[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Trzy słowa: “Najeźdźcy” i “Wodna Osada”, a będzie wiedział wszystko, co wiedzieć powinien.Pozwól się położyć w pościeli, panie mój, a natychmiast pobiegnę do księcia z tymi słowami.- Nie.- Nowa fala bólu zaatakowała mnie gdzieś z tyłu czaszki.Trudno było myśleć rozsądnie, ale jeszcze udało mi się oprzeć pokusie.Ledwie dotarłem do fotela przy kominku.Udało mi się usiąść.- Młode lata upłynęły mi na obronie granic Królestwa Sześciu Księstw przed agresorami.Czyżby moje życie nagle stało się zbyt cenne, by je ryzykować? Teraz, kiedy tak niewiele go zostało, a i ta reszta naznaczona jest bólem? Nie, błaźnie.Przyprowadź natychmiast mego syna.Będzie dla mnie używał Mocy, gdyż ja dziś nie mam już na to siły.Razem zadecydujemy, co czynić.Idź już.Idź!Stopy biegnącego błazna zaklaskały na kamiennej posadzce.Zostałem sam ze sobą.Sami ze sobą.Podniosłem dłonie do skroni.Czułem, jak bolesny uśmiech rozciąga mi usta, gdy odnalazłem siebie.“Chłopcze? A, tu jesteś”.- Mój król.Był zmęczony, a mimo to sięgał ku mnie Mocą i muskał nią moje myśli leciuteńko jak nitką pajęczyny.Niezdarnie sięgnąłem ku niemu, chcąc dopełnić połączenia, ale wszystko poszło na opak.Nasz kontakt zaczął się strzępić, rozpadać niczym nadpalona materia.W końcu się zerwał.Leżałem na podłodze w moim pokoju w Królestwie Górskim, niebezpiecznie blisko kominka.Miałem piętnaście lat, ubrany byłem w miękką i czystą nocną koszulę.Ogień przygasł.Moje pokryte pęcherzami palce pulsowały wściekle.Początek bólu po używaniu Mocy zaczynał rozsadzać mi skronie.Wolno i bardzo ostrożnie podniosłem się na nogi.Jak starzec? Nie.Jak młody człowiek w okresie rekonwalescencji.Teraz znałem różnicę.Czyste miękkie łóżko nęciło mnie równie mocno jak łatwe jutro.Oparłem się obu pokusom.Usiadłem na krześle przy kominku, zapatrzyłem w płomienie i pogrążyłem w rozważaniach.Kiedy o bladym świcie Brus przyszedł mnie pożegnać, byłem gotów do drogi.2.POWRÓT DO DOMUKozia Twierdza jest położona nad najwspanialszym portem w Królestwie Sześciu Księstw.Dalej na północ Rzeka Kozia toczy swe wody do morza, dźwigając dobra pochodzące z księstw śródlądowych - Rolnego i Trzody.Stromy czarny klif dał miejsce zamczysku, które spogląda na ujście rzeki, port i morską dal.U stóp warowni wyrosło miasto; przywarło do klifu, rozważnie odsunięte poza zasięg wylewów ogromnej rzeki.Wielu mieszkańców miasta pobudowało swoje siedziby na wychodzących w morze molach.Zamek, wzniesiony przez najwcześniejszych mieszkańców tych ziem w obronie przed napadami Zawyspiarzy, był pierwotnie konstrukcją drewnianą.W dawnych czasach zajął go najeźdźca imieniem Zdobywca, który został w forcie po kres swych dni, dając początek rodowi dzisiejszych władców.Zastąpił drewniany zamek murami i wieżami z czarnego kamienia wyrąbywanego z klifu, wtopił fundamenty twierdzy głęboko w górskie zbocze.Z każdym pokoleniem rodu Przezornych mury fortyfikowano, a tęgie wieże rosły coraz wyżej.Od czasów Zdobywcy, założyciela rodu Przezornych, Kozia Twierdza nigdy nie wpadła w ręce wroga.* * *Śnieg osiadał mi na twarzy wilgotnymi pocałunkami, wiatr zgarniał włosy z czoła.Z jednego koszmaru zapadłem w drugi - zimową podróż przez dziki kraj.Marzłem, bo jedyne ciepło docierało do mnie od końskiego grzbietu.Sadza wlokła się ciężko przez śnieżne zaspy.Miałem wrażenie, że podróż trwa nieskończenie długo.Przede mną jechał Pomocnik, chłopak stajenny.Odwrócił się w siodle i coś krzyknął.Sadza się zatrzymała, a choć uczyniła to łagodnie, omal nie spadłem, bo nie przewidziałem postoju.Uchwyciłem się grzywy i tylko dzięki temu zostałem w siodle.Gęsta zasłona śniegu kryła las.Świerki dźwigały białe czapy, a brzozy ciemnymi gałęziami znaczyły poświatę księżyca.Ani śladu szlaku.Drzewa otaczały nas zwartym kręgiem.Pomocnik jadący na przodzie ściągnął wodze karego wałacha.Dlatego też Sadza stanęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]