[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Diament zaczął nabierać rumieńców.Jeżeli afera na jego tle wybuchła w Anglii, zna­czyłoby to, iż opuścił Indie i przeniósł się do Euro­py.?Istniał w ogóle.Nie był mitem i legendą.Pułkownik-pedant dla fantomu nie popełniałby samobójst­wa.Skoro istniał, odnalezienie go wkraczało w dzie­dzinę realiów.Krystyna przywiozła tej korespondencji więcej, musiała spędzić na grzebaniu w swojej kolekcji ład­ne parę godzin, nic dziwnego, że była niewyspana.Należały się jej słowa uznania za przechowanie fi­latelistycznych skarbów w całości bez dewastacji za­wartości kopert.Kolejną lekturę stanowiła elegancka kartka, na której pan Meadows prosił hrabiego Dębskiego o przesunięcie terminu spotkania, bo musi wyje­chać w interesach.Niewykluczone zatem, że nieco później przyszedł jeszcze jeden list, uzupełniający tę diamentową wiedzę.Następny list, skierowany do pani Dominiki Przyleskiej, pochodził od londyńskiego notariusza i z wielką boleścią zawiadamiał o spadku papierów war­tościowych i znacznym ubytku majętności.Pra-pra-prababka Dominika, znaczy, zubożała, to primo, a secundo, majętności miała w Anglii i zaraz, to chyba tłumaczy pobyt w Anglii pradziadka Dębskiego.? Pilnował forsy.Prababcia zubożała nieco później.Ciekawa rzecz, skąd, u licha, wzięła jeszcze mienie dla babci Ludwiki.? Starczyło w końcu tego mienia na nasze mieszkania, a i dziś babcia biedy nie cierpi.Boże jedyny, ci nasi przodkowie musieli być cholernie bogaci!Zostawiłam przodków na marginesie i przeczyta­łam następną epistołę, dość krótką, ale za to komplet­ną, w której pra-prababka Justyna donosiła swojej matce o zaręczynach z lordem Blackhillem, którego wszak droga mamusia doskonale zna, bo spotykały go w Nicei i chyba nie ma nic przeciwko temu, a bab­cia również pozwala.Miała straszne przeżycia, za­nim przyjechała do Anglii, zdenerwowała się okrop­nie trucizną w sokołach, ale to się już wyjaśniło i wszystko opowie osobiście przy najbliższej okazji.No i masz, znów sokoły.!Zaraz, jej babcia to kto.? A, ta od Ludwika, Kle­mentyna de domo Dębska.Wariactwa dostanę z pew­nością przez tę mieszaninę pokoleń!Ogólnie jednak Krystyna miała rację, zgadzało się jak w banku.Ten jakiś wielki diament istniał i ta­jemniczo przepadł, a otóż właśnie nie wiadomo, czy przepadł, bo prababka Karolina wyraźnie usiłowała nas przekonać w tych dziwnych początkach listu, że nic podobnego, wcale nie przepadł, tylko jest.Ra­tunku.W każdym razie wyraźnie widać, że przepa­danie rozpoczęło się w Anglii i tam tkwią korzenie całej imprezy.Czy nie z tej przyczyny prababcia zaparła się przy bibliotece? W końcu tam właśnie, wśród książek, znalazłyśmy pierwszą, bezcenną informację.Zioła mogły stanowić tylko pretekst.Zniecierpliwiona do szaleństwa, doczekałam jed­nak samodzielnego obudzenia się Krystyny, bo i tak, niewyspana, byłaby do niczego.Samodzielne obu­dzenie się nastąpiło o jedenastej wieczorem.- No i co? - spytała z zainteresowaniem, sia­dając do kolacji, którą służba, w postaci Gastona i Pierette, celebrowała z wyraźnym upodobaniem.Widocznie bez grymasów państwa nudziło się im śmiertelnie.- Ile miałaś tych wniosków? - spytałam wzajem­nie.- Jeden czy więcej? Bo ja mam dwa.- No proszę, ja też dwa.Ale jeden jest prosty, a z drugiego jestem bardzo dumna i tylko ten liczę.No? Co ci wyszło?- Po kolei.Primo.daj tę cytrynę, nie chroń jej przede mną, cytryny stanowią tu produkt pospoli­ty.Zastanawiałam się, skąd w Polsce list, który poszedł do Anglii.Oni żadnych listów nie wyrzuca­li, przechowywali wszystkie jak leci.Przypuszczam, że pradziadek umarł, obojętnie gdzie, byle nie w Noirmont.- Bo co?- Bo w Noirmont zostałyby w Noirmont.Tak sądzę.Umarł gdzie indziej, a jego papiery wysłano do rodzinnego gniazda, chyba do wnuczki, do Przylesia.Istnieje możliwość, że gdziekolwiek jechał, woził wszystko ze sobą, ale głównie siedział w tej Anglii, zapewne miał tam jakiś dom.Do kraju nie wrócił, więc w grę wchodzi przesyłka, cała kores­pondencja i wszelkie dokumenty pojechały do Przylesia.- No więc! - wykrzyknęła Krystyna z triumfem i machnęła widelcem, z którego zleciał jej kawałek królika w sosie koperkowym, Wpadł, na szczęście, do salaterki z sałatą, nie tykając obrusa.- Też to wymyśliłam! Chociaż mam wrażenie, że Przylesie to nie po tamtym pradziadku.Ale rodzina.I z tego wniosku jestem szalenie dumna, bo nie moja dziedzina i o historii gówno wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl