[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Majaki zawsze ujawniały rzezie.Czasami dołączały się do nich nazwy.Pano­wie.Urok.Beryl.Róże.Koń.Dejagore.Kraina Kurhanów.Most Królowej.Znowu Dejagore.Najczęściej Dejagore.Czasami stawała mu przed oczyma twarz Kobieca, o cudow­nych błękitnych oczach, okolona długimi czarnymi włosami.Kobieta zawsze miała na sobie czerń.Musiała być dla niego ważna.Tak.Jedyna kobieta.Jej twarz się pojawiała, ale po chwili znów znikała, zastępowały ją twarze mężczyzn.W przeci­wieństwie do krwawych jatek, nie potrafił przyporządkować im imion.A jednak znał je.Zdawało mu się, że to duchy czekają, by do nich dołączył.Od czasu do czasu ból rozrywał mu piersi.W chwilach naj­większej jego intensywności był również najbardziej przytomny.Świat wówczas niemalże odzyskiwał sens.Wiedział jednak, że zawsze pojawi się ta istota w czerni i znowu pokoziołkuje mię­dzy sny.Czy jego czarny towarzysz był Śmiercią? Czy tak wygląda przejście w zaświaty? Jego umysł nie pracował wystarczająco sprawnie, by rozważyć prawdziwość tych hipotez.Nigdy nie był religijny.Wierzył, że śmierć to już wszystko, kiedy umrzesz, jesteś martwy, jak rozdeptany robak lub utopiony szczur, a nieśmiertelność polega na obecności w pamięci tych, których się za sobą zostawia.Spał o wiele częściej, niż był przytomny.Tak zwodził go czas.Doświadczył chwili głębokiego deja vu, kiedy przesunął się pod samotnym, na poły uschłym drzewem chwilę przed zapad­nięciem w ciemny las.To drzewo było ważne, jakoś kiedyś.Sunął przez las, potem otwartą przestrzenią przez polanę ku wejściu do budowli.Wewnątrz było ciemno.Na skraju jego pola widzenia zapłonęła lampa.Opadł w dół.Poczuł pod plecami nacisk płaskiej powierzchni.Postać w czerni zbliżyła się, pochyliła nad nim.Dotknęła go dłoń okryta czarną rękawicą.Świadomość zgasła.Obudził się wygłodniały.Ostrze szarpiącego bólu przewierca­ło jego piersi.Pływał we własnym pocie.Bolała go głowa, czuł, jakby wypełniała ją mokra wełna.Miał gorączkę.Jego umysł pracował wystarczająco sprawnie, by zebrać objawy i postawić diagnozę - otrzymał ranę i był poważnie przeziębiony.To mogła być śmiertelna kombinacja.Wspomnienia wróciły, tłocząc się niczym hałaśliwy miot ko­ciąt, jedno przez drugie.Wszystko razem nie miało sensu.Prowadził czterdzieści tysięcy ludzi do bitwy pod murami Dejagore.Wszystko poszło źle.Usiłował zebrać oddziały.Strza­ła znikąd przebiła jego napierśnik i pierś, cudownym sposobem nie naruszając żywotnych organów.Padł.Jego chorąży wdział jego zbroję, poprzez tę fikcję starając się mężnie zatrzymać ludzki przypływ.Zapewne Murgenowi się nie udało.Z zaschniętego gardła wydobył zduszony odgłos.Pojawiła się postać w czerni.Teraz sobie przypomniał.Prowadził Czarną Kompanię w dół mapy, a przez całą drogę towarzyszyły mu wrony.Spróbował usiąść.Ból okazał się zbyt silny, a on sam zbyt słaby.Znał tę przerażającą istotę!Myśl pojawiła się znikąd, niczym błyskawica, ale nie miał najmniejszych wątpliwości “Duszołap!”Niemożliwe.Umarła, znowu żyje.Duszołap.Swego czasu mentor.Swego czasu pani Czarnej Kompanii.Później śmiertelny wróg, ale wciąż przecież tak daw­no temu.Uważana za zmarłą od piętnastu lat.Był przy tym.Widział, jak została zabita.Pomagał ją ścigać.Ponownie spróbował się podnieść, jakaś niezrozumiała siła pchała go do walki z czymś, czego pokonać nie sposób.Powstrzymała go dłoń w rękawicy.Łagodny głos powiedział - Nie nadwerężaj się.Twoje rany nie goją się dobrze.Nie jadłeś nic i nie przyjmowałeś odpowiedniej ilości płynów.Obu­dziłeś się już? Odzyskałeś przytomność? Zdobył się na słabe skinienie głową.- Dobrze, Uniosę cię trochę.Zamierzam podać ci odrobinę bulionu.Przywróci ci siły.Uniosła go i podła mu słomkę.Wciągnął w siebie pintę bulio­nu.Udało mu się go nie zwrócić.Wkrótce siła zaczęła promie­niować przez jego ciało.- Na razie wystarczy.Teraz cię umyjemy.Był niesamowicie brudny.- Jak długo? – zaskrzeczał.Włożyła filiżankę z wodą w jego dłonie, wsunęła do niej dru­gą słomkę.- Pij.Nic nie mów - Zaczęła rozcinać jego ubranie - Minęło siedem dni od czasu, jak zostałeś trafiony, Konował - Jej głos zmienił się całkowicie.Zmieniał się za każdym razem, kiedy podejmowała na nowo przerwaną wypowiedź.Ten był męski, drwiący, choć to nie z niego drwiono - Twoi towarzysze wciąż kontrolują Dejagore, sprawiając tym kłopot Władcom Cienia.Twój Mogaba dowodzi.Jest nieustępliwy, ale on sam ma powo­dy do zaniepokojenia.A niezależnie jak byłby nieustępliwy, nie utrzyma się na zawsze.Moce wytoczone przeciwko niemu są zbyt potężne.Spróbował zadać pytanie.Uprzedziła go.Drwiący głos zapytał.- Ona? - Wstrętny chichot – Tak.Przeżyła.Gdyby stało się inaczej, to wszystko nie miałoby sensu.Nowy głos, kobiecy, ale równie twardy jak diamentowy grot, warknął:- Próbowała mnie zabić! Ha, ha! Tak.Ty też tam byłeś, mój kochany.Pomagałeś.Ale nie mam do ciebie urazy.Byłeś skrę­powany jej zaklęciem.Sam nie wiedziałeś, co robisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl