[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z muru dwupiętrowego budynku, stojącego tuż za kamienicą Carla wystawały końce belek.Wsunąłem laskę pod tunikę na plecach i wspiąłem się na dach.Dach był stromy, kryty łupkiem - rzecz niezwykła w Roosing Oolvaya, ale znalazłem rynnę i udało mi się przeleźć na drugą stronę.W polu widzenia pojawiło się mieszkanie Carla.Przez przejrzyste błony, rozpięte nad solarium od ulicy, wyraźnie prześwitywał blask lamp.Za nimi poruszały się postacie.Miałem doskonały widok w góry, uznałem jednak, że to za mało.Opuściłem się ostrożnie na dach domu Carla i zbli­żyłem się w kucki do solarium.Drzwi, z których korzystałem dziś rano, wychodziły na ulicę Świeżej Bryzy.Właśnie stamtąd dobiegł hałas czyniony przez nadchodzące towarzystwo.Cień w so­larium przesunął się i zniknął.Skryłem się za szerokim, baryłkowatymi kominem i wyciągnąłem nóż z cholewy.Wyciąłem niewiel­ką dziurkę w dachu solarium w miejscu przysłoniętym z dołu przez cień palmy.Rozciągnąłem się na brzuchu i przysunąłem oko do otworka.Mogłem teraz patrzeć z góry na każdego, kto pojawi się w po­mieszczeniu.Pod otworkiem rozpościerały się liście palmy, jed­nak nie przysłaniały mi pola widzenia.Miałem doskonały widok nawet na najdalsze zakątki pokoju.Wyjąłem laskę spod koszuli i położyłem ją na podorędziu.Usłyszałem kroki na schodach, a po­tem do solarium weszło parę osób.Carl Lake wiódł grupę złożoną z kilku magów.Florę znałem, od czasu do czasu miałem do czynienia z Roungą i Italio Ignachi, inni również nie byli mi obcy.Gdy usadowili się na kana­pach, służący Carla przyniósł tacę z herbatą i przekąskami.Sam chętnie bym skosztował.Kazałem żołądkowi się zamknąć.Od strony ulicy dobiegło pukanie, służący zszedł na dół i wrócił z na­stępną grupką.Nowi uczestnicy zebrania poczęstowali się her­batą i ciastkami.Carl wstał od stołu i zabrał głos:- Zastanawiacie się zapewne nad celem tego zebrania.Z pew­nością w naszym małym, spokojnym Roosing Oolvaya nie mo­gło wydarzyć się nic na tyle znaczącego, co usprawiedliwiałoby tak niespodziewane wezwanie, prawda? Ze smutkiem informuję, że jest inaczej.- Klasnął w dłonie za plecami i zaczął krążyć po solarium.Zaszło coś dziwnego, lecz początkowo nie potrafiłem tego określić.- Wszyscy jesteście świadomi nowej pozycji Kaara i, hmm, powiązanych z nią wydarzeń politycznych.Być może już się nad nimi zastanawialiście i snuliście różne domysły.Mimo to może być dla was nowiną, że manipulacjom politycznym towa­rzyszy podobna działalność w naszej dziedzinie.Możliwe, że wy­darzenia w sferze magii w rzeczywistości były pierwsze, a sam Kaar jest jedynie ich wynikiem.Mam sprecyzować? Czy ktoś z was pró­bował ostatnio opuścić miasto? Nie? W takim razie, nie wiecie.Obecnie miasto otacza bariera.W solarium narósł gwar, który szybko ucichł na znak Carla.Mój żołądek znów zaczął fikać koziołki, ale jakoś wcale nie czu­łem się głodny.Wróciła wcześniejsza, przyprawiająca o mdłości sensacja, tyle że stokroć silniejsza.- Bariera owa - kontynuował Carl - reprezentuje nadzwyczajną moc; zbadałem ją osobiście.Przypomina bariery chroniące przed intruzami, które opisał Iskandrian; zapewne znacie jego pisma.Prócz niej zaistniały inne niezwykłe emanacje, skupione wokół północnego muru miasta.Wygląda na to, że wśród nas pojawiła się nowa moc.Zamrugałem.Ciemna mgła, niezmiernie delikatna i ledwie wi­doczna, pełzła wzdłuż ścian pomieszczenia.Kiedy na nią patrzy­łem, w moim żołądku rozdzwonił się alarm.Mgiełka była niemal doskonale przejrzysta, nadawała wszystkiemu, co przysłaniała, najdelikatniejszy z możliwych odcień czerni, ale na pewno jej sobie nie wymyśliłem.Naprawdę tam była i rozprzestrzeniała się, ota­czając wszystkich obecnych.- Co powinniśmy zrobić w obliczu nowego ładu? Stawić opór, hmm? Może uciec? A może zachować bierność, cierpliwie cze­kając na rozwój wypadków i uważając na wszystko, co może okazać się dla nas korzystne? A może.- Carl omiótł wzrokiem twarze obecnych.- A może zrozumieć następstwa i oddać hołd?Tym razem nikt się nie odezwał.Prawdę mówiąc, Carl był jedy­ną poruszającą się osobą.Wszystkich, co do jednego - z wyjąt­kiem Carla i jego sługi - spowijała groźna czarna mgła.Zacisną­łem palce na rączce laski.- Poprosiłbym o powstanie, lecz jak już pewnie zauważyli­ście, utraciliście zdolność ruchu.Tym samym, ze smutkiem, je­steśmy zmuszeni do ominięcia formalności - wyprężył się jak sier­żant na mustrze, jego niedawno chroma noga była teraz prosta jak strzała.Więc to mnie zaskoczyło, gdy go śledziłem.Wcześniej, z powodu aresztowania nie miałem czasu się nad tym zastanowić.Carl już nie kulał.- Te manifestacje, powiązane są z konkretną osobą.Koleżanki i koledzy, mam zaszczyt przedstawić wam nowego, prawdziwego pana Roosing Oolvaya.Wprost pod moim punktem obserwacyjnym otworzyły się drzwi.Do pokoju weszła postać odziana w czarny płaszcz.Widziałem tyl­ko czubek głowy i ramiona okryte czarnym płaszczem, lecz to wy­starczyło, by mój żołądek wpadł w środek wiru, a serce stanęło w gardle.Ciemna mgła krążyła wokół nowoprzybyłego w rado­snych porywach.Nagle uświadomiłem sobie, że to jego aura.Nie wiem, skąd to wiedziałem, ale miałem nadzieję, że będę miał oka­zję zastanowić się nad tym później.Aura karmiła się magami obecnymi w pokoju, prawdopodobnie mną również.To nie wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl