[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A zatem zmierzał teraz wprost w łapy szajki, która rozgościła się pod pięćdziesiątką.Coś podpowiadało Popławskimu, że człowieczek ów bardzo szybko opuści to mieszkanie.Na żaden pogrzeb żadnego siostrzeńca Maksymilian Andriejewicz oczywiście już się nie wybierał, a do kijowskiego pociągu miał jeszcze sporo czasu.Ekonomista rozejrzał się i dał nura do komórki.Właśnie wtedy na górze stuknęły drzwi.,,To tamten wszedł.” – pomyślał Popławski i serce mu zamarło.W komórce było chłodno, śmierdziało myszami i obuwiem.Wuj Maksymilian usiadł na jakimś pieńku i postanowił, że zaczeka.Pozycja była wygodna, z komórki było widać wyjściowe drzwi klatki schodowej numer sześć.Oczekiwanie trwało jednak dłużej, niż przypuszczał ekonomista.Przez cały ten czas na klatce schodowej, nie wiedzieć czemu, nie było żywego ducha.Słychać było każdy dźwięk.Wreszcie na czwartym piętrze stuknęły drzwi.Popławski zamarł.Tak, to jego kroczki.“Schodzi.” Otworzyły się drzwi piętro niżej.Kroczki ucichły.Kobiecy głos.Głos smutnego człowieczka, tak, to jego głos.Powiedział coś w rodzaju: “Odczep się, na miłość boską.” Ucho Popławskiego sterczało w rozbitej szybie.Dobiegł do tego ucha kobiecy śmiech.Żwawe, szybkie kroki kogoś, kto schodzi.Mignęły kobiece plecy.Kobieta z zieloną ceratową torbą wyszła z klatki schodowej na podwórko.Znowu słychać kroki tamtego człowieczka.“Dziwne! Wraca do mieszkania? Może też należy do gangu? Tak, wraca.Znowu otworzyły się drzwi na górze.No cóż, poczekajmy jeszcze chwilę.”Ale niedługo trzeba było czekać.Trzasnęły drzwi.Kroczki.Kroki umilkły.Rozpaczliwy krzyk.Miauczenie kota.Szybkie, drobniutkie kroczki na dół, na dół, na dół!Popławski doczekał się.Żegnając się znakiem krzyża i mamrocząc coś pod nosem przemknął obok niego ów smutny człowieczek w zupełnie mokrych spodniach, bez kapelusza, z obłędem w oczach i ze śladami pazurów na łysinie.Szarpnął klamkę drzwi wejściowych, był tak przerażony, że nie mógł się zorientować, jak też się one otwierają – na zewnątrz czy do środka.Wreszcie pokonał je i wyskoczył na dwór, na słońce.Mieszkanie zostało sprawdzone.Nie myśląc dłużej ani o zmarłym siostrzeńcu, ani o mieszkaniu, wzdrygając się na samą myśl o niebezpieczeństwie, na które się naraził, wuj Maksymilian szepcąc tylko dwa słowa: “Wszystko jasne, wszystko jasne!” wybiegł na podwórze.W parę minut później trolejbus unosił ekonomistę–planistę w kierunku dworca Kijowskiego.Tymczasem, kiedy ekonomista siedział w komórce na dole, małemu człowieczkowi przydarzyła się wyjątkowo nieprzyjemna historia.Człowieczek ten był bufetowym w Varietes i nazywał się Andrzej Fokicz Soków.Dopóki w Varietes trwało śledztwo, Andrzej Fokicz trzymał się na uboczu i zauważono tylko, że był jeszcze smutniejszy niż zwykle, zauważono także, że wypytywał gońca Karpowa o adres maga.A więc bufetowy, minąwszy na schodach ekonomistę, wszedł na czwarte piętro i zadzwonił do mieszkania numer pięćdziesiąt.Otworzono mu natychmiast, ale Andrzej Fokicz wzdrygnął się, cofnął i nie od razu wszedł do środka.Było to zrozumiałe.Otworzyła drzwi dziewoja, która nie miała na sobie nic oprócz kokieteryjnego koronkowego fartuszka i białego czepeczka.Gwoli prawdy dodać tu trzeba, że na nogach miała złote pantofelki.Dziewczyna zbudowana była bez zarzutu, a za jedyny defekt jej urody można było uznać purpurową bliznę na szyi.– No, cóż, skoro pan dzwonił, to niech pan wchodzi – powiedziała dziewczyna wlepiając w bufetowego rozpustne zielone oczy.Andrzej Fokicz jęknął, zamrugał oczami, zdjął kapelusz i wszedł do przedpokoju.W tejże chwili zadzwonił w przedpokoju telefon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]