[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna osoba została oskalpowana, a dodatkowo stracił życie przypadkowy obcy osobnik, nie przewidziany w programie.Mamy szalenie aktywnego zbrodniarza.- Potworne - powiedziaůa Ewa z roztargnieniem.- Potworne.Hekatomba w Aller¸d.Doprawdy, powinnyúcie juý z tym skończyă.Wepchnąwszy ją do pociągu, poczułam się dziwnie wytrącona z równowagi.Rzeczywiście, miała rację, doprawdy powinnyśmy już z tym skończyć! Chyba mamy źle w głowie, jeżeli pozwalamy na dalsze morderstwa!- Jak możesz tak uprzejmie rozmawiać z tą zbrodniarką?! - wykrzyknęła z oburzeniem i rozgoryczeniem Zosia, kiedy wróciłam do domu.Nie miałam nawet czasu jej odpowiedzieć, bo ujrzałam, że Paweł też wrócił.Nie spotkałyśmy go po drodze, bo odprowadzałam Ewę okrężną nieco trasą, wijącą się pomiędzy ogródkami.Rzuciłam się na niego zachłannie.- No i co?! Widziałeś go?!- A skąd! - odparł Paweł ze zniechęceniem.- Znów go nie było.- Ależ jak to nie było, pojechał już z półtorej godziny temu! Od godziny powinien być w hotelu! Jak mogłeś go nie widzieć?!- Ale nie było go, jak Boga kocham! - bronił się nieco przestraszony Paweł.- Siedziałem od rana, głodny byłem okropnie, te parówki już mi nosem wychodzą! Nie widziałem żadnego takiego czarnego! W końcu wróciłem, bo już portier zaczął na mnie zwracać uwagę.- Jak mogłeś! Co cię obchodzi portier?! Trzeba było wytrzymać jeszcze pół godziny! Musiał wrócić!- - Wcale nie musiał! Mógł jechać na obiad gdzieś na miasto! Mógł jechać byle gdzie i wrócić o pierwszej w nocy! Ja go mam już dość, to jakiś latawiec! Czy nie ma żadnego miejsca, gdzie on bywa bardziej regularnie?!Zreflektowałam się.Istniało chyba miejsce, gdzie, sądząc z uzyskanych dzisiaj informacji, bywał bardziej regularnie.- Czekaj - powiedziałam.- Postępujemy kretyńsko, to fakt.Jutro ci powiem, gdzie i kiedy on się powinien znaleźć, ale to będzie absolutna tajemnica.Nie wolno ci o tym nikomu powiedzieć, bo jakby się okazało, że to nie ten, to ja robię okropne świństwo.- Musi być ten, skoro ja za nim tyle czasu latam - oświadczył Paweł stanowczo i prawie dałam się przekonać.Alicja i pan Muldgaard przybyli prawie równocześnie.Alicja zjadła obiad, pan Muldgaard natomiast kategorycznie odmówił wypicia kawy.Nie można mu się było zbytnio dziwić.Pomimo nie ukrywanych obaw o zdrowie i życie okazał daleko posuniętą uprzejmość i zanim zaczął zadawać pytania, udzielił informacji.Dowiedzieliśmy się, że układ kierowniczy samochodu Alicji został uszkodzony w nader przemyślny sposób, nie wymagający czasu i wysiłku, ale za to dający gwarancję, że użytkownika pojazdu prędzej czy później szlag trafi.W Danii nie ma wprawdzie licznych zakrętów śmierci, ale jeździ się dość szybko i nagła utrata panowania nad kierownicą musiała w końcu spowodować katastrofę.Możliwe zresztą, że mordercy nie chodziło nawet o to, żeby Alicja zabiła się na miejscu, na taką przyjemność nie mógł liczyć, ale żeby przynajmniej trochę uszkodzona poszła do szpitala.Być może miał nadzieję, że w czasie jej nieobecności uda mu się znaleźć przeklęty dokument.- Pani go wie - rzekł następnie pan Muldgaard, oskarżycielko kierując w jej stronę wyciągnięty palec.- Pani trzyma tajemnice!- Jakie tajemnice? - zainteresowała się Alicja.- On szuka, ten morderca.On poszukiwa.Pani zna, co on szuka? Pani zna!Zaprzeczenie nie przechodziło Alicji przez gardło.Patrzyła na pana Muldgaarda w milczeniu, nieco stropiona.- Pani wie jego, kto on jest! Co on pragnił wypowiadać?! Co on poszukiwa? Ja pragnę odpowiedź!Zaskoczona w pierwszej chwili Alicja ruszyła umysłem.- Nic podobnego! Wcale nie wiem, czego on poszukiwa! Mogę się najwyżej domyślać, a moje domysły to jest moja prywatna sprawa.Mogę się źle domyślać.Nie znam go i nic nie wiem, gdybym go znała, tobym powiedziała!Pan Muldgaard przyglądał się jej ze zmarszczoną brwią i wyrazem dezaprobaty.- Dlaczego pani nie dawała alkohol ten pan, któren podrapano na głowę? Ja rozumiem po polsku wszystko.Ja słyszałem.On pragnił, pani nie dawała.Pani czekała na on szafę otwiera.Pani nie chce szafę otwierać.Pani wiedziała ten eksplozja?Z oburzeniem i bardzo kategorycznie Alicja zaprzeczyła podejrzeniom, jakoby czyhała na Bobusia.Pan Muldgaard nie wydawał się przekonany.- Zatem dla jakiego powoda pani nie dawała alkohol pan podrapano?Wyraz bezradnego popłochu, jaki pojawił się w oczach Alicji, był doskonale zrozumiały dla nas trojga, Zosi, Pawła i mnie.Jakim sposobem można byłoby temu logicznie i po duńsku myślącemu człowiekowi wytłumaczyć, co łączy ją i co dzieli z Bobusiem i Białą Glistą? Jak przekonać go, że chodzi nie tylko o tę nie napoczętą butelkę napoleona, ale także o znacznie subtelniejsze rzeczy?.Pan Muldgaard coraz bardziej posępniał.- Pani własna osoba narobiła wybuch? - spytał surowo.- Ja pragnę odpowiedź!- Nonsens! - odparła Alicja z nagłą irytacją.- Nie mam co robić, tylko dla tego kretyna niszczyć sobie meble! Nie mówiąc już o szybie i magnetofonie!- A! - powiedział pan Muldgaard i w oku mu nagle błysnęło.Przez chwilę przyglądał się rozwścieczonej Alicji z wielką uwagą i rozmyślał, po czym rozjaśnił pochmurne oblicze.- Ja myślę, że ja rozumiem.No tak.Dobrze.Ale on poszukiwa.Pani wie.Co?Przez ładne kilkanaście minut ich wzajemna konwersacja brzmiała dość monotonnie.Pan Muldgaard mówił swoje, a Alicja swoje.Obłędny upór Alicji w kwestii grzebania w papierach w końcu zwyciężył.Gdyby to nie była Dania, niewątpliwie nie poszłoby jej tak łatwo i batalię wygrałby przedstawiciel władzy.Zrezygnowawszy z Alicji jako źródła informacji, pan Muldgaard wyciągnął obiecywane zdjęcia i zaprezentował nam dotychczasowe rezultaty dociekań.Zdjęcia były już pokazywane wielu osobom, które wypowiedziały swoją opinię.Wszystkich kręcących się po ulicy wokół domu Alicji zidentyfikowano jako członków rodziny okolicznych mieszkańców, znajomych oraz pracowników rozmaitych instytucji.Kilka podobizn miało dwóch chłopaków, roznoszących towary ze sklepu, dwie listonosz, kilka pracownik Komuny, czyli czegoś w rodzaju magistratu, porządkujący zieleń miejską i wyrównujący żywopłoty.Dopiero na fotografii Alicja stwierdziła, że jej żywopłot od strony ulicy został ładnie przycięty.- A potem mi za to przyślą rachunek - powiedziała z niepokojem.- Właściwie powinnam to sama zrobić.Jednej tylko osoby nie rozpoznał nikt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]