[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stamtąd ruszymy na północny zachód, do Soli nad rzeką Rhamnos, która stanowi wschodnią rubież krainy Vaspurakan, ziemi książąt - jeśli wierzyć temu, co mówią - dodał sardonicznie.- To może być głodny marsz.Yezda grasują tam swobodnie i nikomu z tu obecnych nie muszę mówić, co robią w rolniczym kraju.Phos ich za to pokaże.Jeśli ziemia nie wyda swych płodów, wszyscy - tak samo wieśniak, rzemieślnik jak i szlachcic - muszą głodować.Marek zauważył, jak dwaj koczownicy wymienili pełne pogardy spojrzenia.Przy swych ogromnych stadach i trzodach nie potrzebowali produktów rolnictwa i odczuwali tę samą wrogość wobec chłopów co ich kuzynowie Yezda.Firdosi wyraził to jasno - dla mieszkańców równin chłopi nie zasługiwali nawet na pogardę i nawet śmierć z ręki prawdziwego mężczyzny była dla nich zbyt dobra.- Po opuszczeniu Soli wkroczymy do samego Vaspurakanu - rzekł Imperator.- Łatwiej będzie dopaść Yezda w przełęczach niż na równinie, a łupy, które będą unosili, dodatkowo spowolnią ich marsz.Vaspurakanie też nam pomogą; książęta może i nie pałają do Imperium zbyt wielką miłością, lecz Yezda wielokrotnie plądrowali ich ziemie.- A pewne zwycięstwo czy dwa nad zbieraniną Avshara zmusi samego Wulghasha do wymarszu z Mashiz z jego prawdziwą armią; albo to zrobi, albo dzikusi zwrócą się przeciwko niemu.- Oczekiwanie rozjaśniło twarz Mavrikiosa.- Wystarczy zmiażdżyć tę armię, a nic nie przeszkodzi nam w oczyszczeniu Yezd.I zmiażdżymy ją.Od stuleci Videssos nie wystawił siły dorównującej tej, jaką zgromadziliśmy tutaj dzisiaj.Jak jakikolwiek czczący Skotosa zbrodniczy władca może marzyć, by nam się przeciwstawić?Mavrikios potrafił lepiej rozpalić wyobraźnię swoich żołnierzy niż tłumu w amfiteatrze - sprawił, że jego oficerowie naprawdę ujrzeli Yezd leżące bezsilnie u ich stóp.Ta perspektywa podobała się im wszystkim z rozmaitych powodów: politycznych korzyści, możliwości nawrócenia pogan, czy po prostu zdobycia mnóstwa łupów.Kiedy Ortaias Sphrantzes zrozumiał, że Imperator wreszcie skończył, z westchnieniem ulgi położył mapę na stole.Marek podzielał entuzjazm innych oficerów.Plan Mavrikiosa odpowiadał temu, czego Rzymianin przywykł oczekiwać od projektów Videssańczyków - był niezbyt finezyjny, lecz prawdopodobnie skuteczny.Imperator zdawał się niewiele pozostawiać przypadkowi.Tego należało się spodziewać, mając na uwadze jego wojskową przeszłość.Teraz pozostało tylko wprowadzić ten plan w życie.Tak jak wszystko inne w Imperium, tak i przygotowania wielkiej armii do wymarszu odbywały się w otoczce ceremonii.Mieszkańcy Videssos, którzy jeszcze nie tak dawno temu robili co w ich mocy, by rozbić tę armię, teraz słali ku niebiosom niezliczone modlitwy w intencji jej zwycięstwa.Na noc poprzedzającą wymarsz wojsk, w Głównej Świątyni zapowiedziano uroczystą mszę.Skaurus, jako dowódca Rzymian, otrzymał opieczętowany zwitek sztywnego pergaminu, upoważniający go do zajęcia dwóch - tak pożądanych przez wiernych - miejsc podczas obrzędu.- Jak sądzisz, komu mógłbym je odstąpić? - zapytał Helvis.- Masz jakichś przyjaciół, którzy mogliby je chcieć?- Jeśli to miał być żart, wcale nie uważam, by był śmieszny - odparła.- Sami pójdziemy, oczywiście.Nawet jeśli nie w pełni wyznaję zasady wiary Videssańczyków,byłoby wielkim błędem rozpoczynać tak ważne przedsięwzięcie nie prosząc Phosa o to, by je pobłogosławił.Marek westchnął.Kiedy prosił Helvis o to, by zechciała dzielić z nim życie, nie przewidywał, że tak bardzo będzie się starała ukształtować je według odpowiadającego jej wzoru.Nie miał nic przeciwko czczeniu Phosa, lecz kiedy popychano go w kierunku, którego nie chciał obrać, odruchowo się temu sprzeciwiał.Nie był też przyzwyczajony do uwzględniania czyichkolwiek życzeń w planach dotyczących jego własnych zamierzeń.Od chwili wkroczenia w wiek męski sam kierował swym postępowaniem i ignorował rady, których nie szukał.Lecz Helvis przywykła do tego, by uwzględniano jej zdanie; Skaurus pamiętał, jak bardzo się rozłościła, kiedy nie chciał puścić pary z ust o tym, co postanowiono na radzie wojennej.Znowu westchnął.Nic nie było takie proste, jakie wydawało się na początku.Trwał stanowczo w swym zamiarze nieuczestniczenia w nabożeństwie mającym się odbyć w Głównej Świątyni aż do chwili, kiedy ujrzał przerażenie na twarzy Neilosa Tzimiskesa, gdy zaproponował mu, by poszedł tam zamiast niego.- Dziękuję ci za ten zaszczyt - wyjąkał Videssańczyk - lecz to doprawdy będzie źle wyglądało, jeśli nie weźmiesz udziału w nabożeństwie.Wszyscy główni dowódcy tam będą - nawet Khamorthci przyjdą, choć oni niewiele mają wspólnego z Phosem.- Tak przypuszczam - burknął Skaurus.Lecz spojrzawszy na to z tego punktu widzenia, potrafił zrozumieć potrzebę uczestnictwa; tak samo jak pechowe kazanie Balsamona, tak i to wydarzenie było okazją do publicznej manifestacji jedności.I - pomyślał - z pewnością pomoże to zjednoczyć jego nową rodzinę.W tym przynajmniej się nie mylił.I dobrze się stało; przygotowania do nadchodzącej kampanii sprawiały, że pod koniec każdego dnia czuł się wyczerpany i skory do gniewu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]