[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do zamiany kłębków wystarczyła jej jedna minuta.Jeszcze tej samej nocy, z bijącym sercem, przystąpiła do przewijania kłębka Arabelli, na wszelki wypadek nie próbując go ciąć.Pod wełną najpierw ukazał się papier, bo Arabella, mądra po szkodzie, postanowiła teraz już zachować ostrożność.Doskonale wiedziała, co mogła ujrzeć pani Davis w wygryzionych przez mole dziurach, sama również dostrzegła owe błyskające iskierki.Zapakowała zatem diament w kawałek papieru i do­piero ten pakunek owinęła wełną.Marietta na widok papieru zdziwiła się i zdener­wowała, ciekawość bulgotała w niej niczym ukrop w garnku, przyśpieszyła przewijanie.Pod papierem wyczuła coś twardego.Nie miała już siły rozwijać do końca, niecierpliwie rozszarpała odsłonięty ka­wałek papieru nożyczkami i zamarła.Pod opakowaniem zalśnił niebiański blask.Marietcie prawie zrobiło się słabo.Po całej diamen­towej awanturze sprzed zaledwie roku, po spojrzeniu pani Davis, po sztukach, jakie wyczyniała Arabella, bez najmniejszego wahania odgadła, co to jest.Musia­ła trafić na ów klejnot, przez który pułkownik popeł­nił samobójstwo i którym interesowały się co naj­mniej dwa kraje, wszyscy jubilerzy oraz cała Kom­pania Wschodnio-Indyjska.Zwolniła tempo.Ochłonęła.Teraz już spokojnie i bez pośpiechu przewinęła wełnę do końca, kłębek, oczywiście, zrobił się dwa razy mniejszy, przelotnie zastanowiła się, jak go ukryć albo gdzie wyrzucić, wreszcie odwinęła papier i ujrzała diament w całej okazałości.Po plecach przeleciał jej dreszcz szczęścia.Zdobyła łup życia.Niemal do świtu przesiedziała, wpatrując się w ka­mień roziskrzonym wzrokiem.Przez pierwszą go­dzinę poprzestawała na wpatrywaniu, napawając się samym widokiem, po tej godzinie zaczęła myśleć.Przede wszystkim musiała się stąd wynieść, uno­sząc zdobycz.To była sprawa podstawowa.Zarazem nie miał prawa paść na nią cień podejrzenia, bo ści­gana byłaby po całym świecie, a na rolę szczutej zwierzyny nie miała najmniejszej ochoty.Poza tym, zaczajaliby się na nią złoczyńcy wszelkiego autora­mentu.Arabella nie stanowiła tu wielkiej groźby.Jeśli przedtem diament przeleżał dwanaście lat w czar­nym kłębku, teraz mógł przeleżeć następne dwanaś­cie w szafirowym.Najwidoczniej nie zamierzała nic z nim robić, co było dość zrozumiałe, bo ujawnienie kamienia wywołałoby potworny skandal, który na niej by się skrupił.Istniała wielka szansa, że nie zajrzy do swojej wełny i nie wykryje kradzieży, a nawet jeśli wykryje, nikomu o tym słowa nie powie.Pogrążyłaby sama siebie.Znacznie większym zagrożeniem była pani Davis.Na razie jeszcze milczała, może niezbyt pewna swe­go, może chciała się przekonać niezbicie, może do­piero dojrzewała w niej jakaś decyzja.Marietta nie miała cienia wątpliwości, że jeśli ta decyzja dojrzeje, pani Davis nie zawaha się ani sekundy przed wywo­łaniem skandalu.Arabelli nienawidziła, pułkownika uwielbiała, z triumfem i satysfakcją oczyści pamięć swojego idola, zwalając całą winę na jego wredną żonę.Chyba że.Chyba że to jednak, mimo wszystko, sam pułkow­nik zawinił.Słusznie go podejrzewano, miał ten dia­ment, a przynajmniej wiedział, gdzie jest.Sumienie go zagryzło i nie widząc wyjścia, popełnił samobójst­wo.Może pani Davis bierze pod uwagę taką ewentu­alność i milczy, żeby nie rzucić na niego cienia po­śmiertnie.Rozważywszy tę możliwość, Marietta sama do siebie potrząsnęła głową.Nie, to wykluczone, znała przecież pułkownika, a pani Davis znała go jeszcze dłużej i lepiej, był wstrętny, ale wedle własnych kryteriów nieskalanie uczciwy.Żadna kradzież nie wchodziła w rachubę, to Arabella coś namieszała i ukryła diament także i przed nim.Nie mógł o nim wiedzieć.Pani Davis taki pomysł nawet nie zaświta, pułkownik jest dla niej czysty jak łza, wszystko ob­ciąża Arabellę.Wywlecze to w jakiejś przez siebie wybranej chwili i w dodatku załatwi sprawę z hu­kiem i grzmotem, sprowadzi ludzi, prawników, ro­dzinę, policję, pół parlamentu, sędziów, diabli wie­dzą kogo jeszcze.Komisyjnie rozwiną wszystkie kłębki wełny.Tu Marietta zatrzymała się i zmieniła tok myśle­nia.Pani Davis miała mniej swobodny dostęp do Arabelli niż ona sama.Mogła jeszcze nie wiedzieć, gdzie Arabella ukryła diament po raz drugi, po tych idiotycznych molach.Mogła myśleć, że znalazła zu­pełnie inny schowek, mniej narażony na pogryzie­nie.Mogła szukać po szufladach, wazonach, pudłach na kapelusze, może wśród książek w bibliotece, dość tam stoi grubych tomów, w których, po wycięciu kartek ze środka, diament zmieściłby się bez trudu.A, właśnie.! Jej poszukiwania są utrudnione, rzad­ko zyskuje pełnię swobody, może zatem ciągle szu­ka, jeszcze nie znalazła i dlatego nic nie mówi.?W końcu jednakże dojdzie do wełny.Przedtem sprawdzi poduszki, materace.Łatwo sprawdzi, za­szyć diament w czymś takim Arabella musiałaby osobiście, do szycia talentu nie ma, wystarczyłoby przejrzeć szwy i ten nierówny kawałek wskazałby ją jak palcem.Potem pani Davis, zdumiona zapewne i z niedowierzaniem, ruszy wełnę, zapewne taką sa­mą metodą, jaką zastosowała Marietta.Poderwało ją z miejsca.Boże drogi, co za szczęś­cie, że nie pocięła tej wełny! Musi już, natychmiast, jeszcze dzisiaj, zamienić te kłębki, podrzucić pop­rzedni z czymś twardym w środku, najlepszy byłby kawałek szkła.Rozejrzała się gorączkowo dookoła i wzrok jej padł na nie dopalony węgiel w kominku.Pierwszy raz pobłogosławiła klimat Anglii, który potrafił dokonać wielkiego dzieła i zmusić ludzi do palenia w komin­kach nawet w czerwcu.Wybrała stosowną bryłkę, starannie okręciła tym samym papierem i ponownie, w wielkim pośpiechu, acz uważnie, przystąpiła do przewijania.Myślała dalej, z troską i w skupieniu.Swojej wełny wyrzucić nie może.Załóżmy, że pani Davis dodziubie się czegoś twardego, niech będzie, sprowadzi tu wszystkie władze i całe społeczeństwo, zaczną roz­wijać kłębki.Na węgiel natknąć się nie mają prawa, po kolejnej zamianie w żadnym kłębku nie znajdą niczego.Arabella, która potrafiła przeżyć prawie dwadzieścia lat ze znienawidzonym mężczyzną, nie ujawniając swoich uczuć, bez wątpienia potrafi za­chować spokój i teraz.Zniknięciem diamentu poczu­je się zapewne wstrząśnięta, ale nie powie ani słowa i wstrząs ukryje pod zwyczajnym zdenerwowaniem, do zdenerwowania będzie miała prawo, może nawet spazmować i nikogo to nie zdziwi.Pani Davis zaś wyjdzie na idiotkę, Marietta sama chętnie zaświad­czy, że od śmierci pułkownika zdradzała objawy ja­kiejś dziwnej obsesji, jakby trochę zwariowała.Spra­wa diamentu znów upadnie.Oczywiście, tak należałoby to załatwić, gdyby cała afera wybuchła, zanim ona zdąży się stąd legalnie oddalić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl