[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szlachetnie urodzonych ogarnęła kolejna fala podniecenia.Krążyli jak sępy, czekając na gospodynię, której pozycja nagle zaczęła się chwiać.Kruppe uśmiechał się błogo pod maską cherubinka.Podniósł powoli wzrok i spojrzał na wychodzący na patio balkon akurat na czas, by dostrzec za żaluzjami kobiecą sylwetkę.Zlizał z palców lukier i mlasnął głośno.– Kruppe szepcze, że są chwile, gdy zrodzony ze smutnej konieczności celibat staje się dobrodziejstwem – nie, wielką ulgą.Mój drogi Murillio, przygotuj się na burzę.Simtal rozsunęła listewki żaluzji i spojrzała w dół.– Miałeś rację – przyznała.– Rzeczywiście wyszli na taras.To bardzo dziwne.Przecież idzie burza.Powinnam się ubrać.– Wróciła do łóżka i zaczęła zbierać porozrzucane ubranie.– A co z tobą, Murillio? – zapytała.– Nie obawiasz się, że towarzysz, którego zostawiłeś na dole, zastanawia się, gdzie się podziałeś, mój drogi?Murillio oparł stopy na podłodze i wciągnął rajtuzy.– Nie sądzę – odparł.– Z kim właściwie przyszedłeś? – zapytała, obrzucając go zaciekawionym spojrzeniem.– To mój przyjaciel – wyjaśnił, zapinając koszulę.– Wątpię, by jego nazwisko coś ci powiedziało.W tej samej chwili rygiel trzasnął i drzwi otworzyły się do środka.Odziana tylko w bieliznę Simtal krzyknęła, zaskoczona widokiem wysokiego, spowitego w płaszcz mężczyzny, który stanął w wejściu.– Jak śmiesz wchodzić do mojej sypialni? Wyjdź natychmiast albo zawołam.– Obaj strażnicy opuścili korytarz, pani – oznajmił Rallick Nom.Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, a potem spojrzał na Murillia.– Ubieraj się – warknął.– Opuścili?Simtal cofnęła się, tak by od Rallicka dzieliło ją łóżko.– Ich lojalność kupiono – wyjaśnił skrytobójca.– To powinno być dla ciebie nauczką.– Wystarczy, że krzyknę, a przyjdą inni.– Ale nie krzyczysz – zauważył z uśmiechem Rallick.– Jesteś ciekawa.– Nie ośmielisz się mnie skrzywdzić.– Simtal wyprostowała się.– Turban Orr by cię dopadł.Skrytobójca postąpił krok naprzód.– Chcę tylko z tobą porozmawiać, pani Simtal – powiedział.– Nic ci nie zrobię, choć na to zasługujesz.– Zasługuję? Nie zrobiłam nic.nawet cię nie znam.– Rajca Lim też mnie nie znał – zauważył cicho Rallick.– A po dzisiejszej nocy to samo będzie można powiedzieć o Turbanie Orrze.Niestety, obaj zapłacili za swą ignorancję.Na szczęście nie widziałaś pojedynku, pani.Wyglądał nieprzyjemnie, ale był konieczny.– Przeszył pobladłą kobietę twardym spojrzeniem.– Pozwól, że coś ci wyjaśnię.Kontrakt, który Turban Orr zaoferował Gildii Skrytobójców, został oficjalnie unieważniony.Coll ocalił życie i jego powrót do tego domu jest teraz przesądzony.Koniec z tobą, pani Simtal.Turban Orr nie żyje.Odwrócił się i wyszedł z sypialni, zamykając za sobą drzwi.Murillio wstał powoli.Spojrzał w oczy Simtal, dostrzegając w nich narastające przerażenie.Ogniwa łączące ją z władzą pękły i nie miała teraz żadnych środków obrony.Miał wrażenie, że skurczyła się na jego oczach.Jej ramiona opadły, dłonie zacisnęły się na brzuchu, a kolana ugięły.Nie mógł już dłużej na to patrzeć.Pani Simtal zniknęła, a nie miał odwagi przyglądać się zbyt uważnie istocie, która zajęła jej miejsce.Wydobył z pochwy ozdobny sztylet i rzucił go na łóżko.Potem opuścił pokój bez żadnego słowa czy gestu, wiedząc z całą pewnością, że jest ostatnim człowiekiem, który widzi ją żywą.Zatrzymał się w korytarzu.– Mowri – powiedział cicho.– Nie nadaję się do tego.Zaplanowanie całej intrygi to było jedno, a wykonanie planu coś całkiem innego.Nie zastanawiał się dotąd nad tym, jak będzie się wtedy czuł.Wizja sprawiedliwości była dla niego białym ogniem i nie miał powodu sięgać poza niego wzrokiem czy odpychać go od siebie.Uwiodła go ona i dopiero teraz zadał sobie pytanie, co utracił, skąd wzięła się śmierć, która ogarniała teraz jego jaźń, zostawiając po sobie żal tak nieodparty, że mógł zalać go całego.– Mowri – wyszeptał po raz drugi.Nigdy w życiu nie zbliżył się do modlitwy tak bardzo.– Chyba się zagubiłem.Czy się zagubiłem?Crokus okrążył marmurową kolumnę, nie spuszczając wzroku z wyjątkowo niskiej barghasckiej dziewicy-wojowniczki, która przysiadła na murku fontanny.Mniejsza o strażników, którzy stali na granicy drzew.Jest w końcu złodziejem, prawda? Poza tym mieli teraz na głowie co innego.Zaczekał, aż nadarzy się sposobność, a potem przemknął do mrocznego gaju.Nie rozległ się alarm ani nikt nie kazał mu się zatrzymać.Crokus skrył się w ciemności, odwrócił i przykucnął.Tak jest, nadal tam siedziała, zwrócona twarzą ku niemu.Zaczerpnął głęboko tchu i wyprostował się, trzymając w dłoni kamyk.Czekał, obserwując żołnierzy.Po pół minucie nadeszła odpowiednia chwila.Postąpił krok naprzód i rzucił kamyk do fontanny.Challice D’Arle poderwała się i rozejrzała wokół, ścierając z wymalowanej twarzy kropelki wody.Gdy przesunęła po nim wzrokiem, a potem odwróciła się, Crokusa ogarnęła rozpacz.Zagestykulował rozpaczliwie.Teraz dowie się prawdy o niej.Wstrzymał oddech i zamachał rękami raz jeszcze.Challice obejrzała się za siebie, wstała i podbiegła do niego.Gdy była już blisko, przypatrzyła mu się uważniej.– Gorlas! Czy to ty? Czekałam całą noc!Crokus zamarł.Potem, bez chwili namysłu, rzucił się naprzód i zakrył dziewczynie usta dłonią, a drugą ręką otoczył jej talię.Challice pisnęła, próbując go ugryźć.Choć opierała się zawzięcie, zawlókł ją do ciemnego ogrodu.I co teraz? – zadał sobie pytanie.Niszczyciel Kręgu oparł się o jedną z marmurowych kolumn stojących tuż obok głównego salonu rezydencji.Za jego plecami goście tłoczyli się jeszcze wokół zwłok Turbana Orra, kłócąc się głośno i wykrzykując bezsilne groźby.Powietrze przesycała ciężka woń krwi.Otarł oczy, próbując uspokoić łomoczące serce.Skończyło się.Królowo Snów, jestem wolny.Będę mógł odpocząć.Wreszcie będę mógł odpocząć.Wyprostował się powoli, zaczerpnął głęboko tchu, poprawił pas i rozejrzał się wokół.Nigdzie nie było widać kapitana Stillisa.Pomieszczenie było prawie puste.Tylko przy wejściu do kuchni stała grupka służących.Pani Simtal nadal się nie pokazała i posiadłość ogarniał chaos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]