[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy zaczęła o tym mówić, jej rozmówczyni natychmiast ograniczyła się do krótkich „tak” i „oczywiście”.Doktor Zimmerman najwidoczniej nie znosiła pouczania.W końcu Kathy odłożyła słuchawkę.Spojrzała wymownie w górę i westchnęła.- Ta kobieta jest niemożliwa.W każdym razie nie zamierza robić nic nadzwyczajnego z powodu, jak to powiedziała, jednego potwierdzonego przypadku.Obawia się, że pan Kelley i szefowie AmeriCare byliby przeciwni takim posunięciom ze względu na opinię publiczną, do czasu aż wszystko zostanie bezsprzecznie dowiedzione.- A co z rymantadyną?- W tej kwestii była nieco bardziej ustępliwa.Powiedziała, że zobowiąże szpitalną aptekę do wydania dostatecznej ilości lekarstwa dla personelu, ale jeszcze nie teraz.Udało mi się jednak zwrócić jej uwagę na problem.- Tak, to lepsze niż nic - przyznał Jack.Rozległo się pukanie do drzwi i weszła sekretarka z wydrukiem z działu zaopatrzenia.Jack podziękował i natychmiast zaczął przeglądać listę.Był pod wrażeniem.Nie sądził, że każdy pacjent potrzebuje aż tylu różnych rzeczy.Spis był długi i zawierał wykaz leków, pożywienia i bielizny pościelowej.- Coś interesującego? - zapytała Kathy.- Nic, co przykułoby moją uwagę.Ale chyba powinienem poprosić dla kontroli o podobną listę dotyczącą któregoś z pozostałych pacjentów szpitala.- To nie powinno być trudne - uznała Kathy i jeszcze raz zadzwoniła do pani Zarelli.Poprosiła o wydruk kontrolny.- Chce pan poczekać?Jack wstał.- Wystawiałbym moje szczęście na próbę, gdybym czekał.Gdyby pani mogła przesłać wydruk do zakładu medycyny sądowej, byłbym doprawdy wdzięczny.Jak już wspomniałem, uważam, że trop wiążący się z zaopatrzeniem może okazać się ważny.- Chętnie panu pomogę - oznajmiła Kathy.Jack podszedł do drzwi, uchylił je i przezornie spojrzał na korytarz.Odwrócił się do Kathy i powiedział:- To nie takie proste zachowywać się jak kryminalista.- Według mnie jesteśmy pańskimi dłużnikami.Przykro mi z powodu tych, którzy źle odczytują pana zamiary.- Dziękuję - odpowiedział szczerze Jack.- Czy mogę zadać panu osobiste pytanie?- Jak bardzo osobiste?- O pańską twarz.Co się panu stało? Cokolwiek to było, musiało boleć.- Wygląda gorzej, niż jest w rzeczywistości.To jedynie pozostałość po wieczornym bieganiu przez park.Jack szybkim krokiem przemierzył dział administracyjny i hall szpitala.Gdy wyszedł w blask wiosennego słońca, poczuł ulgę.Po raz pierwszy udało mu się odwiedzić Manhattan General, nie narażając się na użądlenia roju os.Skręcił w prawo i pomaszerował na wschód.W czasie jednej z poprzednich wizyt zauważył, że dwie przecznice od szpitala mieści się drugstore.Skierował się właśnie w tę stronę.Sugestia Kathy dotycząca rymantadyny była dobra i postanowił z niej skorzystać, tym bardziej, że miał zamiar odwiedzić Glorię Hernandez.Myśląc o niej, włożył rękę do kieszeni, aby sprawdzić, czy nie zapomniał karteczki z adresem.Nie zapomniał.Spojrzał na nią i uświadomił sobie, że mieszka stosunkowo niedaleko od niego, na Sto Czterdziestej Czwartej Zachodniej, a więc jakieś czterdzieści numerów dalej na północ.Doszedł do apteki, pchnął drzwi i wszedł do środka.Właściwie był to duży sklep oferujący szeroką gamę towarów, nie tylko leki.Były tu kosmetyki, artykuły szkolne, środki czyszczące, materiały piśmienne, kartki z życzeniami, nawet artykuły motoryzacyjne.Wszystkie towary wyłożono na metalowych półkach.Upłynęło kilka minut, zanim znalazł dział farmaceutyczny zajmujący jeden z narożników z tyłu sklepu.Poczekał w kolejce, a gdy wreszcie mógł porozmawiać z farmaceutą, poprosił go o blankiet recepty, który natychmiast wypełnił zamówieniem na rymantadynę.Farmaceuta ubrany był w staroświecką białą marynarkę aptekarską bez kołnierzyka.Górny guzik miał rozpięty.Zerknął na receptę i stwierdził, że jej realizacja zabierze około dwudziestu minut.- Dwadzieścia minut! Dlaczego tak długo? - zapytał zaskoczony Jack.- Sądziłem, że musi pan jedynie odliczyć tabletki.- Chce pan ten lek czy nie? - zapytał kwaśno sprzedawca.- Chcę - mruknął Jack.Medyczny establishment potrafił znęcać się nad ludźmi.Lekarze nie byli wolni od tych doświadczeń.Musiał się czymś zająć przez dwadzieścia minut.Bez specjalnego celu ruszył przed siebie przejściem między regałami i nagle znalazł się przed wystawą najróżnorodniejszych prezerwatyw.Pomysł ze sklepem od razu mu się spodobał.Będzie mógł załatwić sprawę z bliska, a dodatkowym atutem jest znajdujące się tuż obok zejście do stacji metra.W metrze łatwo było zniknąć.Rzuciwszy krótkie spojrzenie w dół i w górę ulicy, BJ wszedł do sklepu.Zerknął do oszklonego pomieszczenia kierownika sklepu, znajdującego się tuż przy wejściu, ale doświadczenie podpowiedziało mu, że nie będzie kłopotów.Może będzie musiał strzelić w powietrze, żeby wszyscy trzymali pochylone głowy, gdy zacznie się wycofywać, lecz nic więcej na pewno go nie zaskoczy.BJ przeszedł za ustawione w rzędzie kasy i zaczął spoglądać w kolejne przejścia między regałami, wypatrując Jacka lub Slama.Wiedział, że gdy znajdzie jednego, szybko zjawi się drugi.Zerknął w przejście siódme.Na końcu stał Jack, a Slam jakieś trzy, cztery metry od niego.BJ cofnął się do przejścia szóstego i szybko nim idąc, włożył rękę pod kurtkę i złapał za pistolet.Kciukiem sprawnie odbezpieczył broń.Gdy doszedł do skrzyżowania przejść, mniej więcej w połowie sklepu, zwolnił, zrobił kilka kroków bokiem i zatrzymał się.Ostrożnie wychylił się zza stoiska z papierowymi ręcznikami i spojrzał w stronę końca siódmego szeregu.Serce zaczęło mu bić szybciej.Jack ciągle stał w tym samym miejscu, a Slam przesunął się bliżej niego.Wyglądało idealnie.Serce omal mu nie wyskoczyło z piersi, kiedy nagle poczuł lekkie stukanie w plecy.Odwrócił się.Dłoń ciągle spoczywała na rękojeści broni ukrytej pod kurtką.- Mogę w czymś pomóc? - zapytał łysawy mężczyzna.Pytanie zostało zadane w najmniej odpowiednim momencie.BJ wściekł się.Spojrzał na tłustą twarz mężczyzny i już zamierzał go walnąć w ten jego świński ryj, gdy nagle uspokoił się.Postanowił zignorować intruza.Nie mógł przegapić takiej okazji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]