[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gaz z hukiem uleciaÅ‚ z obu balonów.ZwiÄ…zane sterówce opadÅ‚y.- Strzelać! - rozkazaÅ‚ Ruori.Hiti wycelowaÅ‚ katapultÄ™ i posÅ‚aÅ‚ harpun z linÄ… w dno atakujÄ…cego statku.- Podpalać i opuszczać pokÅ‚ad! Zapalono olej rozlany wczeÅ›niej ze sÅ‚ojów.PÅ‚omieniebuchnęły wysoko.Obciążony dwoma prawie opróżnionymi z gazu statkami, sterowiec Ca-nyonitówzaczÄ…Å‚ opadać.Na wysokoÅ›ci stu pięćdziesiÄ™ciu metrów wyrzucone liny ratunkowe dosiÄ™gÅ‚ypÅ‚askich dachów, ukÅ‚adaÅ‚y siÄ™ na ulicach.Ruori zaczÄ…Å‚ zjeżdżać.PrzypaliÅ‚ sobie dÅ‚onie.Wcale nie zjeżdżaÅ‚ za szybko.Zahaczony sterowiec dopuÅ›ciÅ‚ sprężonego wodoru dobalonu i wraz z obciążeniem uniósÅ‚ siÄ™ na trzysta metrów, by zapewnić sobie przestrzeÅ„manewrowÄ….Przypuszczalnie nikt jeszcze nie zauważyÅ‚, że uwieszony pod nim ciężar stoi wogniu.Na pewno zerwanie czy odciÄ™cie harpunów Hitiego nie byÅ‚oby Å‚atwe. Ruori patrzyÅ‚ w górÄ™.Podsycane wiatrem pÅ‚omienie nie dawaÅ‚y dymu; utworzyÅ‚o siÄ™maÅ‚e, dzikie sÅ‚oÅ„ce.Nie oczekiwaÅ‚, że ogieÅ„ caÅ‚kowicie zaskoczy nieprzyjaciół.ZaÅ‚ożyÅ‚, żeskoczÄ… na spadochronach, a na ziemi Meyca-nie bÄ™dÄ… mogli zaatakować.%7Å‚ar dotarÅ‚ do resztek gazu w opróżnionych balonach.RozlegÅ‚ siÄ™ dzwiÄ™kprzypominajÄ…cy westchnienie.Górny statek zmieniÅ‚ siÄ™ w latajÄ…cy stos.Wiatr zniósÅ‚ go pozamury miasta.Kilka figurek, maÅ‚ych jak mrówki, wyskoczyÅ‚o.Spadochron jednej z nichpÅ‚onÄ…Å‚.- Sant sima Marí! - szepnęła Tresa i wtuliÅ‚a siÄ™ w ramiona Ruoriego.8Po zmroku w splÄ…drowanym paÅ‚acu pÅ‚onęły Å›wiece.GwardziÅ›ci stojÄ…cy szpalerem wsali tronowej byli obdarci i zmÄ™czeni.Nikt w S Antón siÄ™ jeszcze nie weseliÅ‚.Zbyt wieluludzi zginęło.Ruori siedziaÅ‚ na tronie calde, na podwyższeniu, po prawej rÄ™ce miaÅ‚ TresÄ™, po lewejPawolo Dónoju.Dopóki nie wybrano nowej rady, oni musieli sprawować wÅ‚adzÄ™.DonsiedziaÅ‚ sztywno, z obandażowanÄ… gÅ‚owÄ…; nie byÅ‚ w stanie utrzymać opadajÄ…cych, zbytciężkich powiek.Tresa spoglÄ…daÅ‚a ogromnymi oczami spod kaptura otulajÄ…cej jÄ… peleryny.Ruori siedziaÅ‚ swobodnie, nieco szczęśliwszy, ponieważ walka siÄ™ skoÅ„czyÅ‚a.Bitwa byÅ‚a straszna, nawet gdy podniesiona na duchu gwardia rzuciÅ‚a siÄ™ do ataku izepchnęła ocalaÅ‚ych wrogów.Zbyt wielu Ludzi Nieba walczyÅ‚o na Å›mierć i życie.SetkijeÅ„ców, pochodzÄ…cych głównie z pierwszego sukcesu Mauri, byÅ‚y niebezpiecznÄ… zdobyczÄ…;nikt nie miaÅ‚ pojÄ™cia, co z nimi zrobić.- Przynajmniej ich powstrzymaliÅ›my - powiedziaÅ‚ Dónoju.Ruori potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Nie, s Å„or.Przykro mi, lecz patrzy pan zbyt krótkowzrocznie.Tam na północy sÄ…tysiÄ…ce takich statków i silni, nienasyceni ludzie.PrzybÄ™dÄ… tu znowu.- BÄ™dziemy na nich czekać, kapitanie.NastÄ™pnym razem bÄ™dziemy przygotowani.WiÄ™kszy garnizon, balony zaporowe, pÅ‚onÄ…ce latawce, dziaÅ‚a strzelajÄ…ce w górÄ™, może naszawÅ‚asna latajÄ…ca flota.musimy siÄ™ wiele nauczyć.Tresa zadrżaÅ‚a.- W koÅ„cu wypowiemy im wojnÄ™.Nikt żywy nie pozostanie na wyżynach Corado.- Nie - zaprotestowaÅ‚ Ruori.- To niedopuszczalne.OdwróciÅ‚a gwaÅ‚townie gÅ‚owÄ™, wpatrywaÅ‚a siÄ™ w niego spod kaptura.- To prawda - odezwaÅ‚a siÄ™ w koÅ„cu - że przykazano nam kochać nie-przyjacioÅ‚ynasze, lecz nie dotyczy to Ludzi Nieba.To nie sÄ… istoty ludzkie! - ProszÄ™ przyprowadzić szefa wiÄ™zniów - poleciÅ‚ Ruori sÅ‚użącemu.- %7Å‚eby wysÅ‚uchaÅ‚ naszego sÄ…du nad nim? - zapytaÅ‚ Dónoju.- To powinno siÄ™ odbyćformalnie, publicznie.- Tylko żeby mógÅ‚ z nami porozmawiać - odparÅ‚ Ruori.- Nie rozumiem pana - powiedziaÅ‚a Tresa.GÅ‚os jej siÄ™ zaÅ‚amywaÅ‚, nie potrafiÅ‚azawrzeć w nim caÅ‚ej zamierzonej pogardy.- Po tym wszystkim, co pan zrobiÅ‚, nagle okazujepan caÅ‚kowity brak mÄ™skoÅ›ci.ZastanawiaÅ‚ siÄ™, dlaczego bolÄ… te wypowiedziane przez niÄ… sÅ‚owa.Gdyby pochodziÅ‚yod kogoÅ› innego, nic by go nie obeszÅ‚y.Loklann wszedÅ‚ pomiÄ™dzy dwoma strażnikami.MiaÅ‚ zwiÄ…zane z tyÅ‚u rÄ™ce, na twarzyzaschÅ‚Ä… krew, lecz szedÅ‚ jak zdobywca pod szpalerem pik.Kiedy dotarÅ‚ do podwyższenia, staÅ‚z szeroko rozstawionymi nogami i uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ do Tresy.- Rozumiem - powiedziaÅ‚.- UznaÅ‚aÅ›, że inni ciÄ™ nie zadowolÄ…, wiÄ™c sprowadziÅ‚aÅ› mniez powrotem.ZerwaÅ‚a siÄ™ na równe nogi.- Zabijcie go! - wrzasnęła.- Nie! - krzyknÄ…Å‚ Ruori.GwardziÅ›ci zawahali siÄ™ z maczetami w rÄ™kach.Ruori wstaÅ‚ i chwyciÅ‚ dziewczynÄ™ zanadgarstki.WalczyÅ‚a jak kocica.- A wiÄ™c nie zabijajmy go - zgodziÅ‚a siÄ™ w koÅ„cu, tak zduszonym gÅ‚osem, że z trudemdawaÅ‚o siÄ™ jÄ… zrozumieć.- Nie teraz.Niech to odbÄ™dzie siÄ™ powoli.UduÅ›cie go, spalcieżywcem, rzućcie na ostrza dzid.Ruori trzymaÅ‚ dziewczynÄ™ mocno, aż zamilkÅ‚a.Kiedy jÄ… puÅ›ciÅ‚, wybuchnęła pÅ‚aczem.- Trzeba wybrać odpowiedniÄ… karÄ™ - odezwaÅ‚ siÄ™ Pawolo Dónoju gÅ‚osem, w którymdżwiÄ™czaÅ‚a stal.Loklann splunÄ…Å‚ na podÅ‚ogÄ™.- OczywiÅ›cie - rzekÅ‚.- Kiedy macie zwiÄ…zanego czÅ‚owieka, od razu planujecie siÄ™ znim szpetnie zabawić.- Milcz! - warknÄ…Å‚ Ruori.- Nie pomagasz ani sobie, ani mnie.UsiadÅ‚ i zapatrzyÅ‚ siÄ™przed siebie, w mrok na koÅ„cu sali.- Wiem, że cierpieliÅ›cie z rÄ…k tego czÅ‚owieka - zaczÄ…Å‚, starannie dobierajÄ…c sÅ‚owa.-Możecie oczekiwać w przyszÅ‚oÅ›ci dalszych cierpieÅ„ z rÄ…k jego pobratymców.SÄ… mÅ‚odÄ… rasÄ…,bezmyÅ›lnÄ… jak dzieci, tak samo jak nasi przodkowie, gdy nasze kultury byÅ‚y mÅ‚ode.CzysÄ…dzicie, że Perio powstaÅ‚o bez bólu i krzywd? Czy uważacie, że ludzie SpaÅ„ol zostali radoÅ›nie przyjÄ™ci przez Inios? %7Å‚e Ingliss nie przynieÅ›li rzezi na N Zealann, a Maurai nie bylikiedyÅ› kanibalami? W czasach bohaterów potrzebni sÄ… przeciwnicy.WaszÄ… prawdziwÄ… broniÄ… przeciwko Ludziom Nieba nie jest armia wysÅ‚ana, by zgubićsiÄ™ w nieznanych górach.Wasi kapÅ‚ani, handlarze, artyÅ›ci, rzemieÅ›lnicy, maniery, moda,talent do nauki - to sÄ… Å›rodki, które wÅ‚aÅ›ciwie użyte rzucÄ… ich na kolana.Loklann szarpnÄ…Å‚ siÄ™ w wiÄ™zach.- Ty diable! - wyszeptaÅ‚.- Czy naprawdÄ™ chcesz przerobić nas na.wiarÄ™ kobiet iwiÄ™zniów miast? - PotrzÄ…snÄ…Å‚ blond grzywÄ….- Nie! - krzyknÄ…Å‚, aż echo poszÅ‚o od Å›cian.- To zajmie stulecie, może dwa - odparÅ‚ Ruori.Don Pawolo uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ nad swÄ…skÄ…pÄ… bródkÄ….- Wyrafinowana zemsta, s Å„or - przyznaÅ‚.- Zbyt wyrafinowana!Tresa podniosÅ‚a twarz, ukrytÄ… do tej pory w dÅ‚oniach, zaczerpnęła haust powietrza,uniosÅ‚a palce zakrzywione niczym szpony, jakby je chciaÅ‚a wbić Loklannowi w oczy.- Nawet jeÅ›li to siÄ™ da przeprowadzić - warknęła - nawet gdyby mieli dusze, czegomożemy chcieć od nich, od ich dzieci czy wnuków [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl