[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Devin przypomniał sobie, że kiedy zatrzymał się pod skle­pieniem tamtych wewnętrznych drzwi, które wydały mu się bramą do krainy snów, Alessan na niego spojrzał.- Właśnie, dlaczego? - zapytał, podnosząc wzrok.- Dlacze­go pozwoliłeś, żebym za nią poszedł?Światło księżyca było teraz zupełnie błękitne.Vidomni opu­ścił się po zachodniej stronie nieba za wierzchołki drzew.Wśród gwiazd lśnił już tylko Ilarion, rozświetlając noc swym dziwnym blaskiem, nazywanym przez wieśniaków światłem duchów.Alessan miał go za plecami, więc oczy skrywał mu cień.Przez chwilę jedynymi dźwiękami były nocne odgłosy lasu: sze­lest liści i trawy na wietrze, suche trzaski dochodzące z ziemi, szybkie uderzenia skrzydeł zmierzające do pobliskiej gałęzi.Gdzieś na północ od nich odezwało się jakieś małe zwierzę, któremu zaraz odpowiedziało inne.Alessan powiedział:- Bo znam melodię, której nauczył go w dzieciństwie ojciec, i wiem, kto nim jest.Poza tym Devin nie pochodzi z Asoli.Catriano miła, to nie tylko sprawa muzyki, cokolowiek możesz sądzić o moich własnych słabościach.On jest jednym z nas, moja droga.Baerdzie, zechcesz poddać go próbie?Na najbardziej świadomym, racjonalnym poziomie Devin prawie nic z tego wszystkiego nie rozumiał.Niemniej zaczęło mu się robić od słów Alessana zimno.Miał wrażenie, że spada w locie niczym drapieżny ptak do miejsca, do którego zaprowadził go portal Moriany, tu w mroku lasu pod błękitnym księ­życem w pełni.I wcale nie poczuł się swobodniej, kiedy odwrócił się do Baerda i zobaczył jego zmienioną, pobladłą twarz.- Alessanie.- zaczął Baerd schrypłym głosem.- Jesteś mi droższy niż ktokolwiek inny na ziemi - powie­dział poważnie Alessan.- Jesteś mi więcej niż bratem.Za nic w świecie bym cię nie skrzywdził, a szczególnie w tej sprawie.Nigdy w tej sprawie.Nie prosiłbym cię o to, gdybym nie był pewien.Poddaj go próbie, Baerdzie.Baerd nadal się wahał, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Devina.Niewiele rozumiał z całej sytuacji, poza tym że dla nich jest to coś bardzo ważnego.Przez dłuższą chwilę nikt się nie poruszył.W końcu Baerd wziął Devina za ramię i idąc bardzo ostrożnie, jakby nie chciał ulec emocjom, poprowadził go kilkanaście kroków dalej w las na niewielką polanę okoloną drzewami.Tam zręcznie usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami.Po chwili wahania Devin uczynił to samo.Mógł jedynie kierować się otrzymywanymi wskazówkami, bo nie miał pojęcia, dokąd zmierzą.Przypomniał sobie słowa Catriany, które wypowie­działa rano w pałacu: “Nie na tej drodze, którą kroczę”.Splótł dłonie, żeby je uspokoić.Było mu zimno, ale niewiele to miało wspólnego z chłodem nocy.Usłyszał, że Alessan i Catriana idą za nimi, ale się nie obej­rzał.Przez chwilę liczył się tylko niezwykły wyraz oczu Baerda.Do tej chwili ten jasnowłosy mężczyzna wyglądał na tak swobodnego i pewnego siebie, a teraz nagle wydał się straszli­wie bezbronny, jak ktoś, kogo można dziwnie łatwo zniszczyć.Po raz wtóry w tym długim dniu Devin nagle poczuł, jakby wchodził w krainę snów, zostawiając za sobą proste, wyraźnie określone granice codziennego świata.W takim właśnie nastroju wysłuchał opowieści Baerda.Przyszła do niego ten pierwszy raz w niebieskim blasku Ilariona niczym zaklęcie, gobelin utkany ze słów z utraconych ob­szarów dzieciństwa, czym przecież w rzeczywistości była.- W roku, w którym Alberico zajął Astibar - powiedział Ba-ord - a Tregea i Certando przygotowywały się do stawienia mu oddzielnie czoła jeszcze przed porażką Ferraut, przybył na ten półwysep z zachodu Brandin, król Ygrathu.Wprowadził flotę do Wielkiej Zatoki Chiary i zajął wyspę.Zajął ją bez kłopotu, albowiem wielki diuk widząc, ile statków przybyło z Ygrathu, popełnił samobójstwo.Podejrzewam, że tyle wiesz.Mówił cicho.Devin pochylił się do przodu, wytężając słuch.Na gałęzi za nim słodko i smutno śpiewała trialla.Alessan i Catriana milczeli.Baerd podjął opowieść.- W owym roku Półwysep Dłoni stał się polem bitwy toczą­cej się o władzę między Ygrath i Imperium Barbadioru.Żadne z tych państw nie mogło pozwolić, aby drugie miało tutaj, w połowie drogi między nimi, wolną rękę.Był to jeden z powodów przybycia Brandina.Drugi, o czym dowiedzieliśmy się później, wiązał się z jego młodszym, najukochańszym synem, Stevanem.Brandin z Ygrathu chciał wykroić dla swego dziecka drugie królestwo, ale znalazł tu coś innego.Trialla nie przestawała śpiewać.Baerd przerwał, żeby jej posłuchać, jakby w jej śpiewnym głosie, delikatniejszym na­wet od treli słowika, słyszał echo własnych wspomnień.- Chiaranie, którzy usiłowali stawić mu opór w górach, zostali zmasakrowani na zboczach Sangariosa.Wkrótce potem Brandin zajął prowincję Asoli.Wszędzie poprzedzały go wieści o jego potę­dze.Był wielkim czarnoksiężnikiem, większym nawet od Alberico, a chociaż miał mniej żołnierzy niż Barbadiorczycy na wschodzie, byli oni lojalniejsi i lepiej wyszkoleni.Alberico okazał się bowiem tylko bogatym i ambitnym pomniejszym dostojnikiem Imperium posługującym się najemnikami, Brandin zaś rządził w Ygrath i jego żołnierze byli starannie wybrani z całego króle­stwa.Przesunęli się na południe przez Corte prawie bez wysiłku, po kolei pokonując armię każdej prowincji, bo wszyscy działali­śmy wtedy osobno.Potem oczywiście też.- Głos Baerda nie był na tyle obojętny, by zabrzmieć odpowiednio ironicznie.- Z Corte Brandin skręcił na wschód z mniejszą częścią armii, żeby spotkać Alberico w Ferraut i tam go pokonać.Wysłał i Stevana na południe, żeby zajął ostatnią wolną zachodnią pro­wincję, a potem dołączył do niego w Ferraut i stawił czoło Barbadiorczykom w bitwie, która miała według czarnoksiężników zadecydować o losie Dłoni,To był błąd, chociaż wtedy, osiemnaście lat temu, Brandin nie mógł tego wiedzieć.Przybył tu niedawno i nie miał pojęcia o charakterze różnych prowincji półwyspu.Przypuszczam, że chciał, aby Stevan posmakował samodzielnego przywództwa.Dał mu większą część armii i najlepszych dowódców, sądząc, że do ich powrotu powstrzyma Alberico własnymi czarami.Baerd przerwał na chwilę i jakby zapatrzył się gdzieś w głąb siebie.Kiedy podjął opowiadanie, jego głos brzmiał inaczej, tak przynajmniej wydawało się Devinowi.- Na linii rzeki Deisy, trochę więcej niż w połowie drogi mię­dzy Certando i morskim wybrzeżem Corte, Stevan napotkał najbardziej zaciekły opór, z jakim miały się zetknąć w Dłoni najeźdźcze armie.Pod dowództwem swojego księcia - bo za­wsze tak nazywali władcę - mieszkańcy tej ostatniej prowincji na zachodzie stawili czoło Ygratheńczykom, wytrzymali ich atak i odepchnęli od rzeki, ponosząc przy tym i zadając ogrom­ne straty.Aksiążę tej prowincji, Yalentin.prowincji, którą znasz jako Dolne Corte, zabił Stevana z Ygrathu, ukochanego syna Brandina.Zabił go nad brzegiem rzeki o zachodzie słońca pod ko­niec straszliwego dnia pełnego śmierci.Devin nieomal wyczuwał w tych słowach smak goryczy i zadawnionej rozpaczy.Zobaczył, jak Baerd po raz pierwszy zerka na stojącego nieopodal Alessana.Żaden z nich się nie odezwał.Devin nie odrywał wzroku od Baerda.Był tak sku­piony, jakby od tego zależało jego życie.I właśnie wtedy gdzieś w zakamarkach jego umysłu zaczął uderzać odległy dzwon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl