym osiemset dwadzieścia trzy dolary i dwadzieścia osiem centów.Idealne lokum dla dwóch osób - było to jednym z powodów, żemieszkanie od razu wydało, jej się atrakcyjne.Jednak trzy miesiące te-mu jej współlokatorka zrezygnowała z licznych przyjaciół na rzecz den-tysty o rozległej praktyce i przeniosła się na bardziej zielone niwy mał-żeństwa i hrabstwa Westchester.Nie mając nikogo zaufanego, z kimmogłaby dzielić komorne, opłaty za gaz, prąd i telewizję kablową, Kenziemusiała ograniczyć swoją największą pasję - zakupy na aukcjach.Miała niesamowity dar wyławiania  okazji - tych przedmiotów na li-cytacjach, które zostały albo błędnie ocenione przez innych nabywców, albo też całkowicie przez nich przeoczone.W ten sposób udawało jej siękupować skarby za przysłowiowe grosze, zanim owe przedmioty właści-wie oszacowano, i albo odsprzedawała je z godziwym zyskiem, albo za-trzymywała dla siebie, by móc się nimi cieszyć.Dzięki temu Kenzie jakoś wiązała koniec z końcem, zapełniającmieszkanie kolekcją zdumiewająco wspaniałych, nawet jeśli eklektycz-nych dzieł sztuki i antyków - co stanowiło luksus, dostępny jedynie bo-gatym, a nieosiągalny dla młodej mieszkanki Manhattanu, utrzymującejsię ze skromnej pensji, wypłacanej przez Burghleya - jako że w opiniidyrekcji praca w owej firmie była zaszczytem, który więcej niż z nawiąz-ką miał wynagradzać skromne uposażenie personelu.Tak, jakby za splendor można było kupić coś do jedzenia! - myślałaironicznie Kenzie, ściskając starannie owiniętego Zuccaro między noga-mi, kiedy mocowała się z pięcioma solidnymi zamkami Ficheta wdrzwiach wejściowych - najmądrzejszą inwestycją każdej samotnejmieszkanki miasta.Kiedy znalazła się w środku, zatrzasnęła drzwi dobrze wyćwiczonympchnięciem bioder i ledwo skończyła zamykać piąty, ostatni zamek, kie-dy poczuła mrowienie na skórze karku.Nie jesteś sama! - zaalarmował ją wyostrzony szósty zmysł.Poczuła, jak żołądek podchodzi jej do góry; w gardle urosła jej twardagula.Wolno i ostrożnie odwróciła się, słysząc w uszach głośny szum.- Witaj, ślicznotko!Charley Ferraro posłał jej całusa, błyskając swymi oślepiająco białymizębami.- Charley! - odezwała się z naganą w głosie.- Boże! Wiesz, jak napę-dzić dziewczynie stracha!Teraz, kiedy się okazało że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo, niewiedziała, czy powinna odczuwać ulgę czy złość.Zwyciężyła złość, szczególnie że mężczyzna zachowywał się, jakby byłu siebie.Niedbale skrzyżowawszy pod głową muskularne ręce, wygodnie roz-walił się na pokrytej atłasem kanapie w stylu Napoleona III, z niezliczo-nymi frędzlami i chwastami - mebel bardziej odpowiedni dla odaliski niżdla mężczyzny, którego silne, wyćwiczone w nowojorskiej policji ciałonie było przykryte żadnym ubiorem, poza kusymi, śnieżnobiałymi slip-kami.- A co ty, do diabla, tutaj robisz? - spytała rozzłoszczona.- Pomijającto, że próbujesz mnie śmiertelnie wystraszyć? - Prawdę mówiąc - odrzekł beztrosko, poruszając palcami u nóg - nieruszyłem się stąd ani na krok.Powiedziałem ci, że mam wolne, zapo-mniałaś?Widząc wściekłą minę dziewczyny, usiadł prosto; na jego twarzy po-jawiła się szczera troska.- Ejże, co się stało, mała? Nie wyglądasz na zbyt zachwyconą moimwidokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl