[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Energicznie kiwnęła głową, jakby potwierdzając tym włas­ne słowa i ponownie wsparła dłonie na biodrach.- A teraz mów, czego chcesz?Siuan kilkakrotnie podczas tej przemowy próbowała wtrą­cić choć jedno słowo, ale strumień płynący z ust tamtej prze­walał się po nich niczym fala przypływu.Nie była do czegoś takiego przyzwyczajona.Kiedy pani Tharne skończyła, cała aż trzęsła się z gniewu, obie dłonie zaciskając na krawędziach spódnicy, aż pobielały jej kłykcie.Z równą siłą starała się trzymać na wodzy swój temperament."Występuję tutaj tylko jako inna agentka" - upominała się zdecydowanie.- "Już nie Amyrlin, tylko inna agentka".Poza tym spodziewała się, iż kobieta może wprowadzić w życie swe groźby.To było dla niej wciąż nowym doświad­czeniem, że musi strzec się kogoś tylko dlatego, że jest większy i silniejszy.- Otrzymałam wiadomość, którą muszę dostarczyć do zgromadzenia tych, które służą.- Miała nadzieję, że pani Tharne weźmie napięcie w jej głosie za objaw przestrachu; może okazać się bardziej pomocna, gdy uzna Siuan za stosow­nie onieśmieloną.- Nie było ich tam, gdzie mi powiedziano.Mogę mieć tylko nadzieję, że wiesz coś, co pomoże mi je znaleźć.Zaplótłszy ramiona na masywnych piersiach, pani Tharne wpatrywała się w nią przez jakiś czas.- Wiesz, jak opanować swój temperament, kiedy jest to potrzebne, co? Dobrze.Co się stało w Wieży? I nie próbuj zaprzeczać, że stamtąd przybywasz, moja dumna pięknotko.Jest to wypisane na twojej twarzy i z pewnością nie nabyłaś tych snobistycznych manier w jakiejś wsi.Siuan wzięła głęboki oddech, zanim odpowiedziała.- Siuan Sanche została ujarzmiona.- Jej głos nawet nie zadrżał i była z tego dumna.- Nową Amyrlin jest Elaida a'Roihan.Tym razem jednak nie potrafiła całkowicie stłumić gory­czy, jaka zabrzmiała w tych słowach.Pani Tharne w najmniejszej mierze nie zdradziła, co po­czuła, słysząc te wieści.- Cóż, to przynajmniej tłumaczy niektóre z rozkazów, jakie otrzymałam.Przynajmniej ich część.Ujarzmiły ją, po­wiadasz? Myślałam, że będzie już Amyrlin na zawsze.Widzia­łam ją raz, kilka lat temu w Caemlyn.Z daleka.Wyglądała, jakby potrafiła przeżuwać rzemienie uprzęży na śniadanie.­Niemożliwie szkarłatne loki zafalowały, gdy potrząsnęła gło­wą.- Cóż, co się stało, to się nie odstanie.Ajah się podzie­liły, nieprawdaż? To jest jedyne możliwe wytłumaczenie moich rozkazów i tego, że ujarzmiły tego starego sępa.Jedność Wieży zniszczona, a Błękitne uciekły.Siuan zazgrzytała zębami.Próbowała wytłumaczyć sobie, że ta kobieta jest lojalna wobec Błękitnych Ajah, nie zaś oso­biście względem niej, ale to nie pomagało."Stary sęp? Sama jest wystarczająco stara, aby być moją matką.A gdyby była, to chyba bym się utopiła".Z wysiłkiem nadała swym słowom pokorne brzmienie.- Moja wiadomość jest bardzo ważna.Muszę ruszać w drogę tak szybko, jak się tylko da.Możesz mi pomóc?- Ważna wiadomość? No cóż, wątpię w to.Problem po­lega na tym, że mogę ci coś zaoferować, ale sama będziesz musiała rozszyfrować, co to takiego.Chcesz tego? - Ta ko­bieta nie zamierzała niczego ułatwić.- Tak, proszę.- Sallie Daera.Nie mam pojęcia, kim ona jest, czy też kim była, ale kazano mi podać to imię każdej Błękitnej, która się tu pojawi i będzie wyglądać na zagubioną, jeżeli można tak powiedzieć.Możesz nie być jedną z sióstr, ale zadzierasz nos tak wysoko, że wyglądasz przynajmniej na taką.Więc ci mówię.Sallie Daera.Zrób z tym, co zechcesz.Siuan stłumiła dreszcz podniecenia i ponownie przybrała obojętny wyraz twarzy.- Ja również nigdy o niej nie słyszałam.Muszę więc dalej ich szukać.- Gdy je znajdziesz, powiedz Aeldene Sedai, że wciąż jestem lojalna, cokolwiek się wydarzy.Od tak dawna pracu­ję już dla Błękitnych, że nie wiedziałabym, co dalej ze sobą począć.- Powiem jej - zapewniła ją Siuan.Nawet nie wiedzia­ła, że Aeldene zastąpiła ją w kierowaniu siatką Błękitnych; Amyrlin, niezależnie od tego, z których Ajah ją wyniesiono, należała do wszystkich, a jednocześnie do żadnej.- Przypusz­czam, że znajdziesz jakiś powód, dla którego nie możesz mnie jednak zatrudnić.Naprawdę nie potrafię śpiewać, to powinno wystarczyć.- Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie dla tej bandy za drzwiami.- Wielka kobieta uniosła brew i uśmiechnęła się w sposób, który nie spodobał się Siuan.- Coś wymyślę, dziewczyno.I dam ci drobną radę.Jeżeli nie zejdziesz o szcze­bel czy dwa, jakieś Aes Sedai mogą cię ściągnąć na sam dół drabiny.Zaskoczona jestem, że jeszcze się tak nie stało.Teraz idź już.Wynoś się stąd."Wstrętna kobieta - Siuan aż warknęła w duszy.- Gdy­by to było możliwe, przydzieliłabym jej takie kary, aż by jej oczy wyszły na wierzch".Ta kobieta sądziła, że należy jej się więcej szacunku, czyż nie?- Dziękuję ci za pomoc - oznajmiła chłodno i wyko­nała ukłon stosowny do pałacowego wnętrza.- Byłaś dla mnie doprawdy zanadto uprzejma.Przeszła już trzy kroki w głąb wspólnej izby, kiedy za nią pojawiła się pani Tharne, wybuch jej przeraźliwego śmiechu przebił się przez, wszechogarniający gwar.- To ci dopiero wstydliwa panienka! Nóżki tak białe i smukłe, że wszystkim by ślina z ust ciekła, a rozpłakała się jak dziecko, kiedy jej powiedziałam, że będzie musiała wam je pokazać! Po prostu siadła na podłodze i zaczęła ryczeć! Biodra krągłe, iż każdemu by się spodobały, a ona.!Siuan aż zatoczyła się pod huraganem śmiechu.który jed­nak nie stłumił całkowicie litanii tamtej.Udało jej się przejść w miarę wolno jeszcze trzy kroki, z twarzą czerwoną niczym burak, potem rzuciła się biegiem.Zatrzymała się dopiero na ulicy, usiłując odzyskać oddech i uspokoić łomoczące serce."Wstrętna stara zdzira! Powinnam.!"Nie miało znaczenia, co powinna zrobić, ta obrzydliwa ko­bieta powiedziała jej wszystko, czego potrzebowała.Nie Sallie Daera; w ogóle nie chodziło o kobietę.Tylko Błękitne będą wiedziały lub choćby podejrzewały.Salidar.Miejsce narodzin Deane Aryman, Błękitnej siostry, która została Amyrlin po Bonwhin i uratowała Wieżę przed zniszczeniem, na jakie na­raziła ją tamta.Salidar.Jedno z ostatnich miejsc, gdzie ktokol­wiek szukałby Aes Sedai, tak blisko przecież Amadicii.Dwaj mężczyźni w śnieżnobiałych płaszczach i błyszczą­cych, wypolerowanych puklerzach jechali w jej stronę po ulicy, niechętnie ustępując z drogi wozom.Synowie Światłości.Obec­nie można ich było spotkać wszędzie.Siuan cofnęła się pod niebiesko-zieloną ścianę gospody i spuściwszy głowę, obser­wowała ostrożnie Białe Płaszcze spod ronda swego kapelusza.Spojrzeli na nią przelotnie, przejeżdżając obok - twarde twa­rze pod lśniącymi stożkowymi hełmami - i pojechali dalej.Siuan aż zagryzła usta ze złości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl