[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cały ruch odbywał się teraz według określonego wzoru.Ściemniło się zgodnie z jego wolą, chociaż była to tylko chmura zasłaniają­ca słońce.Cały spektakl rozgrywał się w półmroku, co według niego było jak najbardziej właściwe.Grał ton za tonem, a inne stworzenia przyłączały się do grupy — zające, wiewiórki — a on wiedział, że było to właściwe i odpowiednie, dokładnie takie jak powinno, na swoim miejscu, gdyż on teraz gra.Czuł, że mógłby to robić bez końca, wznosić ściany dźwięku i burzyć je, tańczyć wewnątrz swego serca, śpiewać.Dopiero po pewnym czasie uświadomił sobie obecność dziewczyny.Szczupła, o jasnej cerze, ubra­na na niebiesko, pojawiła się za drzewem po lewej stronie polany; stała tak nieruchomo obserwując i słuchając.Zauważywszy ją, skinął głową i uśmiechnął się, czekając na reakcję.Nie chciał jej odstraszyć żadnym gwałtownym ruchem.Kiedy odpowiedziała na ski­nienie nikłym uśmiechem, przestał grać i włożył ins­trument do futerału.Liście opadły, zwierzęta zastygły na moment, a po­tem popędziły w las.Dzień się rozjaśnił.— Witaj — zaryzykował.— Czy mieszkasz w tej okolicy?Skinęła twierdząco głową.— Wracałam do mojej wioski, kiedy cię usłysza­łam.To było piękne.Jak się nazywa ten instrument? Czy to czary?— Gitara — odparł — i czasami myślę, że tak.Nazywam się Dan.A ty? — Nora.Jesteś obcy.Skąd pochodzisz? Dokąd idziesz?— Idę z daleka — powiedział powoli, szukając właściwych zdań i z pewnym wahaniem dobierając słowa.— Po prostu spaceruję, rozglądam się.Chciałbym zobaczyć twoją wioskę.— Czy jesteś minstrelem? Czy zarabiasz graniem na życie?Ściągnął kurtkę, otrzepał ją i przewiesił sobie przez ramię.— Tak — odparł.— Czy słyszałaś o kimś, kto po­trzebuje minstrela?— Może.później — odparła.— Co masz na myśli?— Wielu ludzi ostatnio umarło.Nikt nie jest w ra­dosnym nastroju.— Przykro mi.Może przez pewien czas mógłbym pracować inaczej, dopóki nie poznam tego kraju.Twarz Nory pojaśniała.— Tak, jestem pewna, że coś znajdziesz.Wziął gitarę i ruszył przed siebie.— Pokaż mi drogę — poprosił.— Dobrze.Odwróciła się, a Dan ruszył za nią.— Opowiedz mi o swojej ojczyźnie i o miejscach, w których byłeś.Najlepiej będzie coś wymyślić, postanowił, coś pro­stego i sielskiego.Jeszcze nie wiadomo, jak się tu sprawy mają.Najlepiej jednak, żeby to ona mówiła.Nienawidzę zaczynać jako kłamca.— Och, mój kraj bardzo przypomina inne.Czy twój kraj jest rolniczy?— Tak.— No proszę.Mój także.Co tu uprawiacie?Doszli do ścieżki.Ilekroć przelatywał nad nimi ptak, podnosiła wzrok i wzdrygała się, a po pewnym czasie zdał sobie sprawę z tego, że on także obserwu­je niebo.W ciągu całej drogi udawało mu się kiero­wać rozmową.Kiedy dotarli do celu, usły­szał opowieść o Marku Maraksonie.XIStary człowiek w wyblakłej, błękitnej szacie szedł ulicami sennego miasta, mijając ciemne wystawy sklepowe, zaparkowane pojazdy, zasypane pojemniki na śmieci, napisy na murach, których nie był w stanie przeczytać.Jego krok był powolny, oddech miał ciężki.Co pewien czas wspierał się na kiju lub opierał o ścianę domu.Światło zaczęło powoli przebijać ciemne niebo; zbierająca, gasząca gwiazdy żółta fala.Daleko w przodzie ukazała się cienista oaza: drzewa poruszane delikatnymi podmuchami poranka w dole szero­kiej ulicy.Kij starca postukał o beton jeszcze ciężej niż poprzednio.Przeszedł przez ulicę i z wysiłkiem minął kolejny blok.Drżącą dłonią chwycił latarnię.Stał takchwiejąc się; minęło go kilka pojazdów.Kiedy ulica opustoszała, przeszedł na drugą stronę.Bliżej.Miejsce, gdzie kołysały się gałęzie, a pieśń ptaków leciała w górę w świetle poranka, było teraz bliżej.Nieporadnie kroczył do przodu; bladoniebie­skie ogniki tańczyły czasem na czubku kija.Powiew przyniósł słaby, kwietny aromat.Minął ostatnie skrzyżowanie.Znowu stanął, oddychając głęboko, prawie się du­sząc.Kiedy przechodził na drugą stronę ulicy, jego krok był sztywny, niezgrabny.Raz upadł, ale na jezdni nie było żadnych samochodów; podniósł się i pokuśtykał dalej.Ponad małym parkiem, który pojawił się teraz przed nim, zaróżowiło się niebo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl