[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może jednak nie miało tak być.- Wiem, żepróbowałaś mi to powiedzieć przedtem, ale nie chciałem słuchać.Chodzi o dziecko, Adiko.Wiesz, żenigdy cię nie opuszczę, bez względu na wszystko.- To prawda - powiedziała cicho, przyciskając twarz do jego włosów, gdy przesunął się, starając się jąusłyszeć.- Nigdy nie będę miała dziecka.To jest część losu nałożonego na mnie jako Wybraną.Po cóż udawać, że to nie rani, powiedziane wprost.Błagał kiedyś Boga o zmiękczenie serca Tallii, bymogli mieć ze sobą dziecko.Modlił się godzinami, z nadzieją wbrew nadziei, że da umierającemuhrabiemu Lavastine wytęsknionego wnuka.Ale w końcu Bóg jest mądrzejszy niż ludzkie serce.Wiedział teraz, że dusza Adiki jest szczera jak złoto i że był oszukany przez Tallię, małostkową izrzędną jak jej dusza, lękliwą, samolubną i pustą.Teraz żałował Tallii, widząc, jak była uwikłana w swekłamstwa.A jednak wydawało się okrucieństwem ze strony Boga odmawianie Adice tego, co jej sięnależało.Nie mógł się spierać z losem.Nie chciał też pogłębiać smutku Adiki, sprzeciwiając się temu, na co niemiał wpływu.- Prawda, że będzie nam smutno, że nie możemy mieć ze sobą dziecka.Nie musimy jednak rezygnowaćz jego wychowania.Bóg wie najlepiej, że jest aż za wiele sierot, które potrzebują domu.Czy ja sam niejestem sierotą? Czy nie przyjął mnie dobry człowiek?Zapłakał wtedy, bo od dawna nie myślał o ciotce Bel i o swoim przybranym ojcu, Henrim.Czy nieokazywali mu zawsze takiej samej czułości, jaką obdarzali swych rodzonych? Jakakolwiek była prawda ojego urodzeniu, wychowali go wraz z własnymi dziećmi.Otworzyli swe serca.Być może na niegoprzyszła kolej, by zrobić to samo dla innego dziecka.Teraz, gdy znalazł swój dom, ten pomysł bardzo musię podobał.- Przyjął cię? - Trzymała go tak mocno, jakby chciała połamać mu żebra.- Przyjęli cię dobrzy ludzie?- Przyjęli.Opowiadałem ci o tym.Znajdziemy sobie dziecko, Adiko.Albo dwoje dzieci.Albo pięcioro.Ile tylko zechcesz.Tak właśnie będziemy służyć Bogu, dając dom dziecku, które potrzebuje domu.Ale,na wszelki wypadek.- Na wszelki wypadek?- Bóg pomaga tym, którzy pomagają sami sobie.Urtan mówił coś w tym rodzaju, ale nie pamiętam, jakto ujął.- Modlitwy nie sprawią, by pole się zazieleniło, jeśli nie sieje się nasion".Uff! Gnieciesz mnie.Co toma wspólnego z.Straciła dech, gdy jego palce potrąciły sutek.- Właśnie tak - stwierdził.- Być może dziecko nie wyjdzie z twego łona, jest jednak pewien rytuał,który muszą odprawić mężczyzna i kobieta, i którego nie można zaniedbywać.- Jeszcze raz? - zaśmiała się.- Jeszcze raz.Nadszedł ranek.Adika miała tyle obowiązków, że prawie jej nie widywał.Wstała o świcie, by powitaćsłońce, a potem medytowała przy kamiennych krosnach, wprawiając się do wielkiego tkania, które ona iinni Uświęceni mieli wykonać już za siedemnaście dni.Zjedli razem posiłek, a potem zajmowała sięwieśniakami albo przybyłymi wojownikami obozującymi na wzgórzu, pielęgnując chorych, odpędzajączłe duchy tłoczące się wokół wsi, sprawdzając stan świeżo ubitych świń, wyczytując z ich wnętrznościzłe i dobre wróżby, obserwując przeloty ptaków, by poznać surowość nadchodzącej zimy.Następny dzień minął podobnie, kolejne także.Trzeba było zebrać żołędzie w celu utuczenia świń igęsi.Coraz więcej ludzi z innych wsi, w większości młodych, przychodziło co dzień do GrobuKrólowych, żeby strzec Wybranej.Alain pomagał budować dla nich szałasy.Pełnił też swoją wartę, apopołudniami wraz z Urtanem i Agdą starał się zrobić katapultę.W pobliżu Beor szkolił swoją rosnącądrużynę w walce na pałki, halabardy i maczugi.Tarcze robili sobie z kory albo ze skór na kratownicy zesplecionych patyków.Strumyczek stał się potokiem, gdy coraz więcej wojowników i całych rodzin przybywało wraz ztrzodami z pobliskich wiosek, tłocząc się wokół Grobów Królowych i zapełniając wioskę szałasami podosłoną wałów.Wszyscy spodziewali się napaści Przeklętych, bo dni stawały się coraz krótsze, a nocezimniejsze.Alain omawiał z So ską i jej towarzyszkami różne możliwości ataku: o świcie, we mgle, tużprzed zachodem słońca i w nocy.Beor i inni uznani przywódcy słuchali i wtrącali komentarze, któreAlain tłumaczył.Dłonie wielkiego mężczyzny były stale zajęte wiązaniem grotów do włóczni,pierzeniem strzał albo ostrzeniem rogów.Pur, kamieniarz, miał teraz do pomocy innych ludzi.Pierwszakatapulta miała wadę konstrukcyjną, zaczęli więc budować drugą.Pochodnie płonęły dzień i noc podpalisadą i na wałach.Robiono też częste wypady do lasu po drewno, trybulę i cykutę, których łodygi powypełnieniu paliwem nadawały się na poręczne pochodnie.Mieli też w zapasie tyle wody, że prawieosuszyli rzekę.smego dnia po jego powrocie centaurzyce okazały swą wartość w służbie wartowniczej, przeganiającgrupkę Przeklętych czających się na skraju lasu.Cała społeczność stanęła w pogotowiu.Ludzie rzadkoopuszczali bezpieczną palisadę i to tylko w grupach po dziesięciu albo więcej, nawet gdy było to krótkieprzejście ścieżką od bramy wioski do zewnętrznego pierścienia wałów.- Dobrze by było odbudować nasz stary szałas przy krosnach - powiedział Adice w łóżku tej nocy.Słuchała w milczeniu.Czuł, że jest spięta.- Nie lubiłam przebywać tam na górze - powiedziała w końcu.- Byłam na wygnaniu, obca mojemuludowi.- Ale teraz ja jestem z tobą.Tam będziemy bezpieczniejsi.Poprosimy centaurzyce, żeby sobie urządziłyposłanie na wałach, skoro mają tak czuły słuch.Stary schron wciąż tam stoi.Nie zapadł się i mogę gonaprawić.Zabierzemy nasze futra.Ziemia z początku wydaje się trochę twarda, ale.- Cicho.- Westchnęła, a potem pocałowała go.Nie sprzeciwiała się, kiedy zabrał Kela i Tosti do pomocy w odbudowie schronu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]