[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam nadzieję, że w pokojujest tylko Kiara, a nie jej rodzice& albo, cogorsza, Brandon.Jeśli dzieciak na mnie wskoczy,może się to zle skończyć.Zamykam oczy. Kiara? Tak. Powiedz, że jesteś sama. Nie mogę.Cholera.Zakopuję się w poduszce, próbującukryć to, co mam wypisane na twarzy. Carlos, powiedz mi, co się dzieje.I to zaraz żąda Westford kategorycznym tonem jaksierżant podczas musztry.Zwykle jest miły ispokojny& ale nie teraz. Zostałem pobity mówię. Za kilka dnibędzie dobrze. Możesz chodzić? Tak, ale wolałbym tego na razie nieudowadniać.Może pózniej.Może jutro.Westford ściąga kołdrę i przeklina.Niewiedziałem, że w ogóle to potrafi. Szkoda, że pan to zrobił mówię.Nie mamna sobie koszuli, więc nic nie da się ukryć.Podnoszę oczy na Kiarę, która stoi obok łóżka.Zdradziłaś mnie.Prosiłem, żebyś im nie mówiła. Potrzebujesz pomocy tłumaczy. Niemożesz radzić sobie z tym sam.Westford kuca i jego twarz jest tuż przedmoją. Jedziemy do szpitala. Nie ma mowy odpowiadam.Słyszę w pokoju czyjeś kroki. Jak się czuje? pyta mój brat. Wezwałaś cały oddział kawalerii czy co? pytam Kiarę.Mój brat rzuca na mnie okiem i kręci głową.Przeciera twarz, po której przebiegają frustracja,gniew i poczucie odpowiedzialności.To nie jestjego wina, tylko moja.Nie wiem, czy miałemwybór, czy nie, ale wpakowałem się w to sam iwyplączę się też sam.Teraz chcę tylko, żebywszyscy dali mi święty spokój, bo nie chce mi siętłumaczyć, kto mnie pobił i dlaczego. Będzie dobrze.Jak nie dziś, to jutro mówię.Profesor, tak zatroskany, jakbym był jegorodzonym synem, mówi do Aleksa: Nie chce jechać do szpitala. Nie może wyjaśnia Alex. To chore, Alex.Każdy jedzie do szpitala, jakpotrzebuje pomocy medycznej. Każdy oprócz takich jak my mówię. To mi się nie podoba.I to bardzo.Niemożemy siedzieć z założonymi rękami.Spójrzna niego, Alex.Zwija się z bólu.Musimy cośzrobić. Słyszę, że Westford chodzi w tę i zpowrotem. Okej.Mój przyjaciel Charles jestlekarzem.Zadzwonię do niego i poproszę, żebyprzyszedł zbadać Carlosa. Westford klęka przymnie. Ale jeśli powie, że trzeba jechać doszpitala grozi mi palcem to pojedziesz, nawetgdybym musiał siłą zawlec cię do samochodu. Gdzie jest Brandon? pytam, bo nie chcę,żeby dzieciak mnie widział w takim stanie. Kiedy Kiara nam powiedziała, Colleenzawiozła go do swojej matki.Zostanie tam kilkadni.Wywróciłem im życie do góry nogami.Jakbynie starczyło, że wsuwam ich żarcie i zabierammiejsce w domu.Teraz jeszcze dzieciak zostałwygnany z powodu takiego popaprańca jak ja. Przepraszam mówię. Nie martw się tym.Kiaro, idę zadzwonić doCharlesa.Zostawmy Aleksa i Carlosa samych.O, do diabła.To ostatnia rzecz, na jakiej mizależy.Kiedy drzwi się zamykają, Alex podchodzi dołóżka. Wyglądasz jak kupa gówna, brat. Dzięki. Patrzę na jego zaczerwienione oczyi zastanawiam się, czy przypadkiem nie płakał,kiedy się dowiedział, że mnie pobili.Nigdy niewidziałem, żeby Alex płakał, chociażprzeżyliśmy niejedną trudną chwilę. Ty też. To byli ludzie Devlina, co? Kiara powiedziałami, że mówiłeś o El Diablo. To oni mnie wrobili w narkotyki.Wczoraj wnocy zwerbowali mnie do gangu, wbrew mojejwoli.Mówią, że teraz należę do Devlina. Tylko tak pieprzą.Chociaż każdy ruch sprawia mi ból, nie mogępowstrzymać krótkiego śmiechu. Powiedz to Devlinowi. Po namyśle dodaję: %7łartuję.Trzymaj się z dala od Devlina.Uwolniłeś się od nich.I niech tak zostanie.Mówię poważnie.Zaczynam wstawać, żeby się upewnić, że Alexmnie słucha.To mój brat, moja krew.Najczęściejwkurza mnie jak wszyscy diabli, ale jak głębiejpomyśleć, to już wolę, żeby skończył college idoczekał się małych irytujących Aleksiątek iBrittaniątek.A ta sprawa z Devlinem& nie mogęzagwarantować, że się z tego wyplączę.Krzywięsię i wstrzymuję oddech, próbując usiąść.Szkoda że nie mogę zacisnąć zębów i udawać, żenie boli.Nie lubię czuć się słaby i nie chcę, żebyinni oglądali mnie w takim stanie.Alex kaszle kilka razy, po czym odwraca się,żeby nie patrzeć na moje zmagania. Nie mogę uwierzyć, że to się znowu dzieje.Chrząka i odwraca się do mnie. Co powiedziałDevlin? Na pewno ma jakiś konkretny powód, żechce cię wciągnąć.Im więcej mu powiem, tym głębiej wdepnie wto gówno.Nie mogę do tego dopuścić. Dowiem się. Akurat, niech mnie diabli.Nie wyjdę stąd,dopóki mi wszystkiego nie powiesz. No to trochę tu posiedzisz.W takim razierozgość się.Westford puka i wchodzi do pokoju. Zadzwoniłem do Charlesa.Już jedzie.Po chwili wchodzi pani W.z tacą. Biedactwo użala się nade mną, po czymstawia tacę i podchodzi do łóżka.Ogląda mojeopuchnięte usta i siniaki. Jak to się stało? Oszczędzę pani szczegółów. Nie cierpię bójek.To niczego nie rozwiązuje. Stawia tacę na moich kolanach. To rosół wyjaśnia. Moja babcia mawiała, że jest dobryna wszystko.Nie jestem głodny, ale pani W.jest dumna, żeugotowała rosół, więc zjadam łyżkę tylko po to,żeby nie patrzyła na mnie z takim niepokojem. I jak? pyta.O dziwo, bez problemu przełykam ciepłą,słonawą zupę z makaronem. Pycha mówię.Wszyscy skaczą nade mnie jak kwoki.Z Kiarąbyło mi dobrze, ale teraz jestem słaby i wrażliwyi nie mam ochoty nikogo widzieć.Oprócz Kiary.Gdzie ona jest?Przyjeżdża lekarz.Przez pół godziny oglądamoje obrażenia. Musiałeś się wplątać w potężną bijatykę,Carlos. Odwraca się do Westforda. Wszystkobędzie dobrze, Dick.Nie stwierdziłemwstrząśnienia mózgu ani poważniejszychkontuzji.Ma poobijane żebra.Nie mogęstwierdzić na sto procent, że nie mawewnętrznego krwawienia, ale kolor skóry na tonie wskazuje.Za kilka dni powinien poczuć sięlepiej.Do tego czasu niech zostanie w domu.Przyjdę w środę na kontrolę.Wszyscy schodzą na kolację, a Kiara wsuwasię do mojego pokoju, staje przy łóżku i wlepiawe mnie wzrok. Nie żałuję, że im powiedziałam.Nie jesteśniepokonany, chociaż tak ci się zdaje.I jeszczejedno& Pochyla się nade mną i patrzy miprosto w oczy. Skoro już wiem, że nic ci niebędzie, postanowiłam, że nie będę ci współczuć.Jeśli handlowałeś narkotykami, to lepiej z tymskończ.Wiem, że te pieniądze w kopercie, któreschowałeś w powłoczkę poduszki, nie pochodząze sprzedaży magnetycznych ciasteczek. Wolałem cię, kiedy mi współczułaś mówię. I za dużo sobie przypisujesz.Tych ciasteczeknie da się oderwać, a co dopiero sprzedać.I niehandluję narkotykami. To powiedz, skąd masz te pieniądze. To skomplikowane.Przewraca oczami. Z tobą wszystko jest skomplikowane, Carlos.Chcę ci pomóc. Dopiero co powiedziałaś, że mi niewspółczujesz.To czemu chcesz mi pomóc? Z egoistycznych pobudek.Nie mogę znieść,że mój chłopak na niby jest taki obolały. Więc chodzi o ciebie, a nie o mnie? mówięrozbawiony. Tak.A do tego zepsułeś mi bal absolwentów. Dlaczego? Gdybyś nie zauważył plakatów, to cipowiem, że jest w następną sobotę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]