[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Brutalna siła powoduje drugie tyle kłopotów, co rozwiązuje — rzekł zgorzkniałym tonem, powtarzając ulubioną maksymę swego królewskiego nauczyciela Yangerdahasta.Tak jak w przypadku większości powiedzeń sędziwego maga, Azoun pojął jego prawdziwe znaczenie poniewczasie.Kiedy zobaczył Artusa stojącego w bezruchu przy skraju jamy, wpatrzonego tępo w ciało asasyna, książę puścił rękojeść zaklinowanego miecza.Chwytając chłopca za ramię przebiegł przez gąszcz krzewów i pognał w kierunku znajdującego się za nim pagórka.Zatrzymali się przy najbliższym drzewie z dostatecznie nisko rosnącymi i dostatecznie grubymi gałęziami, aby mogli się na nie wspiąć.— Wejdź tak wysoko, jak tylko ci się uda — rzekł Azoun podsadzając Artusa na sękaty, koślawy konar — a potem znów wyjmij ten swój klejnot i trzymaj go z całej siły.Chłopiec niemrawo zaczął się wspinać.Nie bał się wysokości, tyle tylko że nigdy dotąd nie wchodził na drzewo.W gruncie rzeczy nic w tym dziwnego — w Suzail drzewa rosły jedynie w szlacheckich majątkach i w dobrze strzeżonych małych parkach publicznych.Shadowhawk również patrzył nieprzychylnie na ukrywanie się na drzewach podczas zbójeckich wypraw, jako że skacząc na swą ofiarę, rabuś może zrobić większą krzywdę sobie niż napadniętemu.Jedyny dobry rabuś na drzewie to ten, który na nim wisi — było jego ulubionym powiedzeniem.Aby pokonać wzbierający w nim strach, Artus usiłował wyobrazić sobie, jak wspina się na piętro zniszczonej oberży, gdzie miał swoją sekretną bibliotekę.Wchodząc po rozchwierutanych drewnianych schodach, a później przeciskając się przez dziurę w suficie, mógł dostać się na piętro do swoich drogo-cennych ksiąg.W przeważającej mierze zwędził je z pulpitów skrybów na targowisku, ale kilka tekstów dotarło doń ze sterty rozmaitych śmieci, znajdującej się za murami miasta.Wchodzenie na drzewo nie różni się zbytnio od wchodzenia na poddasze — stwierdził, i jednocześnie wspinaczka stała się dlań nieco mniej uciążliwa.Gdy znalazł się wreszcie na bezpiecznej wysokości, na jednym z górnych grubych konarów drzewa, Artus spojrzał w dół, by zobaczyć Azouna podążającego mozolnie jego śladem.Przy każdym kroku płaszcz księcia zahaczał o gałęzie, a droga kolczuga zwieszała się ciężko na jego ramionach.Azoun zajął miejsce na grubej gałęzi poniżej Artusa.Dopiero wtedy zaczął odpinać skomplikowaną zapinkę przy swoim płaszczu.— Postąpiłeś dzielnie — zauważył książę.Odetchnął z ulgą, ściągając z ramion swój płaszcz.— Owiń się tym.Kiedy trochę się uspokoisz, zrobi ci się zimno.Artus mamrocząc pod nosem słowa podziękowania wziął od niego pelerynę.— A co z moim oj.oj, z Shadowhawkiem? — zapytał.Książę zamyślił się.— Z Shadowhawkiem, taak? No cóż, przynajmniej zostałem napadnięty przez najlepszego.— Na jego ustach wykwitł posępny, wymuszony uśmiech.— Nie martw się — dodał.— Groundlingi to zawodowi zabójcy — asasyni.Nie zrobią twojemu ojcu.to znaczy Shadowhawkowi krzywdy.Przypuszczam, że on miał na sobie moje rękawice.Właśnie dlatego ruszyły za nim w pościg.Wychwyciły na nim nawet tę odrobinę mojego zapachu, kiedy zaczął biec.Ale jak już powiedziałem, nie zrobią mu nic złego.Kontrakt, jaki mają wykonać, polega na zabiciu mnie.Zabicie kogoś innego byłoby wbrew zasadom gildii.Rozumiesz?Chłopiec skinął głową, a jego brązowe oczy zasnuły się mgiełką zatroskania.Jeżeli te stworzenia były na tyle inteligentne, że postępowały zgodnie z przyjętymi zasadami Gildii Asasynów, to może jego ojciec zdoła je jakoś przekonać, aby puściły go wolno.— Czy uwolnią go, kiedy przekonają się, że nie jest tym, o kogo im chodzi?— Nie od razu.Na pewno nie, dopóki mnie nie dopadną.Teraz groundlingi.Głośne chrobotanie przykuło uwagę Azouna.Odwrócił głowę w stronę traktu, by zobaczyć, jak ciało martwego groundlinga powoli pogrąża się w jamie.Ostrze miecza wystające z jego piersi orało ziemię niczym lemiesz pługa, gdy groundlingi wciągały swego zabitego kompana w głąb ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]