[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ty widzisz po ciemku, ale.Przytuliła się do niego.– Jeśli chcesz rozmawiać, to, proszę cię, niech to nie trwa zbyt długo.Moich pragnień nie da się zaspokoić słowami.Objął ją mocno.– Chciałem się tylko dowiedzieć, czy znalazłaś Srebrną Lisicę.– Nie.Wygląda na to, że jest w stanie wędrować ścieżkami, które uważałam za od dawna utracone.Zamiast niej spotkałam dwa jej wilki-martwiaki, które.odprowadziły mnie do domu.Są naprawdę.niezwykle.Sójeczka cofnął się myślą do chwili, gdy po raz pierwszy ujrzał T’lan Ay, które wzbiły się z pożółkłych traw niczym pył i przybrały postać zwierząt, przesłaniając stoki wzgórz ze wszystkich stron.– Wiem.Jest w nich coś dziwnie nieproporcjonalnego.– Tak, masz rację.Drażnią oko.Za długie nogi, zbyt masywne barki, a do tego krótkie szyje i rozdziawione paszcze.Ale nie tylko ich fizyczna postać mnie niepokoi.– Bardziej niż T’lan Imassowie?Skinęła głową.– T’lan Imassowie mają w sobie pustkę, podobną do poczerniałej od dymu jaskini.T’lan Ay nie.W tych wilkach dostrzegam.smutek.Wieczny smutek.Zadrżała w jego ramionach.Sójeczka milczał.Kochanie, widzisz w ich oczach to samo, co ja widzę w twoich.I to właśnie owo lustrzane odbicie tak tobą wstrząsnęło.– Na skraju obozu zamieniły się w pył – ciągnęła Korlat.– W jednej chwili truchtały u obu moich boków, a w następnej.zniknęły.To właśnie wzburzyło mnie najbardziej.Nie wiem dlaczego.Dlatego że to czeka nas wszystkich.Nawet ciebie, Korlat.– To miała być krótka rozmowa.Pora ją kończyć.Chodź do łóżka, dziewczyno.Spojrzała mu w oczy.– A co się stanie potem?Skrzywił się.– Możliwe, że nie zobaczymy się tak szybko.– Wróciła Starucha.– Naprawdę?Korlat skinęła głową.Chciała dodać coś jeszcze, lecz zawahała się, spojrzała mu w oczy i nie powiedziała nic.Setta, Lest, Maurik.Wszystkie te miasta były opustoszałe.Mimo to armie i tak się rozdzielały i nikt nie chciał powiedzieć dlaczego.Obie strony sojuszu miały coś do ukrycia i im bardziej zbliżali się do Koralu, tym trudniej im było dochować tych tajemnic.Większość Tiste Andii zniknęła.Odeszli z Rakiem, zapewne do Odprysku Księżyca.Ale gdzie on się podział? Co zamierzają zrobić, w imię Kaptura? Czy po przybyciu do Koralu przekonamy się, że miasto padło, Pannioński Jasnowidz nie żyje, jego duszę zabrał Dragnipur, a nad nami wisi potężna góra?Czarni Moranthowie wszędzie szukali tej cholernej latające skały.ale bez rezultatu.Są też nasze tajemnice.Wysłaliśmy przodem Parana i Podpalaczy Mostów.Niech nas Kaptur weźmie, robimy też znacznie więcej.Zbliża się chwila nieprzyjemnej rozgrywki o dominację.Wszyscy wiedzieliśmy, że to się kiedyś stanie.Subtelna gra nabiera brutalności.– Moje serce należy do ciebie, Korlat – oznajmił Sójeczka kobiecie, którą trzymał w ramionach.– Nic innego nie ma dla mnie znaczenia.Nic i nikt.– Proszę, nie przepraszaj za to, co jeszcze się nie wydarzyło.W ogóle o tym nie mów.– Nie sądziłem, że o tym mówię, dziewczyno.Kłamca.Mówiłeś.Na swój sposób przepraszałeś.Zaakceptowała jego fałszywe zapewnienie, uśmiechając się z przekąsem.– Bardzo dobrze.Sójeczka wracał później w myślach do swych słów, żałując, że nie były bardziej jednoznaczne.Pozbawione ukrytych sensów.Paran spojrzał na Szybkiego Bena, czując, że powieki opadają mu z niewyspania.Czarodziej zakończył rozmowę z Haradas i podszedł do kapitana.– Saperzy zawyją z wściekłości – stwierdził Paran, gdy obaj ruszyli w stronę malazańskiego obozu, niedawno rozbitego na południowym brzegu Catlin.Szybki Ben wzruszył ramionami.– Zamienię na boku słówko z Płotem.Ostatecznie Skrzypek jest mu bliższy niż brat, a wpakował się teraz w taką kabałę, że przyda mu się każda pomoc.Problem tylko w tym, czy Trygalle zdąży dostarczyć ładunek na czas.– Ci kupcy są naprawdę nadzwyczajni.– To szaleńcy.Inaczej nie mogliby tego robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]