[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez Elskerdeg.Tam, dokąd zmierzał i on.- Pieczyste gotowe - Boreas zręcznym i nie pozbawionym cech demonstracji ruchemotworzył motylkowy nóż.- Proszę, panowie.Bez krępacji.Pielgrzym miał kordelas, a elf sztylet, z wyglądu też bynajmniej nie kuchenny.Alewszystkie trzy wywecowane do grozniejszych celów ostrza dziś posłużyły do krajania mięsa.Przez jakiś czas słychać było tylko chrzęst i chrupotanie szczęk.I skwierczenie wrzucanychdo żaru ogryzionych kości.Pielgrzym beknął dystyngowanie.- Dziwne stworzonko - rzekł, oglądając łopatkę, którą objadł i oblizał tak, że wyglądałajak trzymana trzy dni w mrowisku.- Smakowało trochę jak kozioł, a kruchutkie jak królik.Nie przypominam sobie, bym kiedyś coś takiego jadł.- To był skrekk - powiedział elf, z trzaskiem miażdżąc zębami chrząstki.- Ja też nieprzypominam sobie, bym go kiedykolwiek jadł.Boreas chrząknął cicho.Ledwo słyszalna nutka sarkastycznej wesołości w głosie elfadowodziła, iż widział, że pieczyste pochodziło z olbrzymiego szczura o krwawych oczach iwielkich zębiskach, którego sam ogon mierzył trzy łokcie.Tropiciel bynajmniej nie upolowałgigantycznego gryzonia.Zastrzelił go w obronie własnej.Postanowił go jednak upiec.Byłczłowiekiem rozsądnym i trzezwo myślącym.Nie zjadłby szczura żerującego na śmietniskachi odpadkach.Ale od gardzieli przełęczy Elskerdeg do najbliższej zdolnej produkować odpadkispołeczności było dobre trzysta mil.Szczur - czy też, jak chciał elf, skrekk - musiał byćczysty i zdrowy.Nie miał styczności z cywilizacją.Nie miał się więc ani czym powalać, aniczym zakazić.Wkrótce ostatnia, najmniejsza, do czysta ogryziona i wyssana kosteczka wylądowała wżarze.Księżyc wypłynął na zębaty łańcuch Gór Ognistych.Z podsyconego wiatrem ogniasypnęły się iskry, zamierające i gasnące wśród mrowia mrugających gwiazd.- Waszmościowie - zaryzykował kolejne mało dyskretne pytanie Boreas Mun - od dawnana szlaku? Tu, na Pustkowiach? Dawnoż to, ośmielę się zapytać, zostawiliście za sobą BramęSolveigi?- Dawno, dawno - powiedział pielgrzym - rzecz to względna.Przeszedłem Solveigędrugiego dnia po wrześniowej pełni.- Ja zaś - rzekł elf - szóstego dnia.- Ha - kontynuował Boreas Mun, zachęcony reakcją.- Dziw, żeśmy się już tam nie zeszli,bom i ja tamtędy wówczas szedł, a właściwie jechał, bom wówczas jeszcze konia miał.Zamilkł, odpędzając niemiłe myśli i wspomnienia wiążące się z koniem i jego utratą.Pewien był, że i jego towarzysze z przypadku musieli mieć podobne przygody.Wędrując całyczas piechotą, niggdy nie dogoniliby go tu, pod Elskerdeg.- Wnoszę zatem - podjął - że ruszyli waszmościowie w drogę już po wojnie, po zawarciupokoju cintryjskiego.Nic mi, rzecz jasna, do tego, ale ośmielę się suponować, że nie spodobałsię waszmościom porządek i obraz świata stworzony i ustalony w Cintrze.Ciszę, która na dość długi czas zapadła przy ognisku, przerwało odległe wycie.Wilkazapewne.Choć w okolicach przełęczy Elskerdeg nigdy nie można było mieć pewności.- Jeśli mam być szczery - odezwał się niespodziewanie elf - to nie miałem podstaw, by popokoju cintryjskim lubić świat i jego obraz.O porządku nie wspominając.- W moim przypadku - powiedział pielgrzym, krzyżując potężne przedramiona na piersi -było podobnie.Choć przekonałem się o tym, jakby to powiedział jeden mój znajomy, postfactum.Długo panowała cisza.Umilkło nawet to coś, co wyło na przełęczy.- Początkowo - podjął pielgrzym, choć Boreas i elf gotowi byli iść o zakład, że niepodejmie.- Początkowo wszystko wskazywało na to, że pokój cintryjski przyniesie korzystnezmiany, stworzy całkiem znośny porządek świata.Jeśli nie dla wszystkich, to przynajmniejdla mnie.- Królowie - chrząknął Boreas - zjechali do Cintry, jeśli dobrze pomnę, w kwietniu?- Dokładnie drugiego kwietnia - poprawił pielgrzym.- Był, pamiętam, nów księżyca.* * *Wzdłuż ścian, umieszczone poniżej ciemnych belek wspierających galeryjki, wisiałyprzytwierdzone rzędy tarcz z kolorowymi malunkami godeł heraldycznych, herbówcintryjskiej szlachty.Pierwszy rzut oka ujawniał różnice między spłowiałymi już niecoklejnotami rodów starodawnych a herbami szlachty zasłużonej w czasach nowszych, zarządów Dagorada i Calanthe.Te nowsze miały żywe i nie spękane jeszcze barwy, nie znać teżbyło na nich maczku dziurek po kornikach.Najżywsze kolory miały zaś dodane całkiem niedawno tarcze z herbami szlachtynilfgaardzkiej.Wyróżnionej podczas zdobywania grodu i pięcioletniej cesarskiejadministracji.Gdy już odzyskamy Cintrę, pomyślał król Foltest, trzeba będzie dopilnować, byCintryjczycy nie zniszczyli tych tarcz w świętym ferworze odnowy.Polityka to jedno, wystrójsali to drugie.Zmiany ustrojowe nie mogą być usprawiedliwieniem dla wandalizmu.Więc to tu się wszystko zaczęło, pomyślał Dijkstra, rozglądając się po wielkiej halli.Słynna uczta zaręczynowa, podczas której zjawił się Stalowy Jeż i zażądał ręki królewnyPavetty.A królowa Calanthe najęła wiedzmina.Jak też to się przedziwnie ludzkie losy plotą, pomyślałszpieg, sam dziwiąc się siętrywialności swoich myśli.Pięć lat temu, pomyślała królowa Meve, pięć lat temu mózg Calanthe, Lwicy z krwiCerbinów, rozprysnął się na posadzkach dziedzińca, właśnie tego, który wiać z okien.Calanthe, której dumny portret widzieliśmy w korytarzu, była przedostatnią z królewskiejkrwi.Po tym, jak utonęła jej córka, Pavetta, została tylko jej wnuczka.Cirilla.Chyba żeprawdziwa jest wiadomość, że Cirilla równierz nie żyje.- Proszę - skinął drżącą dłonią Cyrus Engelkind Hemmelfart, hierarcha Novigradu, z racjiwieku, urzędu i powszechnego szacunku per acclamationem zaakceptowany jakoprzewodniczący obrad.- Proszę zajmować miejsca.Zasiedli, odnajdując oznakowane mahoniowymi tabliczkami krzesła za okrągłym stołem.Meve, królowa Rivii i Lyrii.Foltest, król Temerii i jego lennik, król Venzlav z Brugge.Demawend, król Aedirn.Henselt, król Kaedwen.Król Ethain z Cidaris.Młody król Kistrin zVerden.Książę Nitert, głowa redańskiej Rady Regencyjnej.I hrabia Dijkstra.Tego szpiega trzeba będzie spróbować się pozbyć, odsunąć od stołu obrad, pomyślałhierarcha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]