[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Możemy na nim usiąść i powiedzieć wzleć zaproponował Nijel.A potem, zanim uderzymy o sufit, powiemy stop. Zastanowił się, po czymdodał: Jeśli to właściwe słowo. Albo spadaj powiedział Rincewind. Zlatuj , nurkuj , opadaj , spływaj.Lub pikuj. Ruń dodała ponuro Conena. Oczywiście zgodził się Nijel. Skoro tyle pierwotnej magii unosi sięw powietrzu, możemy wypróbować kilka poleceń. Aha mruknął Rincewind.I jeszcze: No tak. Masz na kapeluszu napisane Maggus zauważył Kreozot. Na własnym kapeluszu każdy może sobie wypisać, co zechce stwierdzi-ła Conena. Chyba nie wierzysz we wszystko, co przeczytasz. Chwileczkę! zawołał oburzony Rincewind.138Odczekali chwileczkę.Odczekali jeszcze kolejne siedemnaście sekund. To o wiele trudniejsze, niż się wam wydaje oświadczył Rincewind. A nie mówiłam! zawołała Conena. Chodzcie, spróbujemy paznok-ciami wydłubać zaprawę spomiędzy kamieni.Rincewind uciszył ją gestem dłoni, zdjął kapelusz, demonstracyjnie zdmuch-nął kurz z gwiazdy, włożył kapelusz na głowę, poprawił rondo, podwinął rękawy,rozprostował palce i wpadł w panikę.Z braku czegoś lepszego do roboty, oparł się o kamienny mur.Kamienie wibrowały.Nie tak, jakby ktoś nimi potrząsał, ale tak, jakby drżenierodziło się wewnątrz muru.Było to drżenie całkiem podobne do tego, jakie wyczuł na Uniwersytecie,zanim przybył czarodziciel.Kamienie były wyraznie bardzo z czegoś niezadowo-lone.Rincewind przeszedł kilka kroków i przycisnął ucho do innego kamienia,mniejszego i trójkątnego, przyciętego do swego miejsca w kącie.Nie wielkiego,pełnego godności kamienia, ale kamienia drobnego, który cierpliwie wykonywałswe obowiązki dla dobra muru jako całości.Ten kamień także dygotał. Psst! szepnęła Conena. Nic nie słyszę oznajmił głośno Nijel.Nijel należał do ludzi, którzy napolecenie nie patrz teraz natychmiast odwracają głowę niby sowa na kole garn-carskim.To ci sami, którzy jeśli pokazać im, powiedzmy, rosnący tuż obokniezwykle piękny krokus, odwracają się bezmyślnie i stawiają stopę przy wtórzesmutnego chrupnięcia.Jeśli zagubią się na pustyni, najłatwiej ich znalezć kładącgdzieś na piasku coś małego i kruchego, na przykład bezcenny kubek, należą-cy do rodziny od pokoleń.Potem wystarczy przybiec, kiedy usłyszy się trzask.Wszystko jedno. No właśnie! Co z bitwą?Niewielka strużka tynku posypała się ze stropu na kapelusz Rincewinda. Coś oddziaływuje na kamienie stwierdził niegłośno. Próbują się wy-rwać. A stoimy pod całkiem sporą ich liczbą zauważył Kreozot.Coś zgrzytnę-ło nad nimi i ciemność przebił snop dziennego światła.Ku zdumieniu Rincewinda,zjawisku temu nie towarzyszył nagły zgon przez zmiażdżenie.Znowu coś krze-mowe trzasnęło i otwór powiększył się.Kamienie wypadały z muru i spadały.w górę. Myślę rzekł że w tej sytuacji można wypróbować latający dywan.Mur obok niego wstrząsnął się jak mokry pies i rozpadł na części.Wzlatującku niebu, jego elementy wymierzyły Rincewindowi kilka solidnych ciosów.Wśród gradu fruwających kamieni cala czwórka wskoczyła na niebiesko-złotydywan.139 Musimy się stąd wydostać zauważył Nijel, dbając o swą opinię bystregoobserwatora. Czekajcie rzekł Rincewind. Powiem. Nie powiesz warknęła Conena, klękając obok niego. Ja powiem.Niemam do ciebie zaufania. Ale. Siedz cicho. Conena poklepała dywan. Dywanie.wznieś się rozkazała.Przez moment trwała cisza. W górę. Może nie zna tego języka podpowiedział Nijel. Startuj.Lewituj.Leć. A może na przykład odpowiada tylko na jeden konkretny głos. Cicho. Spróbuj: unieś się. Albo: poszybuj wtrącił Kreozot.Kilka cetnarów kamiennych płyt posadzki przemknęło o cal od jego głowy. Gdyby miał zamiar posłuchać, już by to zrobił, prawda?Powietrze wokół było gęste od pyłu kamienie zderzały się ze sobą w po-wietrzu.Conena walnęła pięścią w dywan. No rusz się, przeklęty chodniku! Au!Fragment gzymsu uderzył ją w ramię.Z irytacją roztarta sińca, i obejrzała sięna Rincewinda.Siedział z kolanami pod brodą i kapeluszem nasuniętym na oczy. Dlaczego to nie działa? spytała. Wypowiadasz nieodpowiednie słowa odparł. Nie rozumie języka? Język nie ma tu nic do rzeczy.Zaniedbałaś fundamentalną kwestię. Tak? Co tak? prychnął Rincewind. Posłuchaj, to nie jest odpowiednia chwila na demonstrację urażonej god-ności. Próbuj dalej, nie przeszkadzaj sobie. Każ mu lecieć!Rincewind naciągnął kapelusz na uszy. Proszę. powiedziała Conena.Kapelusz uniósł się nieco. Będziemy zachwyceni dodał Nijel. No no mruknął Kreozot.Kapelusz uniósł się jeszcze wyżej. Jesteście pewni? spytał Rincewind. Tak!140Rincewind odchrząknął. W dół! rozkazał.Dywan uniósł się i zawisł wyczekująco o kilka stóp nad warstwą kurzu. Jak to. zaczęta Conena, ale przerwał jej Nijel: Magowie mają dostęp do zródeł wiedzy tajemnej.To pewnie była przy-czyna.Dywan mógł mieć imperatyw, by robić coś przeciwnego niż to, co mu siępowie.Czy możesz wznieść się wyżej? Mogę, ale nie mam zamiaru odparł Rincewind.Dywan popłynął wolno naprzód i jak często się zdarza w takich chwi-lach ogromny kawał muru przetoczył się dokładnie przez miejsce, gdzie przedchwilą leżał.Po chwili byli już na zewnątrz, pozostawiając za sobą kamienną burzę.Pałac rozpadał się na kawałki, a kawałki wzlatywały w górę niczym lawaz wulkanu.Czarodzicielska wieża zniknęła bez śladu, ale kamienie frunęły kumiejscu, gdzie przedtem stała i. Budują następną wieżę! zawołał Nijel. I to z mojego pałacu dodał Kreozot. Kapelusz zwyciężył wyjaśnił Rincewind. Dlatego buduje własną wie-żę.To taki instynkt.Magowie zawsze obudowywali się wieżami, jak te.Jak sięnazywają te rzeczy, które można znalezć na dnie rzeki? %7łaby. Kamienie. Pechowi gangsterzy. Nie.Myślałem o larwach chruścików.Kiedy mag szykuje się do bitwy,zawsze buduje wieżę. Jest bardzo wysoka zauważył Nijel.Rincewind spojrzał tylko ponuro. Dokąd lecimy?Rincewind wzruszył ramionami. Daleko stąd rzekł.W dole przepłynął zewnętrzny mur pałacu.Tuż pod nimi zaczął się rozpadać,a pojedyncze cegły skręcały w stronę wiru kamieni brzęczących wokół nowejwieży.W końcu odezwała się Conena. No dobrze.Jak zmusiłeś ten dywan do latania? Naprawdę odwrotniewypełnia polecenia? Nie.Po prostu uwzględniłem pewne zasadnicze szczegóły układu po-wierzchniowego i przestrzennego. Chyba nie rozumiem przyznała. Mam to wytłumaczyć w niemagicznym języku? Tak.141 Położyłaś go na podłodze dołem do góry oświadczył Rincewind.Przez chwilę Conena siedziała całkiem nieruchomo. Muszę przyznać, że jest bardzo wygodny powiedziała wreszcie.Pierwszy raz w życiu lecę na dywanie. Pierwszy raz pilotuję dywan mruknął Rincewind. Dobrze ci idzie. Dziękuję. Mówiłeś, że masz lęk wysokości. Przerażenie wysokości. Nie okazujesz tego. Staram się o tym nie myśleć.Rincewind odwrócił głowę i spojrzał na wieżę.W ciągu ostatnich minut wy-raznie urosła, rozkwitając u szczytu plątaniną blanków i parapetów.Unosił się nadnią rój kafelków; pojedyncze sztuki nurkowały w dół i wskakiwały na miejsca ni-czym ceramiczne pszczoły podczas nalotu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]