[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dlatego dziadek zapragnął spotkać się z panem Chaskiełem Bronsteinem — jechaliśmy znów przez Siennicki Most nad martwą wstęgą kanału portowego, w którym kadłuby statków przypominały śpiące cielska egzotycznych potworów — po to — kontynuowałem — aby podzielić się tym właśnie spostrzeżeniem i żeby kupić trochę filmów na zapas, bo odkąd weszli Niemcy, codziennie zakazywano kolejnych rzeczy, no i dziadek obawiał się, że fotografowanie też niedługo zostanie Polakom zabronione, podobnie jak słuchanie radia, jazda na nartach, koncerty symfoniczne, nie mówiąc już o studiowaniu geologii na otwartych wykładach Towarzystwa Przyrodniczego, które, jak wszystkie towarzystwa i uczelnie, zostało po prostu zlikwidowane; pojechał więc rowerem do Tarnowa, by kupić u pana Bronsteina papier i filmy Gevaerta, ale zakład był już zamknięty, tylko na zapleczu ktoś jeszcze kręcił się po cichu, dziadek wszedł więc w podwórko i zastukał delikatnie trzy razy — inżynierze — ucieszył się pan Chaskiel — słyszałem, że aresztowali pana we Lwowie Sowieci, więc to nieprawda — podał gościowi krzesło — tym razem odpowiedział dziadek—wykpiłem się tylko samochodem, a do następnego już nie czekałem, wróciłem tutaj — tutaj nie lepiej — pan Chaskiel wskazał na swoją opaskę z gwiazdą — zamykam zakład i wyjeżdżam do Argentyny — do Argentyny — zdziwił się dziadek—w jaki sposób? — Niech pan nie pyta, w jaki, niech pan się modli, żebym mógł tam sprowadzić rodzinę, ten paszport kupiłem na dwa tygodnie przed wybuchem wojny, ale jest tylko na mnie, a oni muszą iść do getta, zabrali nam mieszkanie, pan nawet nie wie, jakie musiałem dać łapówki w naszej gminie, żeby zapewnić im choć pokój z kuchnią, no ale jakoś przeczekają, pana to przynajmniej z fabryki nie wyrzucą, proszę, niech pan to weźmie ode mnie na pamiątkę — i pan Chaskiel Bronstein wręczył dziadkowi kilka pudełek fotograficznego papieru i kilkanaście rolek filmu Gevaerta, a kiedy mimo wszystko chciał zapłacić, fotograf żachnął się i stwierdził, że od najlepszego klienta w mieście, który nawet wówczas, kiedy endecy nasmarowali na jego szybie napis — nie idź do żyda — ostentacyjnie zatrzymywał swojego Mercedesa przed jego zakładem i wchodził do środka, kupując znacznie więcej, niż potrzebuje, że od takiego klienta nie będzie teraz brał pieniędzy; dziadek, już na odchodnym, kiedy serdecznie się pożegnali, powiedział jeszcze tylko — wie pan, ja już nie chodzę do fabryki, niech sobie Niemcy radzą sami — i wyszedł na podwórko, ale roweru nie było, ktoś najzwyczajniej go ukradł i dziadek szedł ulicą Krakowską w dół, mijając patrole niemieckiej żandarmerii, i zastanawiał się, co będzie dalej, skoro Francuzi nie rozpoczęli ofensywy, Anglicy nie zrzucili na Berlin ani jednej bomby, a Niemcy i Sowieci urządzają wspólne defilady i przypomniał sobie wtedy, jak w Wolnym Mieście Gdańsku założył przed laty małą firmę importującą chemikalia, jak go nękano kontrolami, jak otrzymywał listy — Polaczku, nic tu po tobie — i jak, wreszcie, podpalono nocą jego skład konsygnacyjny, za co mu przyszło jeszcze płacić karę, kiedy się okazało, że złożył skargę w Komisariacie Ligi Narodów, więc w tym nastroju wrócił do domu w Mościcach, a tam czekało już na niego wezwanie na policję — nie idź — załamywała ręce babka Maria — może już lepiej wróć do Lwowa i tam przeczekaj jakoś — nic mi nie mogą zrobić — dziadek wzruszał ramionami na pewno chodzi o to, że jeszcze im nie oddałem Mercedesa, czytałem ogłoszenie, powiem, że byłem u rodziny na wschodzie, no i pokażę to — dziadek wyciągnął rekwizycyjny kwit Czerwonej Armii — przecież ze sobą współpracują i może nawet wymienią ten samochód, żeby statystyka się zgadzała.No i niech pani sobie wyobrazi — spojrzałem na pannę Ciwle — że dziadek, idąc na policję, wziął ze sobą ten kwit, ale przesłuchujący go gestapowiec nawet nie bardzo się tym przejął, chodziło bowiem o to, że dziadek nie zgłosił się do pracy, czym zbojkotował zarządzenie Arbeitsamtu, a musi pani wiedzieć — wyjaśniłem — że w tej fabryce produkowano nie tylko nawozy dla rolnictwa, lecz także wybuchowe materiały, no i ten gestapowiec otworzył teczkę z dossier podejrzanego, skąd wyjął kopie ekspertyz i patentów dziadka i rzucił je na biurko, mówiąc — wiemy o tobie wszystko i mamy ostatnią propozycję: od dziś nie jesteś już Polaczkiem, ale jako Austriak z pochodzenia Niemcem, a jutro stawiasz się do pracy.— No i tego samego dnia — kończyłem opowieść — dziadek siedział już w tarnowskim więzieniu, skąd zawieziono go do Wiśnicza, gdzie było już kilkuset takich jak on niepożądanych, a stamtąd pojechali wszyscy do Oświęcimia i otrzymali niskie, trzycyfrowe numery z literą „P” na trójkącie pasiaka.— No a gdyby posłuchał pańskiej babki — panna Ciwle była poruszona — gdyby jednak przedostał się do Lwowa? — Pewnie wówczas trafiłby do Donbasu — skręcałem fiatkiem z Mostu Błędnika w Trzeciego Maja — jak Stefan i Adam Baczewscy, którzy zginęli tam w czterdziestym roku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]