[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wie pan, paniekomisarzu. Nachylił się, jakby przechodził do bardziejkonfidencjonalnych kwestii. Nienawiść nie jest moją dobrąstroną i nic by mi nie przyniosła, mojemu synowi chyba takżenie.A życia Kasi również nie wróci.Niech pan zajmuje się dalejszukaniem sprawców, może daje to panu poczucie porządkuczy zadośćuczynienia, ale nas proszę zostawić w spokoju.Zamilkł na chwilę i dodał: Nie chcemy z tymi brudami miećnic wspólnego. Ma pan jakiś pomysł, kto by to mógł być? Pan nie musiałsię tym brudzić, ale może ktoś z bliskich? Szwagier? Przyjaciel?Niech mi pan podsunie jakiś trop.Zemsta wydaje się tutajnajbardziej prawdopodobnym motywem działania.Sławomir Matlak zamyślił się i spojrzał za okno, Krzyckiemuzaś się wydawało, że odpowiedział trochę za szybko. Nie mam żadnego pomysłu.Kasia była jedynaczką, mojasiostra jest niezamężna, nie mam więc szwagrów.A moiprzyjaciele? Pan wybaczy, ale nie będę na nich nasyłał policji.Uśmiechnął się do siebie pod nosem. Zwłaszcza że wydaje misię to zupełnie bezprzedmiotowe.Wyrażał się sensownie i gładko, jak to nauczyciel.Krzyckichciał jeszcze o coś zapytać, ale nie bardzo wiedział o co.I wjakim celu.Ten człowiek był niewinny, jego mili i kulturalniteściowie również znajdowali się poza podejrzeniem.Wkryminałach Agathy Christie poszukiwanym mordercą byłczęsto osobnik budzący najmniej podejrzeń, ale w tymwypadku było to zwyczajne, brutalne życie.Ci ludzie przeżylitragedię i chcieli o niej jak najszybciej zapomnieć.Przywożąc tudziś rano wiadomość o śmierci niszczyciela ich szczęśliwejprzeszłości, raczej zburzył im z trudem wypracowany spokójniż go zaprowadził.Zgodnie z logiką śledztwa powinienporozmawiać jeszcze z rodzicami nieżyjącej Katarzyny Matlak,ale uznał to za zbędne i nieprzyjemne rozdrapywanie ran.Możekiedy indziej, jak już ustalą porządek śledztwa.Położył wizytówkę na stoliku ze szklanym blatem i poprosił okontakt w razie czego.Miał nadzieję, że morderca przyślejakieś potwierdzenie swojego czynu, dowód wyrównaniarachunku czy coś takiego. Oczywiście, nie omieszkam.Krzycki pożegnał się i wyszedł na ganek.Kiedy schodził poschodach z żółtym, wrześniowym słońcem świecącym muprosto w twarz, Matlak zawołał za nim: A jak pan złapie tego mordercę, niech mu pan powie, że tobyło niepotrzebne.Wrócił do samochodu.Po chwili zza żywopłotu wychynąłmłodszy aspirant Bałyś. I co, szefie? Nie zgarniamy go? Nie.W drodze powrotnej Krzycki znowu jechał pod słońce,zastanawiając się, jak to możliwe.Pokrótce streścił przebiegrozmowy, po czym obaj w zagadkowo pogodnych nastrojachrozważali, co dalej.Doszli do wniosku, że nie ma innegowyjścia, jak poczekać na wyniki z laboratorium i ustalić plandziałania na jutrzejszym zebraniu zespołu.Lucek przebiegał w myślach nazwy pubów, które wchodziły wgrę na dziś wieczór, Andrzej zaś się zastanawiał, czy niepowinien jednak zadzwonić do Marty.ROZDZIAA TRZECITropy1Poniedziałkowe zebranie zespołu śledczego rozpoczęło się oósmej rano od szczegółowej relacji komisarza Krzyckiego zostatnich dwóch dni.Oprócz niego byli obecni: komisarzRachwalski, zastępca i główny oponent Krzyckiego,podkomisarz Roman Bąbel, który właśnie wrócił ze szpitala podłuższym składaniu się ponownie w całość, naruszoną podczaswakacyjnej interwencji, aspirant Jakub Stańczyk vel Szela, szeftechników Gargulski i oczywiście młodszy aspirant Bałyś.Zebranie uhonorował swoją obecnością inspektor Opałka,który przysłuchiwał się w pełnym znaczenia milczeniu, odczasu do czasu jedynie pochrząkując.Andrzej Krzycki przedewszystkim dokładnie przedstawił te wydarzenia, w którychuczestniczył sam. Podsumowując, możemy mieć do czynienia albo zporachunkami gangsterskimi, albo z zaprowadzaniemsprawiedliwości na własną rękę.W pierwszym wypadku należyprzyjrzeć się firmie samochodowej oraz znajomym i krewnymPoprawy i Knota, w drugim rodzinie Matlaków.Jeślimiałbym typować, stawiałbym na wariant pierwszy. A skąd to wiesz? W Tarnowie nie rozmawiałeś nawet zewszystkimi domownikami.Skąd możesz wiedzieć, co to zaludzie? rzucił natychmiast Rachwalski. Ponieważ wiem mruknął Krzycki niechętnie.Był pewien,że pierwszy komentarz dobiegnie do niego spod krzywychprawicowych wąsów Mariana Rachwalskiego, i że nie będzie tokomentarz przyjemny. To się czuje.Rachwalski skrzywił się tak, jakby ugryzł cytrynę.Byłmłodszy od Krzyckiego, ale okrągła, dobrze wykarmiona twarzz obwisłymi policzkami i przerzedzone włosy dodawały mu lat.Kiedy dłużej mówił, zwilżał językiem prawy kącik ust, jakbychciał go nasmarować przed kolejnym ciętym zdaniem.OczyRachwalskiego skupiały się wtedy na koniuszku nosa.Krzycki,widząc teraz wysuwający się język, wiedział już, że Rachwalskiszybko nie odpuści, zwłaszcza gdy wśród audytorium zasiadałnadinspektor decydujący o awansach i kierowniczychstanowiskach. Ja bym tego nie był taki pewien.Matlak i jego teściowie tojeszcze nie cały krąg podejrzanych.Przeciwnie, trzeba zbadaćśrodowisko tej Matlakowej, kolegów z pracy, kuzynów.Możemiała kochanka? A jej ojciec? Pozory mylą.Możemy sobiegdybać o swoich przeczuciach, ale tu potrzebny jest porządnywywiad środowiskowy, obraz życia tych ludzi, zasięgintymnych kontaktów.Moim zdaniem, to jest najważniejszytrop.Najwyrazniej szybko odnalazł się w zaprojektowanej roliszefa, gdyż ponownie oblizał kącik ust i odwrócił się doGargulskiego: Czy są już wyniki? Udało się zebrać jakiś ciekawy materiał? Materiał zawsze się jakiś zbierze. Gargulski ostentacyjnieskierował swoje słowa do Krzyckiego, ignorującRachwalskiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]