[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było jednak za późno, żeby posłać Nnanjiego po brata.Kapłan celowo odwrócił ich uwagę od chłopca, zresztą nie po raz pierwszy.Nowicjusz musiał coś knuć, a Honakura go krył.Ponieważ Katanjiemu zabroniono schodzenia na brzeg w portach czarnoksiężników, nie mógł za dużo nabroić.Wallie przestał o nim myśleć.Tomiyano oświadczył, że skoro w Wal czarnoksiężnicy prze­łknęli obecność Czwartego na statku, on nie zamierza się ukry­wać ani pozbywać sztyletu.Jja wymyśliła dzieciom zabawy, dzię­ki czemu żeglarze mogli skupić się na interesach.Urzędnik portowy okazał się staruszką pokręconą przez artretyzm.Kobieta nie zwróciła uwagi na bliznę kapitana, wy­mamrotała szybko, że szermierzom nie wolno schodzić na brzeg, przyjęła dwie sztuki złota i pokuśtykała na brzeg.Wallie doszedł do wniosku, że urzędniczka prawdopodobnie boi się zwierzchników.Czarnoksiężnikom udało się więc wyplenić korupcję.W por­tach na prawym brzegu szermierze nie umieli albo nie chcieli rozwiązać problemu i łapówki przetrwały w tradycyjnej for­mie.Dla nich największym przestępstwem były różne odmia­ny przemocy.Wallie nie potrafił sobie wyobrazić, że szermierz w rodzaju Nnanjiego próbuje zrozumieć zawiłości defraudacji.Czarnoksiężnikom zależało na rozwoju handlu.Szermierzy ta kwestia nie obchodziła.Wallie, jako bardzo nietypowy szer­mierz, doceniał porządki zaprowadzone przez magów.Przypo­mniał sobie słowa półboga: “Nie myślisz jak Shonsu, i to mnie cieszy".Nad jednym z trapów rozpięto prowizoryczny daszek i Brota usadowiła się pod nim na krzesełku.Na nabrzeżu wyłożono próbki towarów.Stara Lina zeszła po drugim trapie, żeby obej­rzeć produkty oferowane przez domokrążców.Deszcz padał bez przerwy.Wallie był znudzony i sfrustrowany.Te cholerne znaki na czo­le! Jak mógł w tej sytuacji prowadzić wojnę? Nic dziwnego, że wróg z łatwością przeniknął do miast szermierzy, skoro potrafił stać się niewidzialny albo dowolnie zmieniać tatuaże.To nieucz­ciwe! Rozdrażniony, miał ochotę krzyknąć na dzieci, żeby się uciszyły.Wkrótce Brota przyprowadziła dwóch kupców i podbiła cenę ze stu pięćdziesięciu do dwustu czterdziestu pięciu sztuk złota.Pasażerowie z rozbawieniem przysłuchiwali się targom, ukryci za rozwieszonym praniem.W końcu handlarze poszli dopilnować wyładunku koszy i wyrobów skórzanych.Potem zjawił się Holiyi.Był najmłodszym z dorosłych żegla­rzy, jeszcze chudszym niż Nnanji, a do tego notorycznym milcz-kiem.Był dość miły, ale czasem przez cały dzień nie raczył po­wiedzieć choćby jednego słowa.- Ki San, Dri, Casr, Tau, Wo, Shan i Gi - wyrecytował.- Aus, Wal, Sen, Cha, Gór, Amb i Ov!Uśmiechnął się, odwrócił na pięcie i wyszedł z kajuty.Jak na niego była to prawdziwa oracja i popis wytrenowanej pamięci, charakterystycznej dla niepiśmiennych ludów.Tomiyano zapewne kazał mu wypytać o geografię i żeglarz spełnił polecenie.Honakura miał rację.Po siedem miast na każdym brzegu.Siedem wolnych miast na zewnętrznej pętli Rzeki i siedem opanowanych przez czarnoksiężników na wewnętrznej? Widać przesądy sprawdzały się na Świecie.Po raz kolejny Wallie żałował, że nie może pisać.Nawet gdyby naszkicował mapę, po­wiedzmy węgielkiem, nie mógłby umieścić na niej żadnych nazw.Poprosił Nnanjiego, żeby mu powtórzył listę miast, a sam próbował nakreślić w myślach bieg Rzeki: na północ od Czarnej Krainy w pobliżu Ov zakreśla szeroki łuk w kierunku przeciw­nym do ruchu wskazówek zegara - wokół Vul? - i wraca na po­łudnie do Czarnej Krainy przy Aus.Jedyną wyrwę w pętli kreślo­nej przez Rzekę stanowił skrawek lądu między Aus i Ov, który kiedyś pokonali.Wallie nadal dumał nad swoją mapą, gdy po trapie weszła dziwna procesja.Ruch w interesie nie słabł.Przy odrobinie szczę­ścia Szafir mógł wkrótce opuścić to nieprzyjemne miejsce.Za Czwartym w średnim wieku podążali dwaj mężczyźni w brą­zowych szatach, prawdopodobnie kapłani, bo przedstawiciele in­nych zawodów nosili w tym wieku tylko przepaski biodrowe.Wszyscy trzej mieli skórzane parasole.Na końcu szedł krzepki i przemoczony Trzeci.Włosy kleiły mu się do twarzy.Goście przy­witali się z Piątą i weszli do nadbudówki rufowej.Towarzyszyli im Brota i Tomiyano.Okazało się, że barczysty młodzieniec to kamieniarz.Ojciec przysłał go z Cha po marmur.Trzeci chciał teraz przetransporto­wać zakupiony towar do domu.Skoro Szafir kierował się w górę Rzeki.Wallie był ciekaw, jak poradzą sobie kontrahenci bez pisemnej umowy, rachunków za fracht, banków, listów kredytowych i ochrony policyjnej poza obrębem miast.Nie przychodziły mu do głowy żadne skuteczne zabezpieczenia.Brota mogła kupić marmur, ale musiałaby uwierzyć Trzeciemu na słowo, że jego oj­ciec weźmie cały transport, lub zdać się na własne umiejętności.Kupcowi groziło natomiast, że towar trafi do konkurencji.Gdyby po prostu powierzył marmur Piątej, statek i jego właścicielka mogli zniknąć razem z nim bez śladu.Gdyby popłynął razem z nimi, być może stałby się pokarmem dla piranii.Wallie uznał, że tak czy inaczej nie obejdzie się bez ślepego zaufania którejś ze stron.A co z kaprysami Bogini lub komplikacjami wynikającymi ze zmiennej geografii Świata?Okazało się jednak, że istnieje rozwiązanie.Brota kupiła mar­mur za sto sześćdziesiąt sztuk złota, gderając, że nie jest wart wię­cej niż połowę tej sumy.Cieszący się w mieście szacunkiem hand­larz, który miał wziąć prowizję, przysiągł, że po dziesięciu dniach odkupi towar za dwieście sztuk złota, jeśli Szafir przywiezie go z powrotem.Tomiyano, jako kapitan, przyrzekł, że zawiezie ładu­nek do Cha, a Brota, że sprzeda go kamieniarzowi za dwieście sztuk złota.Bardzo pomysłowe, jak ocenił Wallie.Ryzyko się rozłoży­ło.Młody mężczyzna prawdopodobnie dostanie kamień za czterdzieści sztuk złota albo nawet mniej, jeśli ojcu uda się wytargować z Piątą lepszą cenę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl