[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak dojechali nad brzeg sławnej i pięknej rzeki Ebro, w czymopowiadający te dzieje też nie widzi niewłaściwości, bo sławna wyprawa nad sławną rzeką,sławny Don Kichot przeglądający się w sławnym nurcie, sławny Sanczo Pansa ze sławnegobrzegu zwieszający nogi (sławne nogi, chciałoby się powiedzieć)  wszystko to jest chybarównie na miejscu, jak te same sławne osoby w sławnych wrotach sławnego miasta, doktórego, dorzucę w tym miejscu, w ogóle nigdy nie mieli dotrzeć.Jakiś czas jechali brzegiem, rozkoszując się widokiem czystej, obfitej i spokojnie płynącej,może z lekka ociężałej, jak hiszpańska dama pod południowym promieniem, wody.Wtemujrzeli kołyszącą się tuż przy brzegu i przywiązaną do schylonej ku falom wierzby małą łódzbez wioseł.Dokoła  żywej duszy; Don Kichot ze zrozumieniem pokiwał głową i zeskoczył zkonia. Zsiadaj i ty  rozkazał giermkowi  i przywiąż oba wierzchowce do drzewa, a żwawo,słyszysz? Słyszę  odparł Sanczo  ale nie rozumiem, czemu bym miał tak czynić. Ta zaczarowana łódz czeka na nas najwyrazniej  wyjaśnił Don Kichot. Musimyzostawić tu Rosynanta i osła, bo nie zmieszczą się w łodzi, która nas zaprasza.Aódz ta wzywamię na ratunek, nie wiem czyj, rycerza czy damy, ale z pewnością kogoś, kogo na życzeniedobrych czarnoksiężników mam wybawić z opresji. Skoro tak uważacie, wasza pochopność  odrzekł Sanczo  zrobię, co każecie, ale dlaczystego sumienia powiem, co sam uważam.To nie jest łódz czarodziejska, tylko rybacka.Wtych stronach rybacy łowią z łodzi najsmakowitsze pstrągi na świecie.Zgłaszając swe zastrzeżenie co do charakteru statku, Sanczo Pansa mimo to posłusznieprzywiązywał osła i Rosynanta do drzewa, a gdy Don Kichot dał susa do łodzi, skoczył zanim i na znak swego pana przeciął nożem powróz.Aajba powoli zaczęła się oddalać od brzegu; Rosynant szarpał się na uwięzi; osioł ryczałżałośnie; Sanczo Pansa drżał ze strachu i wołał, płacząc:148  %7łegnajcie, najmilsi! Może nigdy się już rie zobaczymy na tym świecie! Nie myślcie omnie zle, kiedy zginę w tym odmęcie szaleństwa!Don Kichot bardzo się gniewał za to drżenie i płacz, i żałosne wołanie, karcił więc surowogiermka, wskazując mu, że płyną spokojnie i na razie bez niebezpieczeństw, że upłynęli jużprzynajmniej siedemset albo osiemset mil i niebawem przekroczą równik, którą to chwilępoznać można po tym, iż u wszystkich żeglarzy giną wówczas wszy co do jednej. Przesuń, Sanczo, ręką po udzie  zakończył Don Kichot  i sprawdz, czy tam jeszczektóra została; wynik eksperymentu powie nam, czy zbliżamy się dopiero do równika, czyśmyjuż go minęli. Na własne oczy widzę, wasza żeglowność  powiedział uspokojony już nieco giermek że zaledwie parę sążni odbiliśmy od brzegu, a mój dobry osioł i wasz Rosynant znajdują się wtym samym miejscu, gdzie ich przywiązałem, widoczni w tej samej okazałości, co przedtem. Tak ci się tylko zdaje, Sanczo.Nie upieraj się i zrób tę próbę, o której ci mówiłem, abędziemy mieli naukowy dowód na wszystko.Sanczo rozpiął pas i przesunął dłonią po udzie, po czym wyjął rękę, strzepnął palcami izanurzył garść w rzece. No i co ?  zapytał Don Kichot.: Jeszcze nie dojechaliśmy tam, gdzie wasza mądrość powiada. Czyżbyś upolował jakiego zwierza? I niejednego!  pochwalił się Sanczo Pansa.Tymczasem ruch łodzi uległ przyśpieszeniu; najwyrazniej znalazła się w głównym prądzie;i w tej samej chwili ujrzeli kilka młynów wodnych stojących na środku rzeki; a choć młynywodne są poniekąd okazalszymi krewnymi zwykłych wiatraków, Don Kichot nie ujrzał wnich olbrzymów, ani w ogóle żywych istot, lecz warowny zamek  i wskazując młynygiermkowi, rzekł donośnym głosem: Widzisz, Sanczo, ten zamek warowny, do którego wiedzie nas łódz czarodziejska? Totam przebywa w niewoli rycerz, dama, a może ktoś z królewskiej rodziny, kto czekaniecierpliwie na moją pomoc. Jaki zamek?  zdumiał się Sanczo. To są młyny wodne, w których mielą zboże, a jakwpadniemy w ich koła, to i nas zmielą. Złudzenie, jak zwykle  powiedział Don Kichot. Dobry czarownik sprzyja nam ikieruje naszą łodzią, a zły czarownik tymczasem odmienia w naszych oczach ludzi iprzedmioty, by zdawały się nie tym, czym są rzeczywiście.Ale możesz mi wierzyć, Sanczo nie poddam się woli złego czarownika!W tej chwili łódz przyśpieszyła jeszcze bardziej i pomknęła prosto w wir pieniący się podkołami młynów.Na pomosty wybiegli młynarze od stóp do głów ubieleni mąką i wystawili przed siebiedługie żerdzie, by zatrzymać łódz pędzącą w paszczę zagłady. Ludzie, oszaleliście?  wołali. Czy żyć wam się odechciało i obraliście sami takąśmierć straszliwą pod młyńskimi kołami? Widzisz, Sanczo, te białe diabły czy upiory jakoweś?  zapytał Don Kichot. Nie wątpiszjuż chyba, że jesteśmy na miejscu.Teraz zobaczysz jeszcze, jak sobie z nimi poradzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl