[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nerwowy asystent spojrzał na kierowcę i dopiero potem odpowiedział:- Wydaje mi się, że to ten zapach, proszę pana.Temperatura rośnie.Karcew skinął głową, ale zaraz zażądał dalszych wyjaśnień.- Czy to gnijące śmieci, czy ludzkie szczątki?Asystent przez chwilę spierał się z kierowcą; w końcu uzgodnili odpo­wiedź.- Pewnie i to, i to, proszę pana.Karcew zwrócił uwagę, że w jednym miejscu nie wywożone od dawna śmieci ułożone były w równą pryzmę.- Zatrzymaj samochód!Asystent odwrócił się, spojrzał na Karcewa i przez radio wydał kierow­cy polecenie.Kawalkada powoli przystanęła.Na ulice, wysypali się męż­czyźni w grubych czarnych płaszczach.Zaskoczeni przechodnie z pustymi torbami na zakupy uciekali w popłochu.Karcew nie czekał, aż ktoś otwo­rzy mu drzwi.Powietrze było rześkie - nie duszne, jak przewidywał.Przeszedł wą­skim przesmykiem między górami śmieci do bramy domu mieszkalnego.Znalazł się w mrocznej klatce schodowej.Zaskoczeni ochroniarze szli za nim.Odór moczu był nie do zniesienia.Karcew wszedł po schodach i przy­stanął przed pierwszymi drzwiami.Numer mieszkania wypisano flamastrem na odłażącym tynku.Zapukał.Nikt nie odpowiedział.Następne drzwi, i zno­wu bez skutku.Kolejne - to samo.Gdy w czwartym mieszkaniu nikt mu nie otworzył, stracił cierpliwość.Spojrzał na asystenta i skinął głową w kie­runku drzwi.Mężczyzna wyciągnął pistolet, wycelował w zamek i wystrzelił kilkakrot­nie z małej odległości.Karcew patrzył bez zmrużenia oka.Asystent kopnął z całej siły i drzwi stanęły otworem.Ochroniarze wpadli do środka.Karcew, zupełnie spokojny, wszedł za nimi.Nie musiał się obawiać spokojnych oby­wateli, którzy egzystowali w tych postsowieckich grobowcach.Wchodząc do zapchanego meblami salonu, usłyszał krzyki.Jeden z ochro­niarzy wyciągał zza sofy kobietę, trzymając ją za włosy.Widząc Karcewa, opuścił ją na podłogę.Chwyciła się za głowę i zaczęła szlochać.Za sofą cho­wał się chłopiec, mniej więcej pięcioletni.Ochroniarze wrócili z sypialni.- Czysto.Tylko kobieta i dzieciak - zameldowali.Karcew podszedł do przerażonej kobiety.- Hej, ty, jak ci na imię? - Nie odpowiedziała.Karcew powstrzymał ochro­niarza, który przymierzał się do kopniaka.- Nie zrobię ci krzywdy.Nazywam się Walentyn Karcew.- Kobieta zamarła.Niespodziewanie nachyliła się i za­częła wymiotować.- Och, dobry Boże - wykrzyknął Karcew.Odwrócił się i przyłożył do nosa perfumowaną chusteczkę.Chłopiec patrzył wystraszonymi oczami.Karcew podszedł do sofy.- Jak ci na imię? - zapytał.- Nieeeee! - zawyła kobieta, czołgając się do stóp Karcewa.Ochroniarz przycisnął ją butem do podłogi, zanim pozostali zdążyli otworzyć ogień.Cien­ki, kolorowy materiał sukienki opinał się na wystających kościach.Ochro­niarz trzymał nogę na plecach kobiety i celował z pistoletu w tył jej głowy.Patrzył pytająco na Karcewa spod zapuchniętych, czerwonych powiek.- Puść ją - polecił Karcew.Stwierdził, że kobieta musi być jeszcze młoda, bo nie zdążyła się roztyć.- Może wstaniesz? - zaproponował.Podniosła się.Stała przed nim, patrząc w podłogę i szlochając.- Jak ci na imię? - zapytał.Sukienka wisiała na jej szczupłym ciele.- Tatiana, proszę pana - bąknęła.- Ach, Tatiana! Bardzo ładne imię.- Spojrzała spode łba.Miała brudne i potargane włosy, ale miłą twarz.- Powiedz mi, Tatiana.Czy ktoś próbo­wał zorganizować życie w tym budynku? Zauważyłem uprzątnięte przejście między śmieciami na ulicy.Czy stosujecie jakiś system utrzymywania chod­nika w porządku?Zanim skończył, energicznie potrząsnęła głową.Nieuczesane włosy opa­dły jej na czoło i oczy.- Nie, proszę pana! Przysięgam na moje życie, nie!- Uspokój się.Nie jestem policjantem.Jestem nauczycielem, naukow­cem.Chciałem ci po prostu zadać parę pytań.Kobieta zachwiała się.Karcew pomyślał, że zaraz zemdleje.- Niech pani usiądzie.Dobrze się pani czuje?- Siadaj! - warknął goryl.Osunęła się na sofę i znowu zaczęła łkać.Dziecko wdrapało się za nią.Reagujący na każdy ruch ochroniarze wycią­gnęli broń.- Przestańcie! - rozkazał Karcew.Było duszno mimo panującego w mieszkaniu chłodu.- Wynoście się stąd - polecił, rozpinając płaszcz.Za­nim zdjął kapelusz i rękawiczki, został w pokoju sam z kobietą i dzieckiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl