[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale brakuje początku.Poddaj jakieś słowo.- Policja.Justycja.Ambicja.- Ambicji nie ma ani krzty - podchwyciła Stella.- Nie goli się, nie myje.- Tak - wtrącił Drozd.- To racja.Tu wam wyszła artystyczna prawda.Od urodzenia nie mył się i nie golił.- No, wymyślmy tę trzecią linijkę - denerwowała się Stella.Świat, szmat, grat.- Gad podsunąłem.- Gnat.- Mat - zawołał Drozd.- Szach i mat.Umilkliśmy, patrząc na siebie bezmyślnie i poruszając wargami.Drozd postukiwał pędzelkiem o brzeg filiżanki z wodą.- Sam diabeł jego swat - odezwałem się wreszcie.- O diable już było.- Gdzie? Aha, rzeczywiście.- Ma ogoniasty zad - podpowiedział Drozd.Wtem usłyszeliśmy lekkie drapanie.Obejrzeliśmy się.Drzwi od pracowni Janusa Poliektowicza otwierały się z wolna.- Patrzcie! - wykrzyknął Drozd i ze zdumienia zastygł z pędz­lem w ręku.Przez szparę w drzwiach przeciskała się mała zielona papużka z czerwonym czubkiem na głowie.- Papuga - wołał Drozd.Papużka! Cip, cip, cip.- Zaczął po­ruszać palcami w taki sposób, jakby drobił chleb na podłogę.Papu­ga spoglądała na nas jednym okiem.Potem rozwarła czarny, garbaty jak nos Romana dziób i zaskrzeczała ochryple:- Rrrreaktor! Rrreaktor! Wytrrrwać, wytrrrwać!- Jaka cudna! - zawołała Stella.- Złap ją, Sania.Drozd zrobił kilka kroków w kierunku papugi i nagle zatrzymał się.- Jeszcze mnie dziobnie - rzekł wahająco.- Popatrzcie na jej dziób.Papuga machnęła skrzydłami, odbiła się od podłogi i zaczęła niezdarnie fruwać po pokoju.Przyglądałem się jej ze zdziwieniem.Była niezwykle podobna do wczorajszej.Kubek w kubek, jak bliź­niacza siostra.Coś za dużo tych papug - pomyślałem.Drozd oganiał się pędzlem.- Udziobie mnie, daję słowo.Papuga siadła na ramionach wagi laboratoryjnej, przez chwilę wierciła się, chwytając równowagę, a potem wrzasnęła wyraźnie:- Prrroxima Centaurrri! Rrrubid! Rrrubid!Nastroszyła się, wciągnęła szyję i zamknęła oczy.Zdawało mi się, że dygoce.Stella szybko wyczarowała kromkę chleba z powi­dłami, oderwała kawalątko i podsunęła jej pod dziób.Papuga nie reagowała.Najwyraźniej miała dreszcze, szalki trzęsły się, podzwaniając o podstawkę wagi.- Ona chyba jest chora - powiedział Drozd.Przez roztargnie­nie wyjął kanapkę z rąk Stelli i zaczął jeść.- Słuchajcie, czy ktoś widział przedtem papugę w instytucie? - zapytałem.Stella potrząsnęła głową.Drozd wzruszył ramionami.- Ostatnio za dużo tych papug - zauważyłem.- Wczoraj na przy­kład.- To na pewno Janus eksperymentuje z papugami - powiedzia­ła Stella.- Antygrawitacja lub coś w tym rodzaju.Drzwi od korytarza otworzyły się, weszli Roman Ojra-Ojra, Witek Korniejew, Edek Amperian i Wołodia Poczkin.Pokój napeł­nił się gwarem.Korniejew, doskonale wyspany i zbyt rześki, zaczął przeglądać artykuły i głośno wykpiwać styl.Olbrzymi Wołodia Po­czkin, który jako zastępca naczelnego pełnił w zasadzie funkcje policyjne, złapał Drozda za gęstą czuprynę, przygiął nad stołem i stu­kając jego nosem w gazetę, powtarzał: “Gdzie jest nagłówek, hę? Gdzie nagłówek, Drozdiłło?" Roman zażądał od nas gotowych wier­szy.A Edek Amperian, nie należący do kolegium redakcyjnego, pod­szedł do szafy i zaczął z rumorem przesuwać w niej różne przyrzą­dy.Nagle papuga wrzasnęła: “Owerr-san! Owerr-san!" - i wszyscy czterej skamienieli.Roman wpatrywał się w papugę jak urzeczony.Na jego twarzy odmalował się ten sam co wczoraj wyraz.Jakby olśniła go jakaś nie­zwykła myśl.Wołodia puścił Drozda i wymówił: “Patrzcie, państwo, papuga!" Gburowaty Korniejew natychmiast wyciągnął po nią łapy, ale papuga wyrwała się i zdołał tylko chwycić za ogon.- Daj spokój, Witek! - rozgniewała się Stella.- Jak możesz męczyć zwierzęta?Papuga wrzasnęła.Otoczyliśmy kołem Korniejewa, który trzy­mał ją w dłoniach jak gołębia.Stella głaskała czerwony czubek, a Drozd delikatnie przebierał pióra w ogonie.Roman spojrzał na mnie.- Ciekawe - powiedział.- Prawda?.- Skąd ona się tu wzięła, Sasza? - spytał uprzejmie Edek.Wskazałem głową drzwi do pracowni Janusa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl