[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uczeni?- Poniekąd.- Tedy zajmijcie sobie miejsca u filara.U tego oznaczonego omegą.·Zajęli i wymościli sobie, nagarnąwszy słomy, barłogi pod wskazanym filarem, oznaczonym wydrapaną grecką literą.Ledwie zdążyli uporać się z zadaniem, gdy objawił się brat Trankwilus, tym razem w kompanii kilku innych zakonników w habitach z podwójnym krzyżem.Stróże grobu jerozolimskiego przynieśli parujący kocioł, ale pa­cjentom wieży pozwolono zbliżyć się z miskami dopiero po chóralnym odmówieniu Pater noster, Ave, Credo, Conftteor i Miserere.Reynevan jeszcze nie podejrzewał, że był to początek rytuału, któremu przyjdzie mu się poddawać długo.Bardzo długo.- Narrenturm - odezwał się, tępo patrząc w dno mi­ski, w przylepione resztki kaszy jaglanej.- We Frankensteinie?- We Frankensteinie - potwierdził Szarlej, dłubiąc w zębach źdźbłem słomy.- Wieża jest przy hospicjum świętego Jerzego, prowadzonego przez bożogrobców z Ny­sy.Na zewnątrz murów miejskich, przy Bramie Kłodzkiej.- Wiem.Przechodziłem obok.Wczoraj.Chyba wczo­raj.Jakim sposobem tu trafiliśmy? Dlaczego uznano nas za umysłowo chorych?- Najwidoczniej - demeryt parsknął śmiechem - ktoś poddał analizie nasze ostatnie postępki.Nie, drogi Cy­prianie, żartowałem, aż tyle szczęścia nie mamy.To jest nie tylko Wieża Błaznów, to również.przejściowo.wię­zienie Inkwizycji.Karcer miejscowych dominikanów jest bowiem w remoncie.Frankenstein ma dwa miejskie wię­zienia, w ratuszu i pod Krzywą Wieżą, ale oba zawsze przepełnione.Dlatego tu, do Narrenturmu, wsadza się aresztowanych z nakazu Świętego Oficjum.- Ten Trankwilus - nie rezygnował Reynevan - trak­tuje nas jednak jak będących niespełna rozumu.- Skrzywienie zawodowe.- Co z Samsonem?- Co, co - żachnął się Szarlej.- Spojrzeli na jego gębę i puścili.Ironia, hę? Puścili, mając za idiotę.A nas zapudłowali u czubków.Szczerze powiedziawszy, pretensji nie mam, winie tylko siebie.Im o ciebie szło, Cyprianie, o ni­kogo więcej, tylko o tobie wspominał significavit.Mnie wsadzili, bo stawiałem opór, rozkwasiłem parę nosów, ha, parę kopów, nie chwaląc się, tez trafiło w to, w co trafić miało.Gdybym zachował się spokojnie, jak Samson.- Między nami mówiąc - dokończył po chwili ciężkiego milczenia - cała moja w nim, w Samsonie, nadzieja.Że coś wymyśli i zorganizuje.I to szybko.Inaczej.Inaczej możemy mieć kłopoty.- Z Inkwizycją? A o co nas oskarżą?- Problem - głos Szarleja był nader ponury - nie w tym, o co nas oskarżą.Problem w tym, do czego się przyznamy.·Reynevan nie potrzebował wyjaśnień, wiedział, w czym rzecz.Rzeczy podsłuchane w cysterskiej grangii oznacza­ły wyrok śmierci, śmierci poprzedzonej torturami.O tym, że podsłuchali, nikt nie mógł się dowiedzieć.Nie wymaga­ło wyjaśnień znaczące spojrzenie, którym demeryt wska­zał innych pensjonariuszy Wieży.Reynevan też wiedział, że Inkwizycja miała w zwyczaju umieszczać wśród uwię­zionych szpicli i prowokatorów.Szarlej, co prawda, obie­cał, że takowych zdemaskuje szybko, ale zalecił ostroż­ność i konspirację również wobec innych, choćby i z pozo­ru uczciwych.Nawet tych, zaznaczył, nie należy dopusz­czać do konfidencji.Nie warto, zawyrokował, by cokol­wiek wiedzieli i mieli o czym mówić.- Albowiem - dodał - człowiek rozciągnięty na skrzypcu mówi.Mówi dużo, mówi wszystko, co wie, mówi o czym tylko się da.Bo dopóki mówi, nie przypiekają.Reynevan pomarkotniał.Tak widocznie, że aż Szarlej uznał za celowe dodać mu otuchy przyjaznym walnięciem w plecy.- Głowa do góry, Cyprianie - pocieszył.- Jeszcze się za nas nie wzięli.Reynevan pomarkotniał jeszcze bardziej i Szarlej dał za wygraną.Nie wiedział, że Reynevan wcale nie martwi się, że na mękach powie o podsłuchanych w grangii konszachtach.Że stokroć bardziej przeraża go myśl o tym, że zdradzi Katarzynę Biberstein.·Odpocząwszy nieco, obaj lokatorzy kwatery „Pod Ome­gą” porobili dalsze znajomości.Szło im rozmaicie.Jedni z pensjonariuszy Narrenturmu rozmawiać nie chcieli, je­szcze inni nie mogli, będąc w stanie, który doktorowie z praskiego uniwersytetu określali - za szkołą Salerno - jako dementia bądź debilitas.Inni byli rozmowniejsi.Nawet ci nie bardzo jednak kwapili się z ujawnianiem perso­naliów, toteż Reynevan w myśli ponadawał im stosowne przydomki.Ich najbliższym sąsiadem był Tomasz Alfa - bytował bowiem pod filarem oznaczonym taką właśnie grecką lite­rą, a do Wieży Błaznów trafił w dniu świętego Tomasza z Akwinu, siódmego marca.Za co trafił i dlaczego tak długo siedzi, nie wyjawił, ale na Reynevanie bynajmniej nie zrobił wrażenia obłąkanego.Powiadał się wynalazcą, Szarlej jednak na podstawie manieryzmów mowy uznał go za zbiegłego mnicha.Wynajdywanie dziury w klasztor­nym murze, orzekł, nie może pretendować do miana pra­wdziwej wynalazczości.Niedaleko od Tomasza Alfy, pod literą tau i wydrapanym na ścianie napisem: POENITEMINI mieszkał Kameduła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl