[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Proszę wybaczyć podziw znawcy rzekł, wskazując ręką szereg portretów, zawieszo-nych na przeciwległej ścianie. Watson twierdzi wprawdzie, że nie mam pojęcia o sztuce, aleto prosta zazdrość z powodu różnicy naszych poglądów.Ma pan tu istotnie zbiór bardzopięknych portretów. Rad jestem, że je pan chwali odparł sir Henryk, spoglądając z pewnym zdumieniem namego przyjaciela. Nie znam się na tym, co prawda, umiałbym lepiej ocenić konia lub bykaniż obraz.Nie wiedziałem, że pan i na takie rzeczy czas znajduje. Umiem ocenić dzieło dobre, gdy je widzę, a tu znajduję niejedno.Przysięgnę, że tenotyły dżentelmen w peruce, to niechybnie Reynolds.Domyślam się, że to portrety rodzinne,prawda? Tak jest, wszystkie. Czy pan zna imiona swoich przodków?112 Barrymore kładł mi je w uszy i sądzę, że potrafię je powtórzyć. Więc kim jest ten dżentelmen z teleskopem? To wiceadmirał Baskerville, który służył pod Rodneyem w Indiach Zachodnich.Ten wbłękitnym stroju, ze zwitkiem papierów w ręku, to sir William Baskerville, prezes komisjiIzby Gmin za Pitta. A ten kawaler na wprost mnie.w czarnym aksamicie i w koronkach? O, do poznania tego jegomościa ma pan specjalne prawo, gdyż on jest powodem całegonieszczęścia.To ów wyklęty Hugon, który wywołał z piekieł psa Baskerville'ów.Nie zapo-mnimy go chyba.Spoglądałem na portret z zajęciem i pewnym zdziwieniem. Rzecz szcze-gólna rzekł Holmes ma pozór człowieka spokojnego, skromnego.lecz diabeł patrzy mu zoczu.Wyobrażałem go sobie jako mężczyznę barczystego, o bardziej brutalnej powierzchow-ności. Autentyczność portretu nie budzi wątpliwości, bo na odwrotnej stronie płótna jest imię idata rok 1647.Holmes mówił już niewiele jego uwagę najwyrazniej przyciągał portret starego rozpust-nika.Do końca kolacji mój przyjaciel prawie nie odrywał wzroku od płótna.Dopiero pózniej, gdy sir Henryk udał się na spoczynek, Holmes podzielił się ze mnąswoimi domysłami.Zaprowadził mnie na powrót do jadalnej sali i trzymając lichtarz ze świe-cą w ręku, oświetlił zniszczony przez czas obraz. Czy ty coś dostrzegasz? spytał.Wpatrzyłem się w surową twarz, którą okalały długie loki.Nie miała ona wprawdzie bru-talnego wyrazu, ale była ponura i harda.Zaciśnięte wąskie usta i zimne, nieubłagane spojrze-nie wskazywały na zły, przebiegły charakter. Czy jest podobny do któregoś z twoich znajomych? Zdaje mi się, że dolna część twarzy przypomina sir Henryka. Sugestia, nic więcej.Poczekaj chwilę.Holmes wszedł na krzesło i, trzymając świecę wlewej ręce, prawą zakrył kapelusz oraz długie loki. Boże wielki! krzyknąłem zdumiony.Na płótnie ukazało się oblicze Stapletona. Co teraz widzisz? Moje oczy przywykły badać twarze, nie akcesoria.Pierwszym warun-kiem dla badacza kryminalnego jest umiejętność odrzucania wszelkich przebrań. Niesłychane.istotnie.Można by to wziąć za portret Stapletona. Tak, stoimy wobec ciekawego przykładu atawizmu zarówno fizycznego, jak i umysło-wego.Studiowanie portretów rodzinnych może wzbudzić w każdym wiarę w teorię odradza-nia się.Stapleton pochodzi z rodu Baskerville'ów, to rzecz oczywista, dla mnie nie ulegającawątpliwości. Może więc mieć widoki dziedziczenia spadku.113 Właśnie.Ten portret dostarczył nami przypadkowo jednego z najważniejszych ogniw,którego nam dotąd brakło.Mamy go, Watsonie, mamy go! Odważam się przysięgnąć, żezanim minie dzień, łotr będzie się trzepotał w naszej sieci równie rozpaczliwie, jak jego mo-tyle.Szpilka, korek i kartka z napisem, a możemy go dołączyć do zbioru przy ulicy Baker.Holmes, oddalając się od portretu, wybuchnął śmiechem, co zdarzało się rzadko; ilekroć zaśsłyszałem ten śmiech, bywał on zawsze dla kogoś złą przepowiednią.Nazajutrz rano wstałem wcześnie, ale Holmes był już na nogach.Ubierając się, widziałem,jak szedł główną aleją parkową. Tak, będziemy mieli dziś gorący dzień rzekł, gdyśmy się spotkali.Zatarł ręce z uciechyna myśl o bliskiej chwili działania. Sieci są zarzucone w odpowiednim miejscu, niebawemzacznie się połów.Zanim zapadnie noc, będziemy wiedzieli, czy schwytaliśmy naszego wiel-kiego żarłocznego szczupaka, czy też wymknął się z sieci. Byłeś już na moczarach? Wysłałem z Grimpen do Princetown raport o śmierci Seldena.Zdaje mi się, iż nikt z wasnie będzie niepokojony tą sprawą.Doniosłem też memu wiernemu Cartwrightowi, co się zemną stało; chłopiec lamentowałby przed moją jaskinią, jak pies nad grobem pana, gdybym gonie zapewnił, że jestem bezpieczny. Co teraz zamierzasz? / Zobaczyć się z sir Henrykiem.A.oto jest! Dzień dobry panu! rzekł baronet. Wygląda pan jak generał układający plan bitwy zdowódcą sztabu. Pańskie porównanie jest zupełnie trafne.Watson pyta mnie właśnie o rozkazy. Ja również po to przychodzę. Doskonale.Jest pan zaproszony na obiad do naszych przyjaciół Stapletonów, prawda? Spodziewam się, że i panowie pójdziecie ze mną.Stapletonowie są bardzo gościnni i bę-dą wam radzi. Obawiam się, że będziemy musieli pojechać z Watsonem do Londynu. Do Londynu? Tak, zdaje mi się, że w obecnej sytuacji będziemy tam potrzebniejsi Twarz baroneta spo-chmurniała. Myślałem, że pozostaniecie tu ze mną, dopóki się wszystko nie wyświetli.Pobyt w zam-ku wśród moczarów nie bardzo jest przyjemny, gdy człowiek pozostanie sam. Mój kochany panie, musisz mi ufać i spełniać ściśle wszystkie moje polecenia.Niechpan powie Stapletonom, że z całą chęcią przyszlibyśmy z panem, ale niecierpiące zwłokisprawy wezwały nas do Londynu; spodziewamy się jednak, że wkrótce powrócimy doDevonshire.Czy nie zapomni pan im tego powiedzieć?114 Jeśli pan chce koniecznie. Zapewniam pana, że to nieodzowne.Zasępione czoło baroneta wskazywało jasno, że byłprzykro dotknięty naszą decyzją uważał nasz wyjazd za dezercję. Kiedyż panowie chcą jechać? spytał sucho. Zaraz po śniadaniu.Pojedziemy powozem do Coombe Tracey, ale Watson pozostawiswoje rzeczy tutaj, na dowód, że wróci.Watsonie, napiszesz do Stapletona bilecik, że żału-jesz, ale być na obiedzie nie możesz. Mam wielką ochotę pojechać z wami do Londynu rzekł baronet. Dlaczego mam po-zostać tu sam? Bo obowiązek panu tak nakazuje.Dałeś pan słowo, że będziesz posłuszny, a ja każę pa-nu zostać. A więc dobrze, zostanę. Jeszcze jedno polecenie.Chcę, żeby pan pojechał do Merripit House, a potem odesłałkonie i powiedział Stapletonom, że wróci do domu piechotą. Piechotą przez moczary? Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]